Teściowa, która nie znała granic — i jak wszystko się potoczyło
Kasia wracała do domu późno — praca się przeciągnęła, głowa pulsowała, a w piersi czuła ciężar zmęczenia. Nie wiedziała, iż czeka ją nowa fala przykrości i napięcia. Wchodząc do mieszkania, natychmiast usłyszała znajome, ale już irytujące głosy z kuchni:
— O, dotarłaś w końcu! — rzuciła z przekąsem Halina Bolesławowa, teściowa Kasi. — Już dawno ciemno, a ty dopiero teraz. To ma być praca, przez którą można zapomnieć o mężu i domu?
— Miałam pilny projekt, musiałam zostać dłużej — spokojnie wyjaśniła Kasia, automatycznie zdejmując płaszcz.
— Projekt… A mój syn głodny, niech ci będzie wiadomo — mamrotała dalej teściowa. — W zlewie góra naczyń, kurz aż się unosi, a ty wyglądasz jak cień — i to nazywasz byciem żoną?
Kasia skinęła zmęczoną głową i poszła się przestawić. ale gdy wróciła do kuchni, zastygła w drzwiach. Z sąsiedniego pokoju dobiegała rozmowa Haliny i Jacka. To, co usłyszała, wbiło ją w ziemię.
— Wiesz, Jacek, córka mojej przyjaciółki, Elżbieta, to zupełnie inna bajka. Mądra, z dobrego domu. I, między nami mówiąc, ma na ciebie oko — przekonywała teściowa. — A dla niej nie ma znaczenia, iż jesteś żonaty. To przecież nie musi być na zawsze…
Kasi zaparło dech. Krew uderzyła jej do głowy. Jak można było coś takiego mówić? Chciała krzyczeć, rzucić czymś ciężkim, ale w milczeniu weszła do łazienki, by nie wybuchnąć.
Po kilku minutach wyszła, trzymając się ściany. Jacek podbiegł:
— Kasia, co się stało?
— Nic. Tylko trochę się zdenerwowałam.
— No proszę, jeszcze zachoruje! — wtrąciła Halina. — Oczywiście, to tylko po to, by zwrócić na siebie uwagę.
Kasia milczała, ale rano poczuła się gorzej. Pogoda, szpital, badania. A już po godzinie powiedziała Jackowi:
— To nic poważnego. Po prostu… jestem w ciąży. Potrzebujemy spokoju i trochę więcej czułości.
Jacek przytulił ją mocno, a z jego oczu popłynęły łzy szczęścia. Ale euforia nie trwała długo.
Wróciwszy do domu, Kasia dowiedziała się, iż Halina wciąż tam jest. I co gorsza — nie zamierzała milczeć.
— Jesteś pewny, iż to twoje dziecko? — zimno spytała teściowa syna, gdy Kasia na chwilę wyszła.
— Mamo, ogarniasz się? — nie wytrzymał.
— Ona ciągle gdzieś do późna, choćby nie zauważasz, jak cię robi w balona!
Kasia zastygła w korytarzu. Nie mogła już tego znosić. Weszła do pokoju i powiedziała stanowczo:
— Nie będę się już tłumaczyć ani się podporządkowywać. To wasze mieszkanie — ja odejdę. Jacek, decyduj: idziesz ze mną, czy zostajesz. Ale nie pozwolę się już poniżać. Zostanę matką. I chcę wychować dziecko w miłości, a nie w nienawiści.
— I dobrze! Niech sobie idzie — syknęła Halina z zimnym triumfem.
Ale Jacek nie ruszył się za nią. Stał i patrzył na matkę, jakby widział ją po raz pierwszy.
— Myślisz, iż to dla ciebie to wszystko znoszę? Nie, mamo, to Kasię kocham. A ciebie… tylko cię żałuję. Odpychasz wszystkich od siebie. Byłaś cztery razy zamężna — i z kI z każdym mężem byłaś sama, bo serce miałaś twarde jak kamień, a teraz chcesz, bym słuchał twoich rad?