Teściowa zaproponowała nam przeprowadzkę do swojej trzypokojowej mieszkania — miało to być “z serca”, a wyszło z kalkulacją. Podziękowałam grzecznie: „To bardzo hojna propozycja, ale nie skorzystamy”. Teściowa się obraziła… — Dlaczego? Myślicie, iż jesteście za dumni? — Nie, po prostu mamy własny dom, dzieci chodzą do szkoły, której zmiana w środku roku byłaby dla nich stresem. Przyzwyczailiśmy się już, zrobiliśmy remont, mamy nowe meble, a u was… To jednak mieszkanie pełne pamiątek i rzeczy cennych. Dzieci są małe — coś zniszczą, pobrudzą. Po co nam te nerwy? Wieczorem mąż czekał na mnie już w korytarzu, gotowy do kolejnej rozmowy… Czy powinniśmy być “strażnikami” mieszkania teściowej w zamian za lepszą lokalizację, czy jednak zachować niezależność i nasz własny dom, choćby był dalej?

newsempire24.com 7 godzin temu

Wyobraź sobie, Eliza, co się ostatnio u nas działo! Słuchaj, teściowa zadzwoniła do Tomka i wymyśliła, iż powinniśmy przenieść się do jej mieszkania na Mokotowie. Na początku podziękowałam jej grzecznie przez telefon wiesz, żeby nie wyjść na niewdzięczną ale stanowczo odmówiłam. Powiedziałam: Dziękujemy bardzo, to bardzo hojna propozycja, ale zostaniemy tutaj.

U niej twarz się wydłużyła przez telefon była niemal pewna, iż się zgodzimy. A dlaczego od razu nie? dopytywała. Jesteście aż tak dumni? Odpowiedziałam: Nie, to nie o dumę chodzi. Po prostu mamy już tutaj wszystko zorganizowane. Dzieci w szkole, mają kolegów, remont świeżutki i nam dobrze. A u pani? No cóż tam wszystko przypomina tatę i babcię, stare meble, masa sentymentów. Dzieci zaraz coś stłuką albo poplamią i będziemy się tylko denerwować. Po co nam te nerwy?

Jak wróciłam z biura tego dnia, Tomek już na mnie czekał w przedpokoju, cały spięty. Przeszłam do sypialni, przebrałam się, a potem poszłam do kuchni. On dreptał za mną jak cień.

