Teściowa zmusiła mnie do rezygnacji z części spadku

newsempire24.com 2 dni temu

— Co to znaczy zrzec się udziału? — głos Weroniki zadrżał. — Helena Stanisławówna, to przecież spadek po moim mężu!

— Spadek po moim synu — odparła teściowa, wyprostowana jak struna. — A nie po tobie. Ty tu jesteś nikim, tymczasowa. Bartek jest mój, nie twój.

— Jak to tymczasowa? — Weronika poczuła, jak gorąca fala wzbiera w gardle. — Jesteśmy małżeństwem! Osiem lat razem!

— Osiem lat to nic — Helena Stanisławówna prychnęła pogardliwie. — Moje pierwsze małżeństwo trwało dwadzieścia trzy lata. A potem rozwód. Więc nie udawaj odwiecznej małżonki.

Weronika stała w kuchni, nie wierząc własnym uszom. Pół godziny temu gotowała barszcz dla całej rodziny, ciesząc się, iż teściowa w końcu zgodziła się rozmawiać o podziale mieszkania po śmierci teścia. A teraz to.

— Helena Stanisławówna, porozmawiajmy spokojnie — spróbowała opanować drżenie głosu. — Tadeusz Wojciechowicz zapisał mieszkanie Bartkowi. Zgodnie z prawem połowa należy także do mnie, jako żony.

— Nic ci nie należy! — teściowa podniosła głos. — Mój mąż dostał to mieszkanie w siedemdziesiątym piątym. Ja tu żyję od czterdziestu ośmiu lat! Wychowałam dzieci, niańczyłam wnuki! A ty skąd się wzięłaś? Przyjechałaś z jakiejś wsi, omotałaś Bartka i teraz rościsz sobie prawa!

— Nie jestem ze wsi, jestem z Kielc — cicho odpowiedziała Weronika. — I nikogo nie omotałam. Kochamy się z Bartkiem.

— Miłość — parsknęła Helena Stanisławówna. — W twoim wieku jaka miłość? Masz trzydzieści osiem lat, zegar tyka. Chodzi ci o zameldowanie w Warszawie, ot co.

W tej chwili do kuchni wszedł Bartek z siatkami z warzywniaka. Zobaczył zaczerwienione twarze żony i matki.

— Co się stało? — zapytał, stawiając zakupy na stole.

— Twoja matka chce, żebym zrzekła się swojego udziału w mieszkaniu — powiedziała Weronika, starając się mówić spokojnie.

Bartek spojrzał na matkę, potem na żonę.

— Mamo, przecież ustaliliśmy, iż będziemy żyć razem. Po co te rozmowy?

— Bartku — Helena Stanisławówna nagle zmiękła tonem — myślę o twojej przyszłości. Nigdy nic nie wiadomo. Rozwiedziecie się, a ona zabierze pół mieszkania.

— Mamo, przestań. Nie zamierzamy się rozwieść.

— Nikt nie zamierza — przedrzeźniła teściowa. — Ja też nie zamierzałam rozwodzić się z twoim ojcem, a musiałam. Życie jest nieprzewidywalne.

Weronika milczała, obserwując tę scenę. Bartek wyraźnie nie wiedział, co powiedzieć. Przenosił ciężar z nogi na nogę jak uczeń wezwany do tablicy bez przygotowania.

— Mamo, dlaczego tak robisz? — w końcu powiedział. — Weronika jest rodziną.

— Rodziną — powtórzyła Helena Stanisławówna. — To dlaczego nie ma dzieci? Osiem lat razem, a potomstwa zero. Może w ogóle nie może mieć?

Weronika poczuła, jak płomienie biją jej w twarz. To był ich z Bartkiem największy ból. Próbowali, chodzili do lekarzy, brali leki — bez skutku.

— To nasza prywatna sprawa — syknęła przez zęby.

