Dzisiaj napiszę o tym, co mnie ostatnio dotknęło. To historia o teściowej, która przekroczyła wszelkie granice.
Stała przy kuchence, smażąc pierogi, kiedy wszedł mój mąż, Marek.
— Ania, mama dzwoniła — zaczął. — Mówi, iż nie pozwalasz jej widywać się z wnukiem.
— Skarżyła się? — zdziwiła się Ania.
— No tak. Twierdzi, iż ciągle wymyślasz wymówki. Miesiąc już nie widziała Krzysia — dodał.
Ania nerwowo otarła ręce o fartuch.
— Marku… trudno mi to powiedzieć — zawahała się. — Twoja mama… powiedziała coś, o czym musisz wiedzieć.
Wszystko mu wyznała. Marek zbladł i opadł na krzesło — nie spodziewał się tego.
To zaczęło się miesiąc temu. Tego dnia Danuta, jego matka, jak zwykle wpadła bez zapowiedzi. Już od progu oceniła korytarz:
— Znowu bałagan! Zabawki porozrzucane! W takim brudzie nie można wychowywać dziecka!
Ania wymuszenie się uśmiechnęła, ale w środku wszystko się w niej ścięło. Krzyś właśnie zasnął, a zabawki leżały tam, gdzie bawił się przed chwilą. Ale dla teściowej to był pretekst, by wylać swoje niezadowolenie.
— Marek! — podniosła głos Danuta. — Ty jesteś mężczyzną czy kim? Powinieneś żonie mówić, jak ma prowadzić dom!
— Mamo, wszystko w porządku — mruknął, nie odrywając wzroku od telefonu.
— Twoim zdaniem w porządku? Dom jak po burzy, a ty jakbyś był na wakacjach!
— Krzyś jest po prostu żywiołowy — spokojnie wtrąciła Ania, ale głos zdradzał napięcie.
— Żywiołowy! Powinnaś go pilnować, a nie pozwalać, żeby sobie po mieszkaniu hasał!
I znów rozmowa zeszła na to, iż Marek w dzieciństwie był pod kloszem. Idealny chłopiec, wychowany pod lupą. Ania milczała, ale z każdym słowem rosły w niej opór i gorycz.
— Danuto — w końcu powiedziała. — Wychowuję syna po swojemu. Ma dwa lata. Poznaje świat.
— Poznaje? A potem siniaki, zadrapania, a ty tylko „poznaje” i powtarzasz!
— To dzieci. Uczą się przez ruch, błędy, doświadczenie.
— Nie! To twoje zaniedbanie. A jeżeli zrobi sobie coś poważnego?
— Mamo… — wtrącił Marek, ale teściowa tylko się rozpaliła.
— jeżeli nie nauczysz się być normalną matką, pomyślę, gdzie zgłosić sprawę!
Następnego dnia znów przyszła — gwałtownie zapukała, jak zawsze.
— Dlaczego tak długo otwierasz? Już myślałam, iż cię nie ma! — błysnęła oczami.
— Byłam zajęta — spokojnie odpowiedziała Ania.
— Znowu zabawki! W ogóle tu sprzątasz?
— Oczywiście. Ale Krzyś się bawi. To naturalne.
— Naturalne? A w dzieciństwie Marek… — zaczęła teściowa.
— Tak, wiem. Był idealny. Ani pyłku, ani zadrapania. Tylko iż jajecznicy do dziś nie umie usmażyć!
— Co ty chcesz przez to powiedzieć?
— To, iż wychowałaś mężczyznę, który nie wie, jak samodzielnie żyć.
— On pracuje, zarabia! A ty siedzisz w domu!
— Zajmuję się dzieckiem. I chcę, żeby był samodzielny. A nie jak jego ojciec — dorosły, ale bezradny.
W tym momencie w pokoju rozległ się dźwięk tłuczonego szkła i płacz dziecka. Ania pobiegła — na podłodze stał Krzyś, a z jego ręki ciekła krew.
— Boże… — Ania wzięła go na ręce. — Wszystko w porządku, kochanie, już dobrze!
— Widzisz! — warknęła Danuta. — Mówiłam! Ty nie jesteś matką, tylko katastrofą! Pójdę do opieki społecznej!
Ania zdrętwiała. To nie było już zwykłe obrażenie — to była groźba.
— Dobrze. Niech przyjdzie pani z inspektorem. A teraz — proszę wyjść — powiedziała cicho.
Od tamtego dnia Ania się zmieniła. Nie zatrzaskiwała drzwi przed nosem — po prostu przestała je otwierać bez powodu. Zawsze znajdował się pretekst: kwarantanna, wizyta, remont, dziecko chore…
Pewnego dnia Danuta przyjechała bez zapowiedzi. Ania spojrzała przez wizjer:
— Och, nie widziała pani mojej wiadomości? Przepraszam! Ale Krzyś ma osłabioną odporność, lekarz kazał nikogo nie wpuszczać.
— Ja nie jestem obca!
— Tak, ale… rozumie pani — zalecenie lekarza. Poczekajmy trochę, wtedy się spotkamy!
Teściowa odeszła w milczeniu, wściekła.
Wieczorem Marek przyszedł do żony.
— Mama mówi, iż nie pozwalasz jej widywać się z Krzysiem. Dlaczego?
— Bo się boję. Groziła opieką społeczną.
— Przesadzasz.
— Jesteś pewien, iż nie doniesie, jeżeli znów się wścieknie?
Zamilkł. Ania wzięła go za rękę.
— To nasz syn. Jego bezpieczeństwo jest najważniejsze.
— Myślisz, iż mogłaby mu zaszkodzić?
— Nie widzi granic. Jej „troska” staje się niebezpieczna.
— Dobrze — poddał się. — Nie będę już naciskał.
Ania uśmiechnęła się z ulgą. Teściowa sama przekroczyła granicę — teraz gramy według nowych zasad.
Dziś wiem jedno: jeżeli ktoś pod płaszczykiem troski niszczy twój dom, masz prawo zamknąć drzwi. Rodzina to nie więzienie.