Teściowa czy katastrofa? Skandale, które pchnęły ją do ostateczności

newsempire24.com 6 dni temu

Dzisiaj napiszę o tym, co mnie ostatnio dotknęło. To historia o teściowej, która przekroczyła wszelkie granice.

Stała przy kuchence, smażąc pierogi, kiedy wszedł mój mąż, Marek.

— Ania, mama dzwoniła — zaczął. — Mówi, iż nie pozwalasz jej widywać się z wnukiem.

— Skarżyła się? — zdziwiła się Ania.

— No tak. Twierdzi, iż ciągle wymyślasz wymówki. Miesiąc już nie widziała Krzysia — dodał.

Ania nerwowo otarła ręce o fartuch.

— Marku… trudno mi to powiedzieć — zawahała się. — Twoja mama… powiedziała coś, o czym musisz wiedzieć.

Wszystko mu wyznała. Marek zbladł i opadł na krzesło — nie spodziewał się tego.

To zaczęło się miesiąc temu. Tego dnia Danuta, jego matka, jak zwykle wpadła bez zapowiedzi. Już od progu oceniła korytarz:

— Znowu bałagan! Zabawki porozrzucane! W takim brudzie nie można wychowywać dziecka!

Ania wymuszenie się uśmiechnęła, ale w środku wszystko się w niej ścięło. Krzyś właśnie zasnął, a zabawki leżały tam, gdzie bawił się przed chwilą. Ale dla teściowej to był pretekst, by wylać swoje niezadowolenie.

— Marek! — podniosła głos Danuta. — Ty jesteś mężczyzną czy kim? Powinieneś żonie mówić, jak ma prowadzić dom!

— Mamo, wszystko w porządku — mruknął, nie odrywając wzroku od telefonu.

— Twoim zdaniem w porządku? Dom jak po burzy, a ty jakbyś był na wakacjach!

— Krzyś jest po prostu żywiołowy — spokojnie wtrąciła Ania, ale głos zdradzał napięcie.

— Żywiołowy! Powinnaś go pilnować, a nie pozwalać, żeby sobie po mieszkaniu hasał!

I znów rozmowa zeszła na to, iż Marek w dzieciństwie był pod kloszem. Idealny chłopiec, wychowany pod lupą. Ania milczała, ale z każdym słowem rosły w niej opór i gorycz.

— Danuto — w końcu powiedziała. — Wychowuję syna po swojemu. Ma dwa lata. Poznaje świat.

— Poznaje? A potem siniaki, zadrapania, a ty tylko „poznaje” i powtarzasz!

— To dzieci. Uczą się przez ruch, błędy, doświadczenie.

— Nie! To twoje zaniedbanie. A jeżeli zrobi sobie coś poważnego?

— Mamo… — wtrącił Marek, ale teściowa tylko się rozpaliła.

— jeżeli nie nauczysz się być normalną matką, pomyślę, gdzie zgłosić sprawę!

Następnego dnia znów przyszła — gwałtownie zapukała, jak zawsze.

— Dlaczego tak długo otwierasz? Już myślałam, iż cię nie ma! — błysnęła oczami.

— Byłam zajęta — spokojnie odpowiedziała Ania.

— Znowu zabawki! W ogóle tu sprzątasz?

— Oczywiście. Ale Krzyś się bawi. To naturalne.

— Naturalne? A w dzieciństwie Marek… — zaczęła teściowa.

— Tak, wiem. Był idealny. Ani pyłku, ani zadrapania. Tylko iż jajecznicy do dziś nie umie usmażyć!

— Co ty chcesz przez to powiedzieć?

— To, iż wychowałaś mężczyznę, który nie wie, jak samodzielnie żyć.

— On pracuje, zarabia! A ty siedzisz w domu!

— Zajmuję się dzieckiem. I chcę, żeby był samodzielny. A nie jak jego ojciec — dorosły, ale bezradny.

W tym momencie w pokoju rozległ się dźwięk tłuczonego szkła i płacz dziecka. Ania pobiegła — na podłodze stał Krzyś, a z jego ręki ciekła krew.

— Boże… — Ania wzięła go na ręce. — Wszystko w porządku, kochanie, już dobrze!

— Widzisz! — warknęła Danuta. — Mówiłam! Ty nie jesteś matką, tylko katastrofą! Pójdę do opieki społecznej!

Ania zdrętwiała. To nie było już zwykłe obrażenie — to była groźba.

— Dobrze. Niech przyjdzie pani z inspektorem. A teraz — proszę wyjść — powiedziała cicho.

Od tamtego dnia Ania się zmieniła. Nie zatrzaskiwała drzwi przed nosem — po prostu przestała je otwierać bez powodu. Zawsze znajdował się pretekst: kwarantanna, wizyta, remont, dziecko chore…

Pewnego dnia Danuta przyjechała bez zapowiedzi. Ania spojrzała przez wizjer:

— Och, nie widziała pani mojej wiadomości? Przepraszam! Ale Krzyś ma osłabioną odporność, lekarz kazał nikogo nie wpuszczać.

— Ja nie jestem obca!

— Tak, ale… rozumie pani — zalecenie lekarza. Poczekajmy trochę, wtedy się spotkamy!

Teściowa odeszła w milczeniu, wściekła.

Wieczorem Marek przyszedł do żony.

— Mama mówi, iż nie pozwalasz jej widywać się z Krzysiem. Dlaczego?

— Bo się boję. Groziła opieką społeczną.

— Przesadzasz.

— Jesteś pewien, iż nie doniesie, jeżeli znów się wścieknie?

Zamilkł. Ania wzięła go za rękę.

— To nasz syn. Jego bezpieczeństwo jest najważniejsze.

— Myślisz, iż mogłaby mu zaszkodzić?

— Nie widzi granic. Jej „troska” staje się niebezpieczna.

— Dobrze — poddał się. — Nie będę już naciskał.

Ania uśmiechnęła się z ulgą. Teściowa sama przekroczyła granicę — teraz gramy według nowych zasad.

Dziś wiem jedno: jeżeli ktoś pod płaszczykiem troski niszczy twój dom, masz prawo zamknąć drzwi. Rodzina to nie więzienie.

Idź do oryginalnego materiału