Tato, chciałam tylko, byś był ze mnie dumny”: historia dziewczynki, która dorosła zbyt wcześnie

twojacena.pl 5 dni temu

**Dzisiaj zapiszę tę historię w moim dzienniku.**

Gdy Weronika miała zaledwie sześć lat, jej świat rozpadł się na dwoje. Pewnego wieczoru ojciec spakował swoje rzeczy i wyszedł z mieszkania. Nie do pracy. Nie do sklepu. Na zawsze. Wtedy jeszcze nie rozumiała, co oznacza to straszne, dorosłe słowo — „rozwód”. Po prostu od tamtej chwili już nie wrócił. Nie przytulił. Nie pocałował w czubek głowy przed snem. Nie powiedział: „Jestem przy tobie”.

I niby – historia jak wiele innych. Zwyczajna. Współczesna. Ale dla tej małej dziewczynki to był koniec świata, bo postanowiła, iż to jej wina. Ona je. Trzeba ją ubierać. niedługo szkoła — a to wydatki. A mama straciła pracę, więc biedny tata nie wytrzymał… zmęczyło go ciągnięcie ich obu.

— Mamo, a jeżeli będę jadła mniej, tata wróci? Mogę jeść tylko w przedszkolu… — szepnęła dziewczynka niebieskimi oczami wpatrując się w twarz matki.

Kobieta przycisnęła dziecko do piersi i rozpłakała się. Płakała długo, a Weronika jadła coraz mniej i mniej. Tylko tata nie wrócił.

Pierwszy września. Weronika idzie do szkoły. Po raz pierwszy — do pierwszej klasy. Śnieżnobiała bluzka, czarna spódniczka, marynarka i dwa ogromne kokardy, jak u lalek z wystaw. Stała przed lustrem i myślała: *„Gdyby tata mnie teraz zobaczył, na pewno by wrócił. Bo kto by odrzucił taką ładną córeczkę?”*

Mama trzymała ją za rękę, w drugiej — bukiet dla nauczycielki. Dziewczynce było jednocześnie strasznie i radośnie. Ale wszystko przyćmiewała jedna, niemal desperacka nadzieja: tata przyjdzie. Musi przyjść. Dzisiaj nie może nie przyjść.

— Weronika, czemu ciągle się oglądasz? Nie bój się, jestem przy tobie — cicho powiedziała mama.

Ale dziewczynka się nie bała. Szukała. Szukała ojca w tłumie. Wzrokiem, sercem, oddechem. Szukała, bo wierzyła: on tu jest. Tylko go nie widzi. Może on też jej nie widzi. A ona przecież stoi w pierwszym rzędzie — na pewno musiał zauważyć!

Gdy apel się skończył i pierwszoklasistów zaprowadzono do klasy, Weronika trzymała się mocno, by nie rozpłakać się. Starała się tak bardzo — i na próżno. Ale może jednak? Może jednak ją widział? Tylko nie podszedł?

— Tata czeka na nas w domu? — zapytała matkę w drodze.

— Nie wiem, córeczko… — z ciężarem w głosie odpowiedziała kobieta.

Ale Weronika pobiegła do przodu. Była pewna: on tam jest. Otworzyła drzwi… i zobaczyła puste mieszkanie. Dopiero wtedy rozpłakała się. Naprawdę.

Mama głaskała ją po włosach, tłumaczyła, iż może taty nie puścili z pracy. Ale sama od dawna wiedziała: on nie przyjdzie. Nie przyszedł wtedy, gdy sama do niego poszła, błagając:

— Krzysztof, niczego od ciebie nie chcę. Ale Weronika czeka. Wierzy. Przyjdź choć raz. Porozmawiaj z nią.

— Przyjść? — machnął ręką. — Trzeba by z prezentem, z kwiatami… A ja nie mam pieniędzy. Nie okłamuj dziecka.

— Żebyś się tymi swoimi pieniędzmi zadławił… — wyszeptała matka Weroniki, wychodząc i zatrzaskując drzwi.

Dziewczynka rosła. Cicha, posłuszna, pracowita. Bez histerii, bez skarg, bez pytań. Tylko starała się — do wyczerpania — być dobra. Uczyła się na piątki. Nie dlatego, iż chciała osiągnąć sukces. Ale dlatego, iż głęboko w sercu żywiła nadzieję: *„Teraz się dowie, jak dobrze się uczę, i przyjdzie. Uśmiechnie się. Pogłaszcze mnie po głowie. Powie, iż jest ze mnie dumny.”*

Ale nie przyszedł.

— Mamo, może zaprosimy go na moje urodziny? Nie chcę prezentów. Niech tylko przyjdzie…

Matka nie odpowiedziała. A Weronika zamykała się w pokoju i płakała. Bo wiedziała: nie przyjdzie.

Skończyła szkołę z wyróżnieniem. Bal studniówkowy — święto, które powinno być dumą rodziny. Suknia uszyta, dziadkowie przyjechali ze wsi. Ale dwie godziny przed balu usiadła na ławce pod blokiem, w którym mieszkał ojciec. Chciała go zaprosić. Pokazać, jaka teraz jest. Żeby choć raz powiedział: *„Wybacz, córeczko. Jestem z ciebie dumny.”*

Wyszedł z klatki. Torba na ramieniu, wzrok przesuwa się po przechodniach. Obok. choćby nie poznał.

— Tato! — krzyknęła. — To ja! Weronika!

Odwrócił się. Sekunda ciszy.

— Podrosłaś — rzucił obojętnie.
— Skończyłam szkołę. Z wyróżnieniem. Wybieram się na studia do Warszawy…

— Nie mam pieniędzy. Nie licz na to.
— Nie przyszłam po pieniądze… Chciałam cię zaprosić na studniówkę…
— I co ja tam będę robił?

Nie słuchała dalej. Biegła przed siebie. Łzy dusiły. Właśnie wtedy, stojąc sama na skrzyżowaniu, Weronika zrozumiała: jej dzieciństwo się skończyło.

Skończyła studia. Wróciła do rodzinnego miasta — mama ciężko zachorowała. Znalazła pracę w zawodzie, poznała Marcina. Uczciwego, dobrego. Wyszła za mąż. Urodziła córkę. Potem drugą. Słowo „tata” wykreśliła z serca. Już nigdy o nim nie wspomniała.

Dziś ma trzydzieści lat. Okrągła data. Sobota. W mieszkaniu radośnie. Mama bawi się z wnuczkami, Marcin pojechał po swoich rodziców. Weronika w kuchni przygotowuje ostatnie dania.

Dzwonek do drzwi. Biegnie otworzyć — myśli, iż teściowie. Ale… w progu stoi on. Ojciec. Postarzały, ze srebrnymi skroniami.

— Przyszedłem ci pogratulować. Bo na wesele mnie nie zaprosiłaś. Żałowałaś pieniędzy na stół dla ojca? Ja przecież starszy człowiek. Trzeba pomagać…

— Za późno przyszedłeś, tato. Kiedyś czekałam na ciebie każdego dnia. Modliłam się, żebyś się pojawił. Nie przyszedłeś ani do pierwszej klasy, ani na studniówkę. Nie byłeś przy mnie. A teraz już cię nie potrzebuję. I nie waż się mnie obwiniać. Nie zapraszałam cię. Wyjdź.

— Nie wpuścisz?
— Nie. Nie wpuszczę.

Zatrzasnęła drzwi.

Stał jeszcze długo. Kilka razy sięgał do dzwonka — nie śmiał. Nagle winda sięOjciec odszedł powoli, a za drzwiami rozbrzmiewał śmiech jego wnuczek, które choćby nie wiedziały, iż właśnie przegapiły spotkanie z dziadkiem.

Idź do oryginalnego materiału