Teściowa, która stała się najlepszą przyjaciółką

newsempire24.com 18 godzin temu

– Co ty sobie wyobrażasz?! – głos Alicji Stanisławowej drżał z oburzenia. – Mój syn żył normalnie, zanim ciebie poznał!

– A teraz żyje nienormalnie? – Kinga stała na środku kuchenki z oczami mokrymi od łez, ściskając w dłoniach kuchenną ścierkę. – Może mi pani wytłumaczy, gdzie jest problem?

– Problem w tym, iż Jaś schudł dziesięć kilogramów! Popatrz, w co go zmieniłaś!

Jan siedział przy stole, wpatrzony w talerz z niedojedzoną zupą, i najwyraźniej marzył, żeby się pod ziemię zapaść. W swoich trzydziestu dwóch latach czuł się jak nastolatek, którego rodzice łają.

– Mamo, daj już spokój – mruknął, nie podnosząc głowy.

– Żadnego spokoju! – Alicja Stanisławowa odwróciła się do syna. – Spójrz na siebie w lustro! Policzki zapadnięte, pod oczami sińce. A to wszystko dlatego, iż ona cię nie karmi!

– Jak to nie karmię? – wybuchnęła Kinga. – Codziennie gotuję! Właśnie, dziś rano zupę ugotowałam!

– Zupa! – prychnęła pogardliwie teściowa. – Woda z marchewką. A gdzie mięso? Gdzie śmietana? Gdzie porządne jedzenie dla mężczyzny?

Kinga poczuła, jak coś ściska ją w piersi. Minęło pół roku, odkąd wyszła za Jana, i przez te pół roku każda wizyta teściowej kończyła się kłótnią. Albo zupa nie taka, albo koszule źle wyprasowane, albo mieszkanie źle posprzątane.

– Alicjo Stanisławowo, staram się ze wszystkich sił – powiedziała cicho. – Ale mam pracę, studia zaoczne…

– Praca! – teściowa załamała ręce. – Jaka praca? Miejsce kobiety jest w domu, przy mężu! A ty biegasz Bóg wie gdzie, a mój syn głodny siedzi!

Jan w końcu podniósł głowę.

– Mamo, nie jestem głodny. A chudnę, bo zapisałem się na siłownię.

– Na siłownię? – Alicja Stanisławowa spojrzała na syna, jakby powiedział coś niestosownego. – Po co ci siłownia? I tak dobrze wyglądasz!

Kinga nie wytrzymała i wyszła z kuchni. W sypialni usiadła na łóżku i wreszcie dała upust łzom. Jak bardzo była zmęczona tymi ciągły pretensjami! Cokolwiek zrobiła, dla Alicji Stanisławowej zawsze było to źle.

A przecież na początku było inaczej. Gdy Jan pierwszy raz przyprowadził ją do matki, teściowa wydała się miłą kobietą. Poczęstowała herbatą, wypytywała o rodzinę, choćby komplementy rzucała.

Ale gdy tylko padło słowo „ślub”, wszystko się zmieniło.

– Kinga, gdzie jesteś? – do sypialni zajrzał Jan. – Mama poszła.

– Nareszcie – szepnęła Kinga.

Mąż usiadł obok i objął ją za ramiona.

– Nie zwracaj na nią uwagi. Po prostu do wszystkiego przywykła.

– Do czego przywykła? Do tego, iż żyłeś z nią do trzydziestu dwóch lat?

Jan westchnął. Ten temat był bolesny dla nich obojga.

– Kinga, ona jest sama od lat. Tata zmarł, gdy miałem piętnaście. Dała mi wszystko.

– Rozumiem. Ale teraz ja jestem twoją żoną. Czy nie można znaleźć jakiegoś kompromisu?

– Można. Tylko trzeba czasu.

Czasu. Kinga słyszała to już setki razy. Ile jeszcze czasu potrzebuje Alicja Stanisławowa, by ją zaakceptować?

