Przed oglądaniem miałam spore obawy, czy serialowy „Ted” podoła wyzwaniu, bo poprzeczka stała naprawdę wysoko. Tymczasem otrzymaliśmy produkt z jednym czy dwoma słabszymi odcinkami (choć to kwestia dyskusyjna).
Ted to ożywiony misio – niepoprawny politycznie rasista czy zbok. No dobra, rolę naczelnego rasisty przejął tata (Scott Grimes) głównego bohatera Johna (Max Burkholder), nastolatka poznającego życie i prawie wchodzącego w dorosłość. Ogólnie jego rodzice to typy konserwatywne, w starym dobrym stylu. Tzn. nie do końca dobrym, bo mam wrażenie, jakby twórcy chcieli pokazywać wady takiego stylu życia. Matka Johna (Alanna Ubach) to typowa kura domowa i z jednej strony widać, iż jest popychadłem, a z drugiej widz ma okazję obejrzeć coś naprawdę sympatycznego, jeżeli chodzi o tę bohaterkę.
Z kolei John wydaje się tu być znacznie inteligentniejszy od filmowego Johna, ale wciąż mamy tu idealny casting i nastolatkowe vibe. Innymi słowy widać, iż gościu ma te 16 lat. I chyba też dlatego treści są tak dopasowane, by młodzi ludzie odnaleźli w „Tedzie” bardzo dużo życiowych porad. To się chwali, oczywiście. I na szczęście też humor stoi na bardzo przyzwoitym poziomie, więc jest śmiesznawo.
Wspomniałam o słabszych odcinkach i to jest już naprawdę kwestia gustu. Czwarty mi się nie spodobał, bo chyba trochę striggerował, natomiast siódmy… cóż – jest jakościowo okej, nie odstaje poziomem od reszty. Jednakże wymęczeni lesbami czy LGBT mogą go pominąć, bo cały jest tęczowy.
Ogólnie b polecam serialowego „Teda”, bo to się po prostu przyjemnie ogląda