Tato, to ty? Co tutaj robisz? – zdziwiony zapytał Stanisław, kiedy przechadzał się z żoną po targu i zobaczył prawie siwego staruszka, który sprzedawał wszystko, co tylko się dało. – Sprzedaję. Bo potrzebuję pieniędzy. Muszę wynająć mieszkanie, choćby mały pokoik – powiedział cicho, spuszczając wzrok, żeby nie zapłakać. Stanisław gwałtownie wszystko zrozumiał i polecił ojcu się zbierać: – gwałtownie wsiadaj do naszego samochodu i sam zawieziesz wnukom upominki. Czekają już na dziadka. Michał zaniemówił, kiedy zobaczył, jak pięknie żyje jego syn – tak duży i piękny dom widział chyba tylko w filmach. – To twój pokój, tato. Nie pozwolimy ci nigdzie odejść – powiedziała żona Stanisława, która również wszystko zrozumiała

przytulnosc.pl 2 tygodni temu

– Tato, potrzebuję pieniędzy – oznajmiła z progu Jarosława. – Muszę zapłacić Adamowi za studia do końca września.

Stary Michał uniósł siwą brew i spojrzał na córkę.

– Przez całe lato sprzedawałem ogórki i pomidory na targu, oddałem ci wszystko, gdzie są te pieniądze?

– Tato, wiesz, iż pieniądze są jak woda – gwałtownie znikają. Dlaczego się marszczysz? Przecież masz odłożone pieniądze na drewno, a zima jeszcze daleko. Zapłać wnukowi za studia, a potem sprzedasz orzechy, widzę, iż w tym roku masz ich sporo, i odbijesz sobie te pieniądze – powiedziała Jarosława z uśmiechem.

– A kto cię przywiózł? Nie przyjechałaś chyba autobusem? – zapytał ojciec.

– Znajomy mnie podwiózł. No czemu znowu zaczynasz, tato…

– Tych twoich znajomych było już tylu, iż przestałem liczyć. Może w końcu wzięłabyś się w garść i pomyślała o swoich dzieciach, a nie polegała na tym, iż ja i twoja zmarła matka ciągle wszystko na sobie ciągnęliśmy. Nie dam ci pieniędzy tym razem, choćby nie proś.

– Tato, nie możesz tak postąpić, przecież chodzi o twojego ukochanego wnuka. Dostał się na studia, trzeba zapłacić za naukę. Obiecałam Adamowi, iż wszystko będzie dobrze.

Na wzmiankę o wnuku twarz Michała złagodniała. Powoli wstał, podszedł do szafy, wyciągnął zawiniątko i odliczył potrzebną kwotę. Zostawił sobie jeszcze trochę pieniędzy i w duchu pomyślał, iż od jutra będzie musiał znów jeździć na targ i sprzedawać resztę warzyw, żeby uzbierać na drewno.

Jarosława wzięła pieniądze i pobiegła do samochodu, gdzie czekał na nią jej znajomy.

– Dostałaś pieniądze od starego?

– Ledwo…

– A czemu w ogóle musisz coś od niego prosić? Przecież mówiłaś, iż to twój dom, więc go sprzedaj i będziesz miała dużo pieniędzy.

– A co z ojcem?

– No cóż… to już będą nie twoje, a jego problemy…

Oboje wybuchnęli śmiechem. Nie podejrzewali, iż Michał wszystko słyszał. Po pomarszczonym policzku staruszka spłynęła samotna łza.

– Chociaż cię kochałem, Mario, to twoja wina – powiedział, zwracając się do portretu ukochanej żony, która odeszła w zeszłym roku.

„Mówiłem, iż to nie w porządku przepisać cały majątek na jedną córkę, skoro mamy też syna. A ty nie lubiłaś synowej i upierałaś się, iż Stanisław nie dostanie niczego. A jemu to choćby nie jest potrzebne, dobrze sobie radzą z żoną bez naszej pomocy. A ja dożyłem do tego, iż własna córka chce mnie wyrzucić z domu, bo przepisałaś go na nią”.

Michał i Maria mieli dwoje dzieci. Oboje kochali je jednakowo. Ale potem syn ożenił się z rozwódką z dzieckiem. Maria tak bardzo nie zaakceptowała jego wyboru, iż wykreśliła go z testamentu, a żeby syn nie rościł sobie żadnych praw, jeszcze za życia przepisała ich dom na córkę.

– Jarosławie jest bardziej potrzebne, ma ciężkie życie i dwoje dzieci – zawsze współczuła córce Maria.

– A kto temu winien? Nie powinna była rozwodzić się z mężem. Nie kocha go, też mi powód – burczał Michał.

Jarosława, mając dwóch synów, rozwiodła się z mężem, bo uznała, iż przestała go kochać. Potem aktywnie szukała nowego szczęścia, ale bez większych sukcesów.

Mieszkali w małym dwupokojowym mieszkaniu, wiecznie brakowało pieniędzy, a Jarosława przyzwyczaiła się, iż rodzice zawsze jakoś jej pomogą, więc sama się zbytnio nie wysilała.

Kiedy zmarła matka, ojciec nie chciał być już taki hojny, uważał, iż córka, której synowie są już studentami, dawno powinna wziąć się w garść.

Ale Jarosława posłuchała swojego nowego adoratora i znalazła kupców na dom, bo miała do tego prawo. Ojcu powiedziała, iż ma miesiąc na znalezienie nowego mieszkania.

– Tato, to ty? Co tutaj robisz? – zdziwiony zapytał Stanisław, kiedy przechadzał się z żoną po targu i zobaczył prawie siwego staruszka, który sprzedawał wszystko, co tylko się dało.

– Sprzedaję. Bo potrzebuję pieniędzy. Muszę wynająć mieszkanie, choćby mały pokoik – powiedział cicho, spuszczając wzrok, żeby nie zapłakać.

Stanisław gwałtownie wszystko zrozumiał i polecił ojcu się zbierać:

– Co to za sprawy, tato? Nie mam ani ziemniaków, ani cebuli, ani orzechów, a ty sprzedajesz te wszystkie dobra obcym ludziom?

– Weź, synu… Przepraszam… Nie wiedziałem…

– Nie, tato. gwałtownie wsiadaj do naszego samochodu i sam zawieziesz wnukom upominki. Czekają już na dziadka.

Michał nie mógł uwierzyć własnym oczom, kiedy zobaczył, jak wspaniale żyje jego syn – taki piękny, duży dom widział chyba tylko w filmach.

– Oto twój pokój, tato. Nie pozwolimy ci nigdzie odejść – powiedziała żona Stanisława, która również wszystko zrozumiała.

Michał wyjął portret Marii, który zawsze nosił przy sobie, bo bał się, iż córka mogłaby go wyrzucić.

– Nie miałaś racji, Mario, choć bardzo cię kochałem. Gdybyś tylko widziała, jak żyje nasz syn. I jak dobrą ma żonę. A naszej córce – niech Bóg sądzi…

Idź do oryginalnego materiału