W tajemniczym nadmorskim miasteczku Wierzbowo, gdzie poranna mgła osiada na dachach, a zapach świerków miesza się z solą morską, Jerzy z trudem dowlókł ogromny biały worek do klatki schodowej i ciężko westchnął.
– No i ciężki! – mruknął, spoglądając na swój ładunek.
Wytarł pot z czoła i wybrał kod na domofonie.
– Jureczku, to ty? – rozległ się głos teściowej, a Jerzy zaczął ciągnąć worek w stronę windy.
Wciągnąwszy go na kuchnię, postawił go przy stole.
– Jerzy, co to jest?! – załamała ręce Halina Nowak, patrząc podejrzliwie na zięcia.
Jerzy przebiegle zmrużył oczy.
– Zaraz zobaczycie! – powiedział i zaczął wyjmować zawartość worka na stół.
– Boże, Jurek, po co aż tyle?! – wykrzyknęła teściowa, a jej oczy stały się okrągłe ze zdumienia.
Zanim poznała Jerzego, Halina Nowak uważała się za wzór oszczędności. Jej córka, Ewa, też tak myślała, ale cierpiała z tego powodu.
– Ewa, odłóż ten proszek! – rozkazywała Halina w sklepie. – Weź ten obok, jest o połowę tańszy! Można choćby wziąć więcej!
– Mamo, ale on jest gorszy… – protestowała Ewa.
– Wcale nie gorszy, tylko nie ma reklamy! Proszek to proszek! Jesteś taka naiwna!
Ewa, mrucząc o skąpym, który płaci dwa razy, odkładała opakowanie i brała wybór matki.
Jeśli z proszkiem jeszcze się godziła, to z ubraniami było gorzej.
– Mamo, patrz, pasuje mi? – Ewa pokazywała nową spódnicę.
– Znowu nowa? Ile kosztuje? – marszczyła brwi Halina.
– Co za różnica! – denerwowała się Ewa. – Sto lat nic nie kupowałam! Ważne, iż ładnie wyglądam!
– Cena ma znaczenie! – teściowa skrzyżowała ręce, wpatrując się w córkę.
Ewa podała cenę, wiedząc, co się zaraz stanie.
– O rany! Za kawałek materiału to za dużo! – oburzyła się matka.
– Mamo, daj spokój! Za takie pieniądze teraz nic się nie kupi! Chcę wyglądać ładnie, a i tak noszę wszystko, aż się rozpadnie! – broniła się Ewa.
– Ładnie można wyglądać i tanio! – odcięła Halina.
Wszelkie argumenty o jakości materiału i idealnym kroju były bezskuteczne.
– Mamo, dlaczego jesteś taka skąpa? Przecież nie jesteśmy biedni! – nie wytrzymała Ewa.
– Właśnie dlatego nie jesteśmy biedni, iż umiem oszczędzać i robić zapasy! A ty po ojcu – rozrzutna! – odpowiadała matka.
Ewa milkła, przypominając sobie, jak rodzice się rozwiedli. Kłótnie, podział majątku, spory o alimenty – wszystko to uczyniło oszczędną Halinę prawdziwą sknerą.
W czasach studenckich Ewa nie zapraszała nikogo do domu. Matka widziała w gościach tylko dodatkowe wydatki.
– Nie rozumiem tych spotkań! – narzekała. – Zbierają się, jedzą, piją, gadają, a gospodyni potem zmywa i znów napełnia lodówkę!
Ewa próbowała tłumaczyć, ale w końcu machnęła ręką – matka nie słuchała. Po studiach znalazła pracę i poznała Jerzego.
– Mamie się nie spodoba, – od razu zrozumiała Ewa.
Jerzy nie miał tego, co ceniła Halina Nowak: ani mieszkania, ani bogatych rodziców, ani spadku. Zwykły urzędnik, ale z ambicjami. A ambicje, jak uważała teściowa, to nie towar, którego można dotknąć. Ewa długo zwlekała z poznaniem, ale Jerzy zaczął mówić o ślubie i trzeba było się zdecydować.
– Jurku, mama jest… szczególna, – zaczęła Ewa. – Bardzo oszczędna.
– To dobrze, – wzruszył ramionami.
– Nie, nie rozumiesz. Ona… to skąpa jakich mało! Będzie liczyć każdy twój kęs przy stole. Bądź gotowy na cierpliwość. Po ślubie wynajmiemy mieszkanie, a mama niech sobie dalej oszczędza.
– Głupoty! – uśmiechnął się Jerzy. – Damy radę. A wiesz, lepiej mieszkać z nią. Na swoje nie uzbieramy, a u moich – ciasno jak w ulu. Decyduj!
Ewa zamyśliła się: „Jurek nie ma pojęcia, co potrafi mama. Ale można spróbować. Uciekniemy, jeżeli coś.”
– Dobrze, zaryzykujemy, – zdecydowała. – Ale jeżeli będzie nie do zniesienia, powiedz od razu.
– Nie doceniasz mnie, – mrugnął Jerzy.
Ślub był skromny, co ucieszyło Halinę Nowak.
– Słusznie, po co wydawać pieniądze! – pochwaliła.
Gdy dowiedziała się, iż młodzi zamieszkają z nią, teściowa lekko się skrzywiła, ale znalazła w tym sens.
– No dobrze, mieszkajcie, oszczędzajcie na mieszkanie. Ale moje zasady się nie zmienią! – oświadczyła.
– I nie muszą! – wtrącił Jerzy. – Pani, Halino, to wzór! Młodzi nie umieją oszczędzać, a potem narzekają. Jestem po pani stronie!
Teściowa zaczerwieniła się z zadowolenia.
– Co za zięć! Biedny, ale rozsądny. Z takim podejściem zajdzie daleko! – pomyślała.
Jerzy gwałtownie zdobył jej zaufanie, proponując:
– Niech ja będę robił zakupy dla całej rodziny. Wiem, gdzie taniej. Będziemy oszczędzać z głową!
– Jureczku, ty skarbie! – wzruszyła się teściowa.
Ewa słuchała ze zdumieniem, a Jerzy mrugnął do niej.
Wkrótce półki uginały się od zapasów. Jerzy dotrzymał słowa, a Halina cieszyła się jak dziecko. Ale nie na długo.
– Nie, nie, tak nie można! – Jerzy odebrał teściowej miarkę z proszkiem. Wsypał połowę z powrotem do opakowania. – Tyle wystarczy!
Teściowa spojrzała zdezorientowana na proszek.
– Jurek, to za mało, nie wypierze…
– Jak się pieni, to znaczy, iż czyści! – oświadczył Jerzy.
Halina zdziwiła się, ale pomyślała: „Może ma rację?”
Później zapytał Ewę:
– Co twoja mama lubi najbardziej? Gdzie ma słabość?
– Właśnie! – przypomniała sobie Ewa. – Mama ma obsesję na punkcie naczyń. Nigdy nie kupi używanych. Na wszystkim oszczędza, ale naczynia – nowe i ładne.
– Rozumiem, – uśmiechnął się Jerzy. – To marnotrawstwo. Naprawimy to!
– Halino, zobacz, jaki zestaw znalazłem tanio w internecie! – pokazywał filiżanki i talerze.
Teściowa skrzywiła się.
– W internecie? To używane!
– No i co– Umyjecie i będzie jak nowe! – odpowiedział Jerzy, patrząc, jak Halina wzdryga się na myśl o cudzych ustach dotykających jej porcelany.