Gdy słyszę słowa „córzany obowiązek”, ogarnia mnie bunt. Jak ktoś, kto przez całe moje dzieciństwo nie powiedział mi choćby trzech ciepłych słów, może dziś na poważnie żądać ode mnie troski? Mój ojciec całe życie kochał wyłącznie mojego brata. Mnie po prostu tolerował. Ale to ja mam się teraz nim opiekować.
Między mną a bratem było pięć lat różnicy. Nie pamiętam życia przed jego narodzinami, ale wszystko, co działo się po, mam w głowie jak film. Ojciec żył życiem mojego brata. Interesował się jego hobby, wspierał go w porażkach, celebrował sukcesy. Mnie traktował jak powietrze. Byłam jak mebel — obecna, ale zupełnie nieistotna.
W domu czułam się potwornie samotna. Mama była wiecznie zajęta — pracą, domem, sobą. Nie była zła, po prostu… nieobecna emocjonalnie. Jedynym światełkiem były wizyty babć, które dawały mi trochę ciepła. Ale były daleko i przyjeżdżały rzadko.
Kiedy byłam nastolatką, zrozumiałam, iż nikogo nie obchodzę. Babcie zmarły jedna po drugiej, ojciec dalej zachwycał się bratem, a mama wciąż trzymała dystans. Z bratem również nie miałam kontaktu — zazdrościłam mu wszystkiego. Miał tatę, który go kochał, wspierał, inwestował w jego pasje. Ja też miałam ubrania, jedzenie, ale żadnego wsparcia. jeżeli chciałam coś więcej, musiałam to załatwić sama.
Z czasem przestałam walczyć. Czekałam, aż skończę szkołę i ucieknę z tego domu. Nie nazwę go choćby domem — to był po prostu adres.
Rodziców nie obchodziły moje oceny, nie interesowały ich moje problemy. W końcu się zmobilizowałam, zaczęłam uczyć, dostałam się na studia dzienne, wyprowadziłam się i… nikt tego choćby nie zauważył.
Pracowałam, studiowałam, walczyłam o każdy grosz. Było trudno, ale dałam radę. Tam poznałam mojego przyszłego męża. Po studiach wynajęliśmy wspólnie mieszkanie, potem udało się kupić pokój w akademiku, a z czasem – własne M.
Minęły lata. Dziś mam rodzinę, dwójkę dzieci, stabilną pracę. Z mamą utrzymywałam jeszcze jakiś kontakt, ale po jej śmierci wszystko się urwało. Z ojcem nie rozmawiałam od piętnastu lat. On nie wie, iż ma wnuki. Brat po studiach wyjechał za granicę i kontakt się urwał.
Aż tu nagle – telefon od ciotki, siostry ojca. Z wyrzutem mówi:
– Twój ojciec ciężko choruje. Potrzebuje opieki. Co to za dzieci, które porzucają rodzica? On was wychował, a teraz wy go zostawiliście!
Początkowo próbowałam tłumaczyć, potem po prostu zablokowałam numer. Nie miałam siły wysłuchiwać o moim rzekomym „obowiązku”. Ja się nie czuję niczemu winna. Ojciec całe życie miał tylko jednego „syna wybranego”, to jego niech teraz prosi o pomoc.
Ale brat, jak się okazuje, mieszka w Finlandii, ma rodzinę, pracę, nie może przyjechać. Więc wymyślili, iż skoro ja mieszkam bliżej, to się „należy”. Że przecież to moja rola — córki.
Nie zgadzam się. Nie chcę opiekować się kimś, kto przez całe życie był mi emocjonalnie obcy. Tłumaczą, iż to mój ojciec, iż trzeba wybaczyć. Ale ja nie chcę. Każdy odpowiada za swoje wybory. On wybrał, by ignorować moje istnienie, nie uczestniczyć w moim życiu. Dziś zbiera tego owoce.
Czy to okrutne? Może. Ale nie czuję żalu, nie czuję zobowiązania. I nie zamierzam robić czegoś tylko dlatego, iż „tak trzeba”. Bo „tak” to było przez całe moje dzieciństwo – cicho, obojętnie, bez miłości.
Zanim ocenisz – poznaj historię. Nie każdy ojciec zasługuje na córzany obowiązek. Czasem wystarczy, iż dziecko przetrwało.