Taka refleksja...

jolanta67.blogspot.com 9 godzin temu


Jesteśmy dziećmi rodziców, którzy nigdy nie poszli na terapię. Dziećmi tych, którzy robili, co mogli – z tym, co mieli. Którzy nie znali innych narzędzi, bo nikt ich tego nie nauczył. Którzy kochali po swojemu – często w ciszy, często w walce, czasem w bólu. Dorastaliśmy w milczeniu, tym ciężkim, które przykrywało wszystko, co nigdy nie zostało wypowiedziane. W domach, gdzie nie zadawało się pytań. Gdzie emocje się tłumiło, aż znikały. Gdzie nie patrzyło się w głąb siebie, bo nikt choćby nie pokazał, iż można. Uczyliśmy się czytać gesty, nie słowa. Domyślać się nastrojów. Chwytać sens w półmroku niedopowiedzeń. Nazywać coś, co dla nich nie miało jeszcze imienia. To nie jest oskarżenie. To próba zrozumienia, którą trzeba podjąć aby samemu móc pójść dalej. Bo każda generacja niesie ze sobą ciężar swojej historii. Nasi rodzice też byli kiedyś dziećmi. Dziećmi czasów, w których okazywanie słabości było luksusem, a wgląd w siebie – dziwactwem. Dziejów, gdzie rany się znosiło, nie leczyło. Gdzie granice były albo sztywne, albo żadne. Gdzie miłość wyrażało się poświęceniem, nie czułością. A jednak tu jesteśmy. My – pokolenie, które próbuje nazywać to, co tamto pokolenie przemilczało. Uczyć się czuć, choć nikt nas tego nie nauczył. Zrozumieć strachy, które nie były nasze, ale nam je przekazano. Dać sobie prawo do łez, złości, euforii – bez wstydu. Bo uzdrawianie nie oznacza obwiniania. Oznacza widzenie, zrozumienie. I wybór. Tego, co było – i tego, co może być. Nasze życie to nasz czas. By nie powielać, ale też nie niszczyć. By z szacunkiem spojrzeć wstecz... ale i z odwagą pójść dalej. By przestać żyć z echem dawnych ran, i zacząć tworzyć nową melodię...
Idź do oryginalnego materiału