Teściowa oskarża mnie o rozbicie rodziny, zabierając jej syna.

twojacena.pl 1 dzień temu

Moja teściowa jest święcie przekonana, iż zniszczyłam rodzinę, odbierając jej syna.

Trzy lata temu poznałam rodzinę mojego męża i od pierwszej chwili było jasne: mojemu Bartkowi w tym domu miłości starczało jak kot na płot. Całe ciepło i troskę matka skupiała na młodszym synu, Dominiku, podczas gdy Bartek był tylko cieniem w ich życiu — chłopcem na kampie, gotowym spełniać każde zachcianki. Teściowa, pani Halina, pieściła i rozpieszczała młodszego, chroniąc go przed najmniejszymi trudnościami niczym delikatną orchideę, podczas gdy starszy syn był dla niej co najwyżej pracowitym koniem pociągowym.

Halina i teść, pan Zbigniew, mieszkali w starym drewnianym domu na obrzeżach wsi nad jeziorem, trzy godziny jazdy od naszego miasta. W takim miejscu pracy nie brakowało: dach do naprawy, drewno do rąbania, ogród do przekopania. A do tego kury, krowy i nieskończone grządki — roboty starczyłoby dla dziesięciu. Cieszyłam się, iż my z Bartkiem mieszkaliśmy daleko, w swoim mieszkaniu, gdzie nie dotykała nas ta wiejska krzątanina. I on, przyznaję, też był szczęśliwy, utrzymując dystans. ale gdy tylko pojawiał się w rodzinnym domu, spadała na niego lawina zadań, jakby nie był synem, tylko najemnym robotnikiem.

Gdy się pobraliśmy, Halina namawiała nas na wizyty, zachwalając uroki wiejskiego życia: kiełbaski przy ognisku, spacery po lesie, świeże powietrze i domowy miód. Daliśmy się skusić tym opowieściom i postanowiliśmy spędzić pierwszy wspólny urlop w wiejskiej chacie. Marzyliśmy o spokoju, długich rozmowach przy ognisku, ciszy przerywanej tylko śpiewem ptaków. Ale rzeczywistość okazała się twardsza niż najgorsze przewidywania.

Ledwo wysiedliśmy z autobusu, zakurzeni i zmęczeni po długiej podróży, gdy nasz „odpoczynek” zmienił się w fatamorganę. Bartka od razu wyposażono w stare buty i wysłano naprawiać stodołę. Mnie wciągnięto do kuchni, gdzie czekała góra brudnych naczyń po jakimś rodzinnym przyjęciu. A potem gotowanie dla całej bandy: teść, teściowa, sąsiedzi, krewni. Urlop? Nie, katorga! Przez dwa tygodnie ledwo złapaliśmy oddech. Kiełbasę zjedliśmy raz — i to w biegu, między jednym zadaniem a drugim. Spacer po lesie pozostał marzeniem. Najbardziej jednak wkurzał mnie Dominik, młodszy brat Bartka. Podczas gdy my z mężem biegaliśmy po podwórku jak opętani, on leniwie wylegiwał się na kanapie, przeskakując kanały w telewizji lub przeglądając telefon. Jego trasa była prosta: łóżko – toaleta – lodówka. A teściowa patrzyła na niego z zachwytem, jakby był narodowym skarbem.

Piątego dnia miałam dość. Wieczorem, gdy wreszcie zostaliśmy sami, spytałam Bartka: „Co adekwatnie robi twój brat? Dlaczego on nic nie robi?” Mąż westchnął i odparł, iż Dominik to „intelektualista”. Że praca fizyczna to nie jego powołanie, a matka oszczędza go do wielkich rzeczy. No bo przecież studiuje — chociaż już ósmy rok, raz go wyrzucą, raz przyjmą z powrotem. A Bartek? Bartek zawsze był tym, który przyjeżdżał ratować rodziców: płot naprawić, drewno porąbać, dach załatać. I tak było, zanim się poznaliśmy.

Ten „urlop” stał się dla mnie punktem wrzenia. Zaczęłam rozmawiać z Bartkiem o zmianie zasad. Dlaczego on ma ciągnąć cały dom, gdy Dominik żyje jak książątko? Czy młodszy nie mógłby choć trochę pomóc? Rodzice czekali miesiącami, aż przyjedziemy naprawić kurnik czy pomalować bramę, choć teść sam mógł wiele z tych rzeczy zrobić. Ale Halina nie pozwalała ruszyć swojego „geniusza” — on przecież się uczy, nie można go rozpraszać.

Na szczęście Bartek się zastanowił. Po raz pierwszy spojrzał na sytuację z boku i zrozumiał, iż był wykorzystywany. Zgodził się: dość bycia darmową siłą roboczą. Postanowiliśmy nie ulegać namowom. Na majówkę, mimo nacisków teściowej, nie pojechaliśmy. Ani na inne święta. A gdy tylko mogliśmy wziąć prawdziwy urlop — z morzem, słońcem i wolnością — poinformowaliśmy rodzinę. Halina wpadła w szał. Krzyczała przez telefon, iż mamy obowiązek przyjechać, iż potrzebują pomocy. Bartek spokojnie spytał, jakiej konkretnie. Okazało się, iż zaczęli remont domu — i oczywiście liczylNa co Bartek tylko roześmiał się i powiedział: „No to Dominik ma teraz świetną okazję, żeby nauczyć się czegoś nowego”, po czym odłożył słuchawkę i ruszył pakować walizki na nasze wymarzone wakacje.

Idź do oryginalnego materiału