Nie wytrzymałam i pytam:
Znowu zaczynasz? Przecież powiedziałam: nie chcę!
Tomek jęknął:
Mama znowu dzisiaj dzwoniła. Mówi, iż ciśnienie jej skacze od stresu, a dziadek z babcią już ledwo dają sobie radę, marudzą jak dzieci. Ona nie daje rady sama.
I co z tego? zapytałam, popijając zimną wodę, żeby ochłonąć. Przecież sama chciała siedzieć na działce.
Wynajmuje mieszkanie na Mokotowie, pieniądze dostaje, świeże powietrze ma. Lubiła tam być.
Lubiła, dopóki sił starczyło. Teraz narzeka, iż samotna i ciężko jej. No i Tomek wziął głęboki wdech zaproponowała, żebyśmy się do niej przenieśli. Trzypokojowe czeka.
A ja nie uwierzysz aż wybuchnęłam:
Nie!
Ale daj posłuchać, dlaczego od razu nie? Tomek rozłożył ręce Spójrz: lokalizacja świetna. Do twojej pracy mam piętnaście minut, ja dwadzieścia. Szkoła językowa dla dzieci tuż obok, przedszkole w podwórku. Przestaną nas męczyć korki!
Nasze mieszkanie będziemy wynajmować, rata kredytu sama się spłaci, jeszcze coś zostanie.
Tomek, słyszysz siebie w ogóle? podeszłam do niego bliżej. My tu mieszkamy już dwa i pół roku. Sama wybierałam każde gniazdko elektryczne. Dzieci mają przyjaciółki i kolegów u sąsiadów. Nareszcie jesteśmy na swoim!
Ale jakie to ma znaczenie, gdzie mieszkamy, skoro wracasz do domu tylko spać? odbił piłeczkę. A na Mokotowie jest solidna kamienica, wysokie sufity, grube ściany, sąsiadów nie słychać.
I ten remont robiony jeszcze, kiedy byłam w podstawówce! rzuciłam. Pamiętasz ten dziwny zapach? Poza tym to nie nasze mieszkanie, tylko pani Barbary.
Mama mówi, iż nie będzie się wtrącać, zostaje na działce tylko chce wiedzieć, iż mieszkanie jest pod opieką.
Parsknęłam śmiechem.
Tomek, masz pamięć jak złota rybka? Przypomnij sobie, jak kupowaliśmy to mieszkanie.
Tomek spuścił wzrok. Oczywiście pamiętał siedem lat klepaliśmy się po wynajętych kawalerkach, odkładaliśmy każdą złotówkę.
Jak już mieliśmy wkład własny, Tomek poszedł do mamy z planem: dzielimy jej wielką trójkę na mniejsze dla niej dobrą dwójkę, dla nas coś przyzwoitego.
Barbara kiwała głową, mówiła: Oczywiście, dzieci, wam trzeba się powiększać. Już szukaliśmy mieszkań, już snuliśmy marzenia
Aż w dniu transakcji zadzwoniła.
Masz w pamięci co powiedziała? dopytywałam Tomka. Pomyślałam Mój adres taki prestiżowy, sąsiedzi kulturalni. Jak ja się wyniosę do tych waszych bloków na peryferiach? Nie chcę.
No i pojechaliśmy do banku, zaciągnęliśmy kredyt na szalony procent i kupiliśmy to tutaj, kilka kilometrów za granicą Warszawy. Sami, bez jej prestiżowych metrów.
Dała się wtedy ponieść lękowi przed zmianami, starszy wiek, wiesz jak to jest wydukał Tomek. A teraz mówi inaczej. Jest jej samotnie. Chciałaby mieć wnuki blisko.
Blisko wnuki? Widuje je raz na miesiąc, jak przywozimy zakupy. Po pół godzinie jęczy, iż ma migrenę od hałasu.
W tym momencie wbiegł do kuchni sześcioletni Kuba, za nim maszerowała czteroletnia Zosia.
Mamo, tato, głodni jesteśmy! Kuba ryknął. Zosia rozwaliła mój samolot Lego!
Nieprawda! pisnęła Zosia. Sam się rozwalił!
Westchnęłam:
Ręce myć. Zaraz obiad. Tato, makaron już gotowy?
Gotowy burknął Tomek. I parówki też są.
Dzieci stukały krzesłami, a ja nakładałam jedzenie. Na poważną rozmowę wróciliśmy dopiero, gdy dzieci spały.

***

W sobotę musieliśmy jechać na działkę Barbara rano zadzwoniła słabym głosem, iż dziadkowi skończyły się leki, a jej serce ściska. Droga zajęła półtorej godziny. Barbara czekała przed domem, na swoje 63 lata wygląda wręcz rewelacyjnie: fryzura idealna, manicure, jedwabna apaszka zawiązana pod szyją.
Och, w końcu dojechaliście wystawiła policzek do buziaka. Elizka, przytyłaś może? Czy bluzka taka szeroka?
Dzień dobry pani Barbaro. Taka bluzka, luźna przełknęłam aluzję jak zawsze.
W salonie siedzieli rodzice Barbary już zupełnie starsi, przysypiali przed telewizorem.
Napić się herbaty chcecie? spytała Barbara w kuchni. Mam ciastka, może nieco zeschnięte Do sklepu nie chodzę, bolą mnie nogi.
Przywieźliśmy tort Tomek położył pudełko na stole. Mamo, pogadajmy o mieszkaniu
Barbara nagle się ożywiła.
Tak, Tomku. Nie mam już sił. Tutaj niby fajnie, natura, trzeba opiekować się rodzicami Ale zimą? Umrzeć z nudów. A tam mieszkanie stoi, obcy je wynajmują i wszystko niszczą! Serce mi pęka.
Mamo, wynajmują porządni ludzie, rodzina dodał Tomek.
Porządni, phi! Byłam ostatnio, firanka wisi krzywo, a i ten zapach w mieszkaniu nie mój.
Więc myślę: po co się męczycie tak daleko? Przenieście się do mnie, miejsca dla wszystkich starczy!
Spojrzałam porozumiewawczo na Tomka.
Pani Barbaro, a gdzie pani miałaby mieszkać? zapytałam wprost.
Barbara uniosła zdziwiona brwi:
Jak to gdzie? Tu na działce, z rodzicami. Może czasem zajadę, badania w przychodni zrobić. U nas w osiedlowej przychodni lekarze mnie znają.
A te czasem to jak często? dopytałam.
No, może dwa razy w tygodniu. Albo na tydzień, jak pogoda zła. Przecież mam tam swój pokój, sypialnię dzieci w dużym pokoju sobie śmiało poradzą. Mój pokój niech stoi, różnie bywa!
Nerwy mi puściły.
Czyli mamy się przenieść do trzypokojowego, ale jeden pokój zamknięty dla pani? Mamy żyć we czwórkę w dwóch pokojach?
Ależ skąd! oburzyła się Barbara. Korzystajcie, tylko moich rzeczy nie ruszajcie. I kredensu tam jest kryształ i książki, biblioteka to świętość!
Tomek spiął się na krześle.
Mamo, jak się przeprowadzimy, to musimy ustawić meble po swojemu, zrobić pokój dziecięcy
Po co nowe łóżka, tam jest wspaniała sofa rozkładana, twój tata ją kupował! Po co wydawać kasę?
Wstałam.
Tomek, możemy wyjść na chwilę?
Nie czekając na jego odpowiedź, pomaszerowałam na ganek. Po chwili dołączył, rozglądając się czy nikt nie słyszy.
Słyszałeś? syknęłam. Sofa nietykalna, pokój mój, będę wpadać. Wiesz co to znaczy?
Eliza, ona boi się zmian
Nie, Tomek! Po prostu liczyła, iż będziemy pilnować jej mieszkania za darmo! choćby szafy nie moglibyśmy przestawić, a ona wpadnie kiedy chce, własnym kluczem i zacznie rządzić. Ustalać, jak mam firanki wieszać i co gotować!
Ale byłoby bliżej do pracy powiedział niepewnie.
Mam gdzieś dojazd! Wolę stać w korku, ale mieć własny dom, gdzie ja rządzę.
Tomek patrzył na buty. Wiedział już. To było po prostu kuszące szybkie rozwiązanie problemu, ale nie dla nas.
I jeszcze jedno skrzyżowałam ręce. Przypomnij sobie, jak wtedy nas zostawiła, bo jej zależało na prestiżu. Teraz jej po prostu się nudzi, więc my mamy być pod reką, żeby miała kogo ganić!
W tym momencie drzwi się otworzyły, Barbara stanęła w progu.
O czym tam szeptacie?
Odwróciłam się do niej:
Nie będziemy przeszkadzać. Nie przeprowadzimy się.
Przestańcie, syknęła Barbara. Tomek, czemu siedzisz cicho? Żona decyduje, a ty tylko kiwasz?
Tomek wyprostował się:
Mamo, Eliza ma rację. Nie przeprowadzamy się. Mamy swój dom.
Barbara zacisnęła usta. Zrozumiała, iż przegrała, ale dumy nie straciła.
Róbcie jak chcecie! Potem tylko nie narzekajcie na korki!
Nie będziemy odparł Tomek. Jedziemy już, mamo. Potrzebujesz jeszcze coś ze sklepu?
Niczego nie potrzebuję i z trzaskiem zamknęła drzwi.
Wracając, jechaliśmy w ciszy. Korki już się rozładowały, ale nawigacja pokazała czerwoną plamę w drodze do osiedla.
Zła jesteś? spytałam, gdy zatrzymaliśmy się na światłach.
Pokręcił głową:
Nie. Wyobraziłem sobie Kubę skaczącego po tej tacie sofie i jak mama dostaje zawału. Masz rację, to nie dla nas.
Tomek, ja nie mam nic przeciwko pomocy złapałam go za kolano. Jak będzie trzeba, zawieziemy lekarstwa, zakupy, opłacimy opiekunkę. Ale mieszkać to my będziemy osobno. Dystans to podstawa dobrych relacji.
Zwłaszcza z moją mamą zachichotał.
***
Oczywiście pani Barbara miała do nas żal. Okazało się, iż już choćby pozbyła się lokatorów, bo była pewna, iż przeprowadzka jest przesądzona.
Przez prawie miesiąc regularnie męczyła Tomka telefonami.
Tomek jednak wytrzymał i, proszę, mówienie nie wcale nie jest takie trudne we właściwym momencie, prawda?

Idź do oryginalnego materiału