Następnego dnia Kinga postanowiła działać. Po pracy kupiła produkty i ugotowała prawdziwy obiad – barszcz na mięsie, kotlety schabowe z ziemniakami i surówkę. Nakryła stół białym obrusem, postawiła kryształowe kieliszki.

Gdy wieczorem wrócił Jan, aż się zdziwił.

– Wow! Co świętujemy?

– Nic. Po prostu chciałam ucieszyć mojego męża.

– Wyszło świetnie! Pachnie jak u mamy w dzieciństwie.

Jedli przy świecach. Jan chwalił każdą potrawę, a Kinga poczuła, iż warto było się postarać. Może jeżeli będzie starała się bardziej, teściowa zmieni zdanie.

Ale następnego dnia przyszła z nowymi uwagami.

– Jasiu, dlaczego wczoraj późno poszedłeś spać? – zapytała, ledwo przekroczyła próg. – Masz czerwone oczy.

– Normalnie poszedłem, mamo. O wpół do dwunastej.

– O wpół do dwunastej! – przestraszyła się Alicja Stanisławowa. – A wstawać o siódmej! Toż to męczarnia dla organizmu!

Kinga zrozumiała, iż nie chodzi o jedzenie ani sen. Chodzi o nią samą. O to, iż „ukradła” matce jedynego syna.

Wtedy postanowiła spróbować innego podejścia.

– Alicjo Stanisławowo – zwróciła się do teściowej podczas kolejnej wizyty – może nauczyłaby mnie pani gotować taki barszcz, jaki Jasiu lubił w dzieciństwie?

Teściowa spojrzała na nią zaskoczona.

– Po co ci to?

– Chcę go ucieszyć. Pani najlepiej wie, co lubi.

Alicja Stanisławowa zamyśliła się, jakby szukała podstępu.

– No… Możemy spróbować. Tylko chyba nie wyjdzie ci tak smaczne.

– Spróbujmy.

I spróbowały. Teściowa dyktowała przepis, Kinga notowała. Potem razem poszły na targ po produkty.

– Patrz, mięso trzeba brać takie – tłumaczyła Alicja Stanisławowa, wskazując na stoisko. – Nie za tłuste, ale i nie chude. A kapustę tylko młodą, stara będzie gorzka.

Kinga uważnie słuchała i zapamiętywała. W domu zabrały się za gotowanie.

– Cebulę kroić grubo – poprawiała teściowa. – I nie płacz, bo barszcz będzie słony.

– A jak nie płakać? Cebula gryzie.

– Nóż opłucz zimną wodą. I oddychaj ustami, nie nosem.

Stopniowo atmosfera się rozluźniła. Alicja Stanisławowa opowiadała o dzieciństwie Jana, a Kinga słuchała z zainteresowaniem.

– A jak miał pięć lat, mógł zjeść trzy talerze barszczu – śmiała się teściowa. – Myślałam, iż pęknie.

– A teraz nie ma apetytu. Pewnie wiek.

– Nie, po prostu się męczy w pracy. Projekt trudny teraz ma, klienci wymagający.

Kinga się zdziwiła. Jan nigdy nie opowiadał szczegółów o pracy. A mama wszystko wiedziała.

– Dużo pani opowiada?

– No jasne. Przyzwyczailiśmy się do tego. Od dziecka mi wszystko mówił – o szkole, o kolegach, o dziewczynach, które mu się podobały.

W głosie teściowej pojawił się smutek.

– A teraz pewnie tobie opowiada.

– Nie za bardzo – przyznała szczerze Kinga. – On w ogóA gdy po latach wspominali te trudne początki, śmiali się razem, bo okazało się, iż prawdziwa rodzina nie dzieli, a łączy – i to właśnie miłość Jana sprawiła, iż dwie kobiety, które początkowo były dla siebie obce, stały się najbliższymi sobie osobami.

Idź do oryginalnego materiału