Teściowa nie zaprosiła żony swojego syna na rocznicę, ale 11 dni później zadzwoniła z prośbą o pomoc. Odpowiedź synowej zaskoczyła wszystkich

polregion.pl 16 godzin temu

Nożena składała ręczniki kuchenne nowe, z subtelnym kwiatowym wzorem gdy telefon zadrżał. Westchnęła: cztery nieodebrane połączenia od Kasi, koleżanki z pracy. Pewnie nic pilnego. Wróciła do szafki, ale telefon znów się odezwał.

Lena, czego nie odbierasz? Kasia paplała. Wiesz, iż Antonina Zygmuntowa ma jubileusz w sobotę?

Nożena zastygła, ściskając ręcznik.

Jaki jubileusz?

Siedemdziesiąt pięć lat. Asia mi mówiła, iż ją zaprosili z Darkiem. Mówi, iż Antonina rozesłała zaproszenia dwa tygodnie temu.

Ręcznik wyślizgnął się z dłoni Nożeny. Trzydzieści dwa lata małżeństwa z Zygmuntem, i nigdy nie opuściła rodzinnej uroczystości. A teraz? Jubileusz Antoniny i nic.

Może zapomnieli? szepnęła, choć sama w to nie wierzyła.

Zapomnieli? Asia mówi, iż lista gości na dwadzieścia osób. Wszyscy zaproszeni: bracia Zygmunta z żonami, choćby była sąsiadka z piątego piętra.

Nożena usiadła na stołku. Przypomniała sobie, jak opiekowała się teściową po operacji woreczka, jak oddała urlop, by Antonina mogła zrobić nowe protezy, jak siedziała z wnukami, gdy inni byli zajęci.

Wiesz co? Kasia ciągnęła, to przez ten tort sylwestrowy. Pamiętasz, iż wzięłaś nie ten?

Kasia, nie o tort chodzi. Ona po prostu zawsze traktowała mnie jak obcą.

Drzwi wejściowe trzasnęły Zygmunt wrócił. Nożena gwałtownie się pożegnała.

Mąż wszedł do kuchni, otrzepując deszcz z włosów jak chłopak. Nożena spojrzała na zmarszczki wokół jego oczu, znajome rysy. Trzydzieści dwa lata razem. A jednak obca.

Zygmunt, twoja mama ma jubileusz w sobotę? spytała, starając się, by głos jej nie zadrżał.

Zastygł przed lodówką, nie odwracając się.

Tak, coś tam szykują.

Czemu mi nie powiedziałeś?

Otworzył lodówkę i wpatrywał się w jej wnętrze, jakby widział je pierwszy raz.

Mama nie chce hucznego świętowania. Tylko najbliższa rodzina.

Najbliższa rodzina, powtórzyła Nożena. A ja do niej nie należę?

Lena, po co to zaczynać? Znasz mamę. Ma swoje dziwactwa.

Dziwactwa? Nożena poczuła, jak coś w niej wrze. Trzydzieści dwa lat znosiłam jej dziwactwa! To nie dziwactwa, Zygmunt, to jest to jest

Zabrakło jej słów, tylko machnęła ręką.

Pomagałam jej po operacji, gdy byłeś w delegacji. Oddałam urlop, by mogła zrobić protezy. Zostawałam z wnukami, gdy Irenka wyjechała. Trzydzieści dwa lat starań, by być dobrą synową. I tak to wygląda?

Zygmunt przetarł nos.

Lena, musisz teraz liczyć, kto komu ile winien?

Nie liczę! Jej głos zadrżał. Chcę tylko być częścią rodziny. Twojej rodziny. Czy to naprawdę za dużo?

Zygmunt westchnął ciężko i usiadł.

Słuchaj, przesadzasz. Mama chce spokojnego spotkania.

Spokojnego? Na dwadzieścia osób? Każde słowo paliło ją w gardle. choćby sąsiadka z piątego jest zaproszona!

Skąd ty?

To ważne? Chwyciła ręcznik i zaczęła nerwowo wycierać już suchą blatówkę. Trzydzieści dwa lata, Zygmunt! Co zrobiłam źle? Powiedz!

Zygmunt sięgnął po jej dłoń, ale ona odsunęła się.

Lena, wiesz, iż mama wciąż myśli, iż jej mnie zabrałaś.

Zabrałam? Roześmiała się gorzko. Miałeś dwadzieścia pięć lat, gdy się poznaliśmy! Nie pięć!

Przypomniała sobie, jak pierwszy raz weszła do domu Antoniny, jak piekła ciasto według przepisu babci, by zrobić wrażenie. A teściowa tylko wargi zacisnęła: U nas się tak nie gotuje.

Całe życie, kontynuowała Nożena, starałam się jej dogodzić. A ona? Pamiętasz, jak wszystkim mówiła, iż źle wychowuję Marka? Albo jak rodzicom mówiła, iż nie umiem gotować? A ty zawsze milczałeś, zawsze neutralny!

To czego ode mnie chcesz? Zygmunt podniósł głos. Mam się teraz kłócić z matką przez jakieś przyjęcie?

Nie przez przyjęcie! wybuchnęła. Przez to, jak mnie traktuje! Że przez trzydzieści dwa lat twoja mama nie uznała mnie za rodzinę, a ty na to pozwalałeś!

Odwróciła się do okna. Za szybą mżył szary, smętny deszcz jak jej nastrój.

Lena, nie dramatyzuj, Zygmunt podszedł i niezgrabnie objął ją za ramiona. Chcesz, żym z nią pogadał? Może to nieporozumienie.

Nieporozumienie? Wysunęła się z uścisku. Nie, Zygmunt. Nieporozumienie byłoby, gdyby to był pierwszy raz. Ale teraz teraz to po prostu policzek w twarz.

W kolejne dni Nożena chodziła jak we mgle. W pracy uśmiechała się przez zaciśnięte zęby, w domu milczała. Zygmunt próbował łagodzić sytuację, ale każda rozmowa tylko pogłębiała ból.

Nie wiesz, jak była wściekła w zeszłym roku przez ten tort, powiedział w czwartek wieczorem przy kolacji. Mama myśli, iż specjalnie.

Specjalnie? Nożena odłożyła widelec. Obiegałam trzy cukiernie, by znaleźć bezglutenowy, bo jest uczulona!

Ale wiesz, iż lubi tylko bezy, a wzięłaś z kremem.

Bo bezy były wyprzedane! Łzy napłynęły jej do oczu. Myślisz, iż spędziłam pół dnia, by specjalnie wziąć nie ten?

Zygmunt zamilkł, a ta cisza znaczyła więcej niż słowa.

W piątek wieczorem Nożena weszła do pokoju syna. Marek przyjechał na weekend. Leżał na kanapie, wpatrzony w telefon.

Marek, babcia ma niedługo jubileusz.

No, odparł, nie odrywając wzroku. Tata mówił.

I idziesz?

Marek w końcu na nią spojrzał.

Babcia mnie zaprosiła. Co, nie mam jej pogratulować?

Nożena skinęła głową, ukrywając rozczarowanie. choćby syn nie widział niesprawiedliwości.

Oczywiście, szepnęła. Oczywiście, gratuluj.

Sobota nadeszła, dom opustoszał. Zygmunt i Marek wyszli rano, obładowani prezentami i kwiatami. No

Idź do oryginalnego materiału