– Co ty sobie wyobrażasz?! – głos Alicji Stanisławowej drżał z oburzenia. – Mój syn żył normalnie, zanim ciebie poznał!
– A teraz żyje nienormalnie? – Kinga stała na środku kuchenki z oczami mokrymi od łez, ściskając w dłoniach kuchenną ścierkę. – Może mi pani wytłumaczy, gdzie jest problem?
– Problem w tym, iż Jaś schudł dziesięć kilogramów! Popatrz, w co go zmieniłaś!
Jan siedział przy stole, wpatrzony w talerz z niedojedzoną zupą, i najwyraźniej marzył, żeby się pod ziemię zapaść. W swoich trzydziestu dwóch latach czuł się jak nastolatek, którego rodzice łają.
– Mamo, daj już spokój – mruknął, nie podnosząc głowy.
– Żadnego spokoju! – Alicja Stanisławowa odwróciła się do syna. – Spójrz na siebie w lustro! Policzki zapadnięte, pod oczami sińce. A to wszystko dlatego, iż ona cię nie karmi!
– Jak to nie karmię? – wybuchnęła Kinga. – Codziennie gotuję! Właśnie, dziś rano zupę ugotowałam!
– Zupa! – prychnęła pogardliwie teściowa. – Woda z marchewką. A gdzie mięso? Gdzie śmietana? Gdzie porządne jedzenie dla mężczyzny?
Kinga poczuła, jak coś ściska ją w piersi. Minęło pół roku, odkąd wyszła za Jana, i przez te pół roku każda wizyta teściowej kończyła się kłótnią. Albo zupa nie taka, albo koszule źle wyprasowane, albo mieszkanie źle posprzątane.
– Alicjo Stanisławowo, staram się ze wszystkich sił – powiedziała cicho. – Ale mam pracę, studia zaoczne…
– Praca! – teściowa załamała ręce. – Jaka praca? Miejsce kobiety jest w domu, przy mężu! A ty biegasz Bóg wie gdzie, a mój syn głodny siedzi!
Jan w końcu podniósł głowę.
– Mamo, nie jestem głodny. A chudnę, bo zapisałem się na siłownię.
– Na siłownię? – Alicja Stanisławowa spojrzała na syna, jakby powiedział coś niestosownego. – Po co ci siłownia? I tak dobrze wyglądasz!
Kinga nie wytrzymała i wyszła z kuchni. W sypialni usiadła na łóżku i wreszcie dała upust łzom. Jak bardzo była zmęczona tymi ciągły pretensjami! Cokolwiek zrobiła, dla Alicji Stanisławowej zawsze było to źle.
A przecież na początku było inaczej. Gdy Jan pierwszy raz przyprowadził ją do matki, teściowa wydała się miłą kobietą. Poczęstowała herbatą, wypytywała o rodzinę, choćby komplementy rzucała.
Ale gdy tylko padło słowo „ślub”, wszystko się zmieniło.
– Kinga, gdzie jesteś? – do sypialni zajrzał Jan. – Mama poszła.
– Nareszcie – szepnęła Kinga.
Mąż usiadł obok i objął ją za ramiona.
– Nie zwracaj na nią uwagi. Po prostu do wszystkiego przywykła.
– Do czego przywykła? Do tego, iż żyłeś z nią do trzydziestu dwóch lat?
Jan westchnął. Ten temat był bolesny dla nich obojga.
– Kinga, ona jest sama od lat. Tata zmarł, gdy miałem piętnaście. Dała mi wszystko.
– Rozumiem. Ale teraz ja jestem twoją żoną. Czy nie można znaleźć jakiegoś kompromisu?
– Można. Tylko trzeba czasu.
Czasu. Kinga słyszała to już setki razy. Ile jeszcze czasu potrzebuje Alicja Stanisławowa, by ją zaakceptować?
Następnego dnia Kinga postanowiła działać. Po pracy kupiła produkty i ugotowała prawdziwy obiad – barszcz na mięsie, kotlety schabowe z ziemniakami i surówkę. Nakryła stół białym obrusem, postawiła kryształowe kieliszki.
Gdy wieczorem wrócił Jan, aż się zdziwił.
– Wow! Co świętujemy?
– Nic. Po prostu chciałam ucieszyć mojego męża.
– Wyszło świetnie! Pachnie jak u mamy w dzieciństwie.
Jedli przy świecach. Jan chwalił każdą potrawę, a Kinga poczuła, iż warto było się postarać. Może jeżeli będzie starała się bardziej, teściowa zmieni zdanie.
Ale następnego dnia przyszła z nowymi uwagami.
– Jasiu, dlaczego wczoraj późno poszedłeś spać? – zapytała, ledwo przekroczyła próg. – Masz czerwone oczy.
– Normalnie poszedłem, mamo. O wpół do dwunastej.
– O wpół do dwunastej! – przestraszyła się Alicja Stanisławowa. – A wstawać o siódmej! Toż to męczarnia dla organizmu!
Kinga zrozumiała, iż nie chodzi o jedzenie ani sen. Chodzi o nią samą. O to, iż „ukradła” matce jedynego syna.
Wtedy postanowiła spróbować innego podejścia.
– Alicjo Stanisławowo – zwróciła się do teściowej podczas kolejnej wizyty – może nauczyłaby mnie pani gotować taki barszcz, jaki Jasiu lubił w dzieciństwie?
Teściowa spojrzała na nią zaskoczona.
– Po co ci to?
– Chcę go ucieszyć. Pani najlepiej wie, co lubi.
Alicja Stanisławowa zamyśliła się, jakby szukała podstępu.
– No… Możemy spróbować. Tylko chyba nie wyjdzie ci tak smaczne.
– Spróbujmy.
I spróbowały. Teściowa dyktowała przepis, Kinga notowała. Potem razem poszły na targ po produkty.
– Patrz, mięso trzeba brać takie – tłumaczyła Alicja Stanisławowa, wskazując na stoisko. – Nie za tłuste, ale i nie chude. A kapustę tylko młodą, stara będzie gorzka.
Kinga uważnie słuchała i zapamiętywała. W domu zabrały się za gotowanie.
– Cebulę kroić grubo – poprawiała teściowa. – I nie płacz, bo barszcz będzie słony.
– A jak nie płakać? Cebula gryzie.
– Nóż opłucz zimną wodą. I oddychaj ustami, nie nosem.
Stopniowo atmosfera się rozluźniła. Alicja Stanisławowa opowiadała o dzieciństwie Jana, a Kinga słuchała z zainteresowaniem.
– A jak miał pięć lat, mógł zjeść trzy talerze barszczu – śmiała się teściowa. – Myślałam, iż pęknie.
– A teraz nie ma apetytu. Pewnie wiek.
– Nie, po prostu się męczy w pracy. Projekt trudny teraz ma, klienci wymagający.
Kinga się zdziwiła. Jan nigdy nie opowiadał szczegółów o pracy. A mama wszystko wiedziała.
– Dużo pani opowiada?
– No jasne. Przyzwyczailiśmy się do tego. Od dziecka mi wszystko mówił – o szkole, o kolegach, o dziewczynach, które mu się podobały.
W głosie teściowej pojawił się smutek.
– A teraz pewnie tobie opowiada.
– Nie za bardzo – przyznała szczerze Kinga. – On w ogóA gdy po latach wspominali te trudne początki, śmiali się razem, bo okazało się, iż prawdziwa rodzina nie dzieli, a łączy – i to właśnie miłość Jana sprawiła, iż dwie kobiety, które początkowo były dla siebie obce, stały się najbliższymi sobie osobami.