— Prywatna — pokiwała głową teściowa. — Żonę sobie wziął niepłodną, a ja mam milczeć. Ja chcę wnuki, rozumiesz? Siedemdziesiąt lat już mam, ile mam jeszcze czekać?

— Mamo, przestań! — Bartek podniósł głos. — To nieładnie.

— Co nieładnie? Prawdę mówić nieładnie? — Helena Stanisławówna usiadła na stołku, wyciągając chusteczkę. — To nie moja wina, iż ma problemy. Może lekarz by jej poradził rozwód z moim synem i szukanie kogoś prostszego.

Weronika nie wytrzymała.

— Wychodzę — powiedziała, rozwiązując fartuch.

W sypialni zaczęła pakować rzeczy do torby. Ręce jej drżały. Czy to naprawdę się dzieje?

— Weronika, zaczekaj! — Bartek wszedł za nią. — Nie przejmuj się, mama się martwi.

— Martwi? — odwróciła się do męża. — Ona *żąda*, żebym zrzekła się udziału! Jakbym była oszustką, która chce was okraść!

— Nie żąda, tylko prosi…

— Słyszałeś, jak “prosi”? Praktycznie mnie wyrzuca!

Bartek usiadł na łóżku, pocierając skronie.

— Mama boi się zostać na bruku. Całe życie w tym mieszkaniu.

— A ja ją wyrzucam? Mówiłam, iż będziemy żyć razem! Mieszkanie duże, cztery pokoje, miejsca wystarczy.

— Wiem. Ale ona nie ufa dokumentom. Myśli, iż jeżeli coś między nami pójdzie źle, to ona ucierpi.

Weronika spojrzała mu w oczy.

— Bartek, powiedz prawdę. Po czyjej jesteś stronie?

— Po twojej. Jesteś moją żoną.

— To dlaczego nie stanąłeś za mną? Dlaczego pozwoliłeś, by mówiła takie rzeczy?

Milczał. Nie było odpowiedzi.

— Zostanę u Kasi kilka dni. Muszę pomyśleć.

— Nie odchodź. Porozmawiamy.

— O czym? O tym, jak lepiej zrzec się udziału? Albo jak się wynieść, żeby twojej mamie nie przeszkadzać?

W przedpokoju spotkała teściową.

— Wychodzisz? — Helena Stanisławówna uśmiechnęła się z zadowoleniem. — Dobrze robisz. Przemyślisz sprawę.

— Chcę, żebyś pani coś zrozumiała — Weronika zatrzymała się. — Nie chcę waszego mieszkania. Chcę tylko wiedzieć, iż mam dom. Że nie wyrzucicie mnie przy pierwszej kłótni.

— Dom masz. W Kielcach.

— Tam od lat obcy ludzie.

— To znajdziesz inny.

Na klatce schodowej Weronika długo stała, nie czując łez na policzkach. Osiem lat starań, by być dobrą żoną, dobrą synową. Gotowała, sprzątała, opiekowała się teściową podczas choroby. A teraz to.

Kasia przyjęła ją zdziwiona.

— Co się stało? Wyglądasz jak po pogrzebie.

— Gorzej. Mogę przenocować?

Przy herbacie Weronika opowiedziała wszystko. Kasia słuchała, kręcąc głową.

— Przecież cię ostrzegałam — powiedziała w końcu. — Pamiętasz, jak skarżyłaś się, iż teściowa ciągle wspomina o twoim wieku, o braku dzieci?

— To było przygotowanie gruntu. Chciała pokazać, iż nie jesteś pełnoprawną żoną.

— Dlaczego? Co jej zrobiłam?

— Zjawiłaś”Przez kolejne lata Weronika nauczyła się żyć w cieniu teściowej, ale w jej oczach już zawsze gościł cień rezygnacji, a Bartek, choć kochał ją szczerze, nigdy nie odważył się stanąć między nią a matką.”

Idź do oryginalnego materiału