Siostra mojego męża uważa, iż to my powinniśmy rozpieszczać jej dzieci.
Zwykle posługuje się bardzo mglistymi sformułowaniami. Kiedy mówi: „Szkoda by było nie pójść z dziećmi na ten nowy film”, to znaczy, iż mój małżonek natychmiast ma rzucić wszystko i zabrać siostrzeńców do kina. A jeżeli padnie: „Taka piękna pogoda, a wy w domu siedzicie”, to w ten sposób prosi, żebyśmy zabrali jej pociechy do parku rozrywki. Oczywiście za nasze pieniądze.
Ja nigdy nie łapię aluzji. A kiedy stają się zbyt oczywiste, udaję, iż niczego nie zrozumiałam. jeżeli chcesz o coś poprosić – mów wprost. Bez tych sztuczek. Mój mąż jednak zawsze błyskawicznie reaguje na życzenia swojej siostry.
Kocha swoich siostrzeńców. I, moim zdaniem, rozpieszcza ich ponad miarę. Rozumiem uczucia Marzeny i jej chęć, by dzieci miały urozmaicony czas. Ale według mnie to obowiązek rodziców – organizowanie rozrywek swoim pociechom. Babcie, dziadkowie, wujkowie czy ciocie nie powinni tego robić.
Oczywiście, czasem można sprawić przyjemność cudzym dzieciom. W końcu rodzina. Ale to nie powinien być przymus! Niedawno był imieninowy obiad u naszego siostrzeńca, Krzysia. Jego urodziny już minęły, a my podarowaliśmy mu porządny prezent. Ale Marzena, jak zwykle, przyszła z aluzjami. Najwyraźniej uznała, iż markowy rower to średnia sprawa. Choć kosztował nas niemało. Marzenie Marzeny? Wyjazd z synkiem na weekend do Pragi – bo przecież mały chłopiec nie może podróżować sam.
Przekaz w języku podtekstów brzmiał: „Krzyś zawsze marzył, żeby zobaczyć Czechy”. Wyjaśniła nam to dopiero podczas przyjęcia, gdy brat wręczył jej tort, a nie vouchery. Mnie tam nie było, zostałam w pracy. Mąż pojechał sam. Podarował chłopcu poduszki ułożone w jego imię. Długo szukaliśmy w internecie odpowiednich prezentów na tę okazję – w domu Krzysia nigdy wcześniej nie obchodzono imienin.
Z każdym rokiem wymagania Marzeny rosną. Mnie to już porządnie irytuje. Ale mąż zbyt kocha siostrzeńców i nie potrafię go powstrzymać. Zawsze marzył o własnych dzieciach, ale jakoś nie wyszło. Więc przelał całą miłość na dzieci siostry. Wystarczył błagalny ton i niewinne miny podpowiedziane przez mamę, a mąż już biegł spełniać ich zachcianki. Ja to rozumiałam, on jednak nie wierzył, iż jego siostra potrafi tak cynicznie wykorzystywać dzieci. Aż pewnego dnia zaszłam w ciążę.
Od razu powiedziałam mężowi. Wpadł w euforię i niemal tańczył wokół mojego brzucha. Kiedy Marzena znów poprosiła o wyjazd, stanowczo odmówił i oznajmił, iż niedługo będzie miał własne dziecko. Wtedy jego siostra wpadła w furię. Kazała mu wyjść. Potem zadzwoniła do mnie z wrzaskiem. Pytała, jak śmiałam zajść w ciążę. Oskarżała mnie, iż robię to specjalnie, by krzywdzić jej dzieci. Nie słuchałam tych bredni i rozłączyłam się.
Potem przyszli siostrzeńcy z manualnie zrobionymi kartkami. Napisali: „Wujku, nie zostawiaj nas” i „Po co ci własne dzieci, skoro masz nas?”. Zaczaili się pod jego pracą. Ciekawe, kto podsunął im ten pomysł. Raczej nie wpadliby na to sami. Nie mam pojęcia, kto za tym stoi. Ale Marzena się przeliczyła – efekt był odwrotny do zamierzonego.
Mąż wrócił do domu, pokazał mi kartki i zrozumiał, jak naiwny był przez te wszystkie lata.
— Jestem po prostu idiotą! „Wujku, zepsuła się nam kuchenka mikrofalowa, boimy się podgrzewać obiady na gazie, a mamusia nie ma pieniędzy na nową. Kup nam, prosimy” — przedrzeźniał dzieci. — Ona zawsze tak robiła! Namawiała je, żeby żebrały, a ja w to wierzyłem. Co za głupek!
Z dnia na dzień zmienił podejście. Wcześniej dawał się wykorzystywać, oddając ostatnie złotówki, żeby siostrzeńcom niczego nie brakowało. Teraz usiadł i spisał wszystkie wydatki na dzieci siostry.
Marzena, mimo wszystko, miała czelność przyjść do nas i otwarcie żądać pomocy.
— Skoro niedługo będziecie mieli własne dziecko, to może po raz ostatni coś dla nas zrobisz, braciszku? Już więcej nie przyjdę. Potrzebny mi samochód, żeby wozić dzieci — oznajmiła w progu.
Zamiast odpowiedzi mż wręczył jej notatki i kazał zwrócić każde wydane grosze. Dał pół roku na spłatę. I pokazał drzwi.
— Idź już. Masz teraz czas, żeby znaleźć pracę — rzucił za nią.
Koleżanki Marzeny teraz zasypują mnie wiadomościami w mediach społecznościowych. Oskarżają, iż przez moją ciążę jej dzieci głodują i nie mają męskiego wsparcia. Ignoruję je wszystkie. Marzenie i tak ma ustawione życie – po rozwodzie dostała całe mieszkanie od byłego męża, a drugie wynajmuje. Do tego alimenty.
Nie martwię się o nią. A u nas też wszystko dobrze.