Teściowa czy katastrofa? Skandale, które doprowadziły ją do szału

polregion.pl 1 tydzień temu

Dzisiaj znów myślę o tym, co się wydarzyło. To już miesiąc, odkąd postanowiłam postawić granice, ale wciąż czuję ten ucisk w klatce piersiowej.

Stałam przy kuchni, smażąc pierogi, gdy wszedł Marek. Można było od razu poznać po jego minie, iż znowu rozmawiał z matką.

„Kasia, mama dzwoniła. Mówi, iż nie pozwalasz jej widzieć się z Jasiem.”

„Znowu się skarży?” – spytałam, choć wiedziałam odpowiedź.

„Tak. Mówi, iż ciągle wymyślasz wymówki. Nie widziała go od miesiąca.”

Przetarłam dłonie o fartuch, żeby ukryć drżenie.

„Marek… muszę ci coś powiedzieć.” Zawahałam się. „Twoja mama… powiedziała coś, o czym musisz wiedzieć.”

Gdy skończyłam, zbladł i opadł na krzesło. Nie spodziewał się tego.

Wszystko zaczęło się miesiąc temu. Danuta Stanisławówna, jego matka, jak zwykle wpadła bez zapowiedzi. Już od progu zaczęła krytykować:

„Znowu bałagan! Zabawki porozmieszane! W takich warunkach wychowujesz dziecko?”

Wymusiłam uśmiech, ale ścisnęło mnie w środku. Jaś dopiero zasnął, a zabawki leżały tam, gdzie się bawił. Dla teściowej to jednak był tylko pretekst do wylewania frustracji.

„Marek!” – podniosła głos. – „Jesteś mężczyzną czy nie? Powinieneś żonie pokazać, jak utrzymywać dom!”

„Mamo, wszystko w porządku” – burknął, wpatrzony w telefon.

„W porządku? Wygląda, jakby huragan przeszedł, a ty siedzisz jak na wakacjach!”

„Jaś jest po prostu energiczny” – wtrąciłam spokojnie, choć głos mi drżał.

„Energiczny? Trzeba go pilnować, a nie pozwalać, żeby latał po mieszkaniu!”

I znów zaczęło się wspominanie, jak Marek w dzieciństwie był „idealnym synem” – posłusznym, czystym, pod ciągłą kontrolą. Kiwam głową, ale z każdym słowem rosła we mnie złość.

„Danuta Stanisławno” – powiedziałam w końcu. – „Wychowuję syna po swojemu. Ma dwa lata. Poznaje świat.”

„Poznaje? A potem siniaki, zadrapania, a ty tylko ‘poznaje’ powtarzasz jak mantrę!”

„To normalne. Dzieci uczą się przez doświadczenie.”

„Nie! To twoje niedbalstwo! A jeżeli zrobi sobie coś poważnego?”

„Mamo…” – Marek próbował interweniować, ale teściowa tylko się rozpaliła.

„Jeśli nie nauczysz się być matką, będę musiała gdzieś zadzwonić!”

Następnego dnia znów zjawiła się bez zapowiedzi, waliła w drzwi jak zawsze.

„Dlaczego tak długo nie otwierasz? Myślałam, iż cię nie ma!”

„Byłam zajęta” – odparłam spokojnie.

„Znowu te zabawki! Czy ty w ogóle sprzątasz?”

„Oczywiście. Ale Jaś się bawi. To normalne.”

„Normalne? A Marek w jego wieku…” – zaczęła.

„Tak, wiem. Był doskonały. Żadnego pyłku, żadnej rany. Tyle iż do dziś nie umie jajecznicy usmażyć.”

„Co ty sobie chceś wyobrażasz?”

„Tylko tyle, iż wychowaliście mężczyznę, który sam nie radzi.”

„On pracuje! Przynosi złotówki do domu! A ty tylko siedzisz!”

„Z dzieckiem. I chcę, żeby był samodzielny. Nie jak jego ojciec – dorosły, ale bezradny.”

W tej chwili w salonie rozległ się dźwięk tłuczonego szkła i płacz. Rzuciłam się tam – na podłodze stał Jaś, z dłonią zakrwawioną od szkła.

„Boże…” – podniosłam go. – „Wszystko w porządku, kochanie, już dobrze.”

„No widzisz!” – syknęła teściowa. – „Mówiłam! Ty nie jesteś matką, ty jesteś katastrofą! Zgłoszę to do opieki społecznej!”

Zamarłam. To już nie było tylko obraźliwe – to była groźba.

„Dobrze. Niech pani przyjdzie z inspektorem. A teraz – proszę wyjść” – powiedziałam cicho.

Od tamtego dnia coś we mnie pękło. Nie zamykałam już drzwi przed nosem – po prostu przestałam je otwierać bez powodu. Zawsze był pretekst: kwarantanna, wizyta u lekarza, remont, choroba…

Pewnego dnia przyjechała bez zapowiedzi. Wyjrzałam przez szparę.

„Ojej, nie widziała pani mojej wiadomości? Przepraszam! Ale Jasiu ma słabą odporność, lekarz zabronił gości.”

„Ja nie jestem gościem!”

„Wiem, ale… rozumie pani – zalecenie lekarskie. Poczekamy trochę, a potem się zobaczymy!”

Wyszła wściekła, nie odzywając się.

Wieczorem Marek zaprezentował mi pytanie.

„Mama mówi, iż nie pozwalasz jej widzieć Jasia. Dlaczego?”

„Bo się boję. Groziła opieką społeczną.”

„Przesadzasz.”

„Jesteś pewien, iż nie zadzwoni, gdy znów się wścieknie?”

Zamilkł. Wzięłam go za rękę.

„To nasz syn. Jego bezpieczeństwo jest najważniejsze.”

„Myślisz, iż mogłaby mu zaszkodzić?”

„Nie widzi granic. Jej ‘opieka’ staje się niebezpieczna.”

„Dobrze” – ustąpił. – „Nie będę cię więcej naciskał.”

Uśmiechnęłam się z ulgą. Teściowa sama przekroczyła granicę – teraz gra toczyła się według nowych zasad.

Idź do oryginalnego materiału