Teściowa zawsze uwielbiała swoje córki, a na starość to ja muszę się nią opiekować.

newsempire24.com 1 tydzień temu

Dzisiaj znów muszę przelać swoje myśli na papier, bo inaczej nie wytrzymam. Moja teściowa przez całe życie uwielbiała swoje córki, ale teraz to ja mam się nią zajmować na starość.

Moja teściowa ma troje dzieci. Mojego męża, Tomasza, urodziła ostatniego. I wygląda na to, iż dla niej zawsze był tym „niechcianym”. Cała jej miłość i uwaga skupiały się na dwóch starszych córkach – Agnieszce i Katarzynie. Im pomagała we wszystkim: w remontach, z dziećmi, w zakupach, w spłacaniu długów. A nas – Tomasza i mnie – jakby nie było.

Przez osiem lat małżeństwa nie otrzymaliśmy od niej ani odrobiny pomocy. Żadnych prezentów, telefonów, wizyt. Nie zapraszano nas na rodzinne święta, urodziny wnuków, a choćby na jej własny jubileusz. Mówiła do nas rzadko i oschle – jeżeli w ogóle znalazła czas.

Kiedy urodził się nasz syn, cichutko liczyłam, iż może wnuk odmieni jej serce. Ale nie. Teściowa choćby nie przyjechała go zobaczyć. Rzuciła tylko przez telefon: „Szkoda, iż nie dziewczynka” – i tyle. Tomasz wtedy bardzo to przeżywał, zastanawiał się, co zrobił nie tak. W końcu się pogodził z sytuacją. Opieraliśmy się tylko na moich rodzicach. To oni nas wspierali, zabierali wnuka, gdy pracowaliśmy na dwie zmiany, pomagali z zakupami, z moralnym wsparciem, ze wszystkim.

Teściowa już dawno stała się dla nas obcą osobą. Życzenia świąteczne wysyłaliśmy SMS-em – i na tym kończyła się nasza komunikacja. Wydawało się, iż ten rozdział dawno się zamknął.

Ale wszystko się zmieniło, gdy trafiła do szpitala. Lekarze postawili straszną diagnozę – chorobę, która odbiera sprawność i wymaga ciągłej opieki. Tomasz, gdy tylko się dowiedział, rzucił wszystko i pojechał do niej, mimo iż nigdy nie była dla niego dobra. Wrócił innym człowiekiem – wściekły, zagubiony, wewnętrznie złamany. Zawsze był łagodny i sprawiedliwy, a teraz pierwszy raz w życiu wybuchnął krzykiem.

Okazało się, iż po wyjściu ze szpitala matka będzie potrzebowała całodobowej opieki. Jej córki gwałtownie zwołały „rodzinne zebranie” – i postanowiły, iż to my z Tomaszem musimy się tym zająć. Jedna ma małe dziecko, druga – dom pod Warszawą, i niby jej nie po drodze dojeżdżać do stolicy. Żadnego słowa o tym, iż my też pracujemy, iż mamy swoje dziecko, iż nigdy nie byliśmy blisko z teściową.

Propozycja „odstąpienia nam” jej mieszkania zabrzmiała jak jałmużna. Zwłaszcza iż cały swój majątek już dawno przepisała na córki. Domek na Mazurach – Agnieszce. Samochód – Katarzynie. W zamian za „pomoc”, jak to nazywają. A teraz nagle przypomnieli się o bracie, który zawsze dostawał resztki. Ale kiedy Tomasz odmówił, zaczęli go oskarżać o brak serca, krzyczeć, iż nie zasługuje na nazwisko matki.

A ja jestem po prostu zmęczona. Szkoda mi teściowej, naprawdę. Ale to obca osoba. Nie jestem gotowa opiekować się kimś, kto przez lata udawało, iż nas nie ma. Mój mąż nie jest już sobą – gryzie go poczucie obowiązku. Ale jaki obowiązek można mieć wobec kogoś, kto całe życie upokarzał cię milczeniem?

Powiedział, iż jeżeli siostry uważają, iż matka zasługuje na opiekę, niech sprzedadzą jej trzypokojowe mieszkanie i zatrudnią pielęgniarkę. Jest gotów dorzucić się finansowo, ale nie poświęcić swojego życia. Bo my mamy swoje życie. Swoje zdrowie. Swoje prawo do spokoju.

Rozumiem, iż starość to nie radość. Ale dlaczego jej konsekwencje mają ponosić ci, których zawsze odtrącano? Gdzie były te „córeczki”, gdy teściowej zrobiło się źle? Dlaczego teraz siedzą z boku, a ja, obca kobieta, mam rzucić wszystko i zostać jej opiekunką?

Wiem, iż wielu mnie osądzi. Powiedzą, iż nie wolno porzucać starszych, iż rodziny się nie wybiera. Ale w tej historii wszystko jest zbyt skomplikowane. Zbyt wiele bólu, zbyt wiele niesprawiedliwości.

I przede wszystkim – zbyt późno.

Idź do oryginalnego materiału