Moi rodzice rozwiedli się około szesnaście lat temu. Ich rozstanie można uznać za spokojne i kulturalne — czasem jeszcze do siebie dzwonią w sprawach rodzinnych, potrafią wspólnie usiąść przy stole, ale tylko wtedy, gdy tata przychodzi sam, bez swojej żony.
Bo tata nie odszedł do przypadkowej kobiety — tylko do ich wspólnej przyjaciółki, z którą przyjaźnili się jeszcze w młodości, jeszcze gdy mieszkali razem w Bydgoszczy. Dla mamy ta kobieta przestała wtedy istnieć. Z ojcem potrafi jeszcze jakoś rozmawiać, ale ją naprawdę wykreśliła z życia. I sama też już nigdy nie ułożyła sobie życia — z natury jest wierna i oddana jednej osobie.
Ja z jego żoną — Grażyną — mam relację poprawną. Nie darzę jej sympatią, ale nie mam też do niej otwartej niechęci. Głównie ze względu na tatę ją toleruję. Mama o tym wie, ale nigdy mnie za to nie krytykowała. Można powiedzieć, iż zachowujemy wobec siebie klasę i szacunek — jak w jednym z moich ulubionych filmów.
I wszystko byłoby dobrze, gdyby nie mój nadchodzący ślub.
Wręczyłam zaproszenia osobiście obojgu rodzicom. Myślałam, iż będzie jasne — zapraszam tatę, ale samemu. Tymczasem on poinformował mnie, iż przyjdzie z Grażyną. Bo to jego żona. Bo zna mnie od dziecka. Bo się kiedyś mną zajmowała. Bo „nigdy wcześniej nie protestowałam”.
A jeżeli się na to nie zgodzę, to… on nie przyjdzie wcale. I więcej nie chce mnie widzieć, bo — cytuję — „nie życzy sobie hipokrytek w swoim domu, skoro po tylu latach nie potrafię szanować jego żony”.
Mama natomiast, gdy tylko się dowiedziała, powiedziała spokojnie, ale stanowczo:
— jeżeli ona się pojawi, wychodzę. Wiem, iż to Twój dzień, ale ja nie jestem z kamienia. Nie umiem udawać.
I teraz pytam… a gdzie w tym wszystkim jestem ja?
Kto liczy się z moimi emocjami? Nie chcę wybierać między mamą a tatą. Nie chcę ich dzielić. Chcę, żeby byli oboje. Bo to istotny dzień w moim życiu. A oni? Oni żyją dawnymi ranami i każą mi za nie płacić.
Myślę nawet, czy nie odwołać ślubu. Bo jak mam się cieszyć, kiedy w moim sercu wojna, zamiast radości?
Czy naprawdę muszę wybierać jednego z rodziców? Czy to nie oni powinni na jeden dzień odłożyć swoje urazy i wybrać mnie — własne dziecko?