Świat instant. "Problemem dzisiejszego życia jest nadmiar. Ale wcale nie jesteśmy szczęśliwsi"

natemat.pl 5 godzin temu
– Jednym z kluczowych problemów współczesnego życia jest nadmiar. Mamy za dużo. Mamy przesyt. Jesteśmy zalani ofertami. Wysypuje nam się z szafy i ze wszystkich dziedzin