„Nie jesteś matką, tylko nieszczęściem!” — awantury z teściową doprowadziły Kasię do krawędzi
Kasia stała przy kuchence, obracając pierogi, gdy do kuchni wszedł jej mąż.
— Kasia, dzwoniła dziś moja mama — zaczął Marek. — Mówi, iż nie wpuszczasz jej do wnuka.
— Narzekała? — zdziwiła się Kasia.
— No tak. Twierdzi, iż ciągle się wymigujesz. Już miesiąc nie widziała Karolka — dodał.
Kasia nerwowo otarła dłonie o fartuch.
— Marek… Trudno mi to powiedzieć — zawahała się. — Twoja mama… powiedziała mi coś, co musisz wiedzieć.
Opowiedziała wszystko. Marek zbladł i opadł na krzesło — nie spodziewał się tego.
Zaczęło się miesiąc temu. Tego dnia Janina, jego matka, jak zwykle wpadła bez zapowiedzi. Już od progu oceniła przedpokój:
— Znowu bałagan! Zabawki porozrzucane! W takim brudzie nie można wychowywać dziecka!
Kasia wymusiła uśmiech, ale w środku wszystko się w niej ścięło. Karolek właśnie zasnął, a zabawki leżały tam, gdzie się bawił. Dla teściowej to jednak był pretekst, by wylać swoje oburzenie.
— Marek! — podniosła głos Janina. — Jesteś mężczyzną czy kim? Masz żonie pokazywać, jak prowadzić dom!
— Mamo, wszystko w porządku — burknął, nie odrywając wzroku od telefonu.
— Dla ciebie w porządku? Dom jak po huraganie, a ty jak na wakacjach!
— Karolek jest po prostu energiczny — spokojnie wtrąciła Kasia, ale głos zdradzał napięcie.
— Energiczny! Trzeba za nim patrzeć, a nie pozwalać mu włóczyć się po mieszkaniu!
I znów rozmowa zeszła na to, iż Marek w dzieciństwie był pod kloszem. Idealne dziecko, wychowane pod lupą. Kasia milcząco kiwała głową, ale z każdym słowem rosło w niej uczucie buntu.
— Janino — w końcu powiedziała. — Wychowuję syna po swojemu. Ma dwa lata. Poznaje świat.
— Poznaje? A potem siniaki, zadrapania, a ty tylko „poznaje” i powtarzasz!
— To dzieci. Uczą się przez ruch, błędy, doświadczenie.
— Nie! To twoje niedbalstwo. A jeżeli zrobi sobie coś poważnego?
— Mamo… — wtrącił Marek, ale teściowa tylko się bardziej rozzłościła.
— jeżeli nie nauczysz się być normalną matką, pomyślę, dokąd się zwrócić!
Następnego dnia znów przyszła — jak zwykle gwałtownie zapukała.
— Dlaczego tak długo otwierasz? Już myślałam, iż cię nie ma! — błysnęła oczami.
— Byłam zajęta — spokojnie odparła Kasia.
— Znowu zabawki! Sprzątasz w ogóle?
— Oczywiście. Ale Karolek się bawi. To normalne.
— Normalne? A w dzieciństwie Marek… — zaczęła teściowa.
— Tak, wiem. Był idealny. Ani pyłku, ani zadrapania. Tylko jajecznicy do dziś nie umie usmażyć!
— Co ty chcesz przez to powiedzieć?
— Że wychowałaś mężczyznę, który nie wie, jak żyć samodzielnie.
— On pracuje, zarabia! A ty siedzisz w domu!
— Jestem z dzieckiem. I chcę, żeby był samodzielny. A nie jak jego ojciec — dorosły, ale bezradny.
W tej chwili w pokoju rozległ się dźwięk tłuczonego szkła i płacz dziecka. Kasia pobiegła do salonu — na podłodze stał Karolek, jego ręka była skaleczona.
— Boże… — Kasia wzięła go na ręce. — Wszystko w porządku, kochanie, wszystko dobrze!
— Widzisz! — syknęła Janina. — Mówiłam! Nie jesteś matką, tylko nieszczęściem! Pójdę do opieki społecznej!
Kasia zastygła. To już nie było zwykłe obrażenie — to była groźba.
— Dobrze. Przyjdź z inspektorem. A teraz — pora iść — cicho powiedziała.
Od tamtego dnia Kasia się zmieniła. Nie zatrzaskiwała drzwi przed nosem — po prostu nie otwierała ich teściowej bez powodu. I zawsze znajdował się pretekst, by odwlec wizytę: kwarantanna, wizyta u lekarza, remont, dziecko chore…
Pewnego dnia Janina przyjechała bez zapowiedzi. Kasia wyjrzała przez szparę:
— Och, nie widziałaś mojej wiadomości? Przepraszam! Ale Karolek ma osłabioną odporność, lekarz radzi nikogo nie wpuszczać.
— Nie jestem obca!
— Tak, ale… rozumiesz — zalecenie lekarza. Poczekajmy trochę, a spotkamy się znów!
Teściowa odeszła wściekła, nic nie mówiąc.
Wieczorem Marek podszedł do żony.
— Mama mówi, iż nie wpuszczasz jej do Karolka. Dlaczego?
— Bo się boję. Groziła opieką społeczną.
— Przesadzasz.
— Jesteś pewny, iż nie doniesie, jeżeli znów się wścieknie?
Zamilkł. Kasia wzięła go za rękę.
— To nasz syn. Jego bezpieczeństwo jest najważniejsze.
— Myślisz, iż mogłaby mu zaszkodzić?
— Ona nie widzi granic. Jej troska staje się niebezpieczna.
— Dobrze — poddał się. — Nie będę już nalegał.
Kasia uśmiechnęła się z ulgą. Teściowa sama przekroczyła granicę — teraz gra toczyła się według nowych zasad.