Teściowa czy kataklizm? Kłótnie doprowadzają ją na skraj

polregion.pl 1 tydzień temu

„Nie jesteś matką, tylko nieszczęściem!” — awantury z teściową doprowadziły Kasię do krawędzi

Kasia stała przy kuchence, obracając pierogi, gdy do kuchni wszedł jej mąż.

— Kasia, dzwoniła dziś moja mama — zaczął Marek. — Mówi, iż nie wpuszczasz jej do wnuka.

— Narzekała? — zdziwiła się Kasia.

— No tak. Twierdzi, iż ciągle się wymigujesz. Już miesiąc nie widziała Karolka — dodał.

Kasia nerwowo otarła dłonie o fartuch.

— Marek… Trudno mi to powiedzieć — zawahała się. — Twoja mama… powiedziała mi coś, co musisz wiedzieć.

Opowiedziała wszystko. Marek zbladł i opadł na krzesło — nie spodziewał się tego.

Zaczęło się miesiąc temu. Tego dnia Janina, jego matka, jak zwykle wpadła bez zapowiedzi. Już od progu oceniła przedpokój:

— Znowu bałagan! Zabawki porozrzucane! W takim brudzie nie można wychowywać dziecka!

Kasia wymusiła uśmiech, ale w środku wszystko się w niej ścięło. Karolek właśnie zasnął, a zabawki leżały tam, gdzie się bawił. Dla teściowej to jednak był pretekst, by wylać swoje oburzenie.

— Marek! — podniosła głos Janina. — Jesteś mężczyzną czy kim? Masz żonie pokazywać, jak prowadzić dom!

— Mamo, wszystko w porządku — burknął, nie odrywając wzroku od telefonu.

— Dla ciebie w porządku? Dom jak po huraganie, a ty jak na wakacjach!

— Karolek jest po prostu energiczny — spokojnie wtrąciła Kasia, ale głos zdradzał napięcie.

— Energiczny! Trzeba za nim patrzeć, a nie pozwalać mu włóczyć się po mieszkaniu!

I znów rozmowa zeszła na to, iż Marek w dzieciństwie był pod kloszem. Idealne dziecko, wychowane pod lupą. Kasia milcząco kiwała głową, ale z każdym słowem rosło w niej uczucie buntu.

— Janino — w końcu powiedziała. — Wychowuję syna po swojemu. Ma dwa lata. Poznaje świat.

— Poznaje? A potem siniaki, zadrapania, a ty tylko „poznaje” i powtarzasz!

— To dzieci. Uczą się przez ruch, błędy, doświadczenie.

— Nie! To twoje niedbalstwo. A jeżeli zrobi sobie coś poważnego?

— Mamo… — wtrącił Marek, ale teściowa tylko się bardziej rozzłościła.

— jeżeli nie nauczysz się być normalną matką, pomyślę, dokąd się zwrócić!

Następnego dnia znów przyszła — jak zwykle gwałtownie zapukała.

— Dlaczego tak długo otwierasz? Już myślałam, iż cię nie ma! — błysnęła oczami.

— Byłam zajęta — spokojnie odparła Kasia.

— Znowu zabawki! Sprzątasz w ogóle?

— Oczywiście. Ale Karolek się bawi. To normalne.

— Normalne? A w dzieciństwie Marek… — zaczęła teściowa.

— Tak, wiem. Był idealny. Ani pyłku, ani zadrapania. Tylko jajecznicy do dziś nie umie usmażyć!

— Co ty chcesz przez to powiedzieć?

— Że wychowałaś mężczyznę, który nie wie, jak żyć samodzielnie.

— On pracuje, zarabia! A ty siedzisz w domu!

— Jestem z dzieckiem. I chcę, żeby był samodzielny. A nie jak jego ojciec — dorosły, ale bezradny.

W tej chwili w pokoju rozległ się dźwięk tłuczonego szkła i płacz dziecka. Kasia pobiegła do salonu — na podłodze stał Karolek, jego ręka była skaleczona.

— Boże… — Kasia wzięła go na ręce. — Wszystko w porządku, kochanie, wszystko dobrze!

— Widzisz! — syknęła Janina. — Mówiłam! Nie jesteś matką, tylko nieszczęściem! Pójdę do opieki społecznej!

Kasia zastygła. To już nie było zwykłe obrażenie — to była groźba.

— Dobrze. Przyjdź z inspektorem. A teraz — pora iść — cicho powiedziała.

Od tamtego dnia Kasia się zmieniła. Nie zatrzaskiwała drzwi przed nosem — po prostu nie otwierała ich teściowej bez powodu. I zawsze znajdował się pretekst, by odwlec wizytę: kwarantanna, wizyta u lekarza, remont, dziecko chore…

Pewnego dnia Janina przyjechała bez zapowiedzi. Kasia wyjrzała przez szparę:

— Och, nie widziałaś mojej wiadomości? Przepraszam! Ale Karolek ma osłabioną odporność, lekarz radzi nikogo nie wpuszczać.

— Nie jestem obca!

— Tak, ale… rozumiesz — zalecenie lekarza. Poczekajmy trochę, a spotkamy się znów!

Teściowa odeszła wściekła, nic nie mówiąc.

Wieczorem Marek podszedł do żony.

— Mama mówi, iż nie wpuszczasz jej do Karolka. Dlaczego?

— Bo się boję. Groziła opieką społeczną.

— Przesadzasz.

— Jesteś pewny, iż nie doniesie, jeżeli znów się wścieknie?

Zamilkł. Kasia wzięła go za rękę.

— To nasz syn. Jego bezpieczeństwo jest najważniejsze.

— Myślisz, iż mogłaby mu zaszkodzić?

— Ona nie widzi granic. Jej troska staje się niebezpieczna.

— Dobrze — poddał się. — Nie będę już nalegał.

Kasia uśmiechnęła się z ulgą. Teściowa sama przekroczyła granicę — teraz gra toczyła się według nowych zasad.

Idź do oryginalnego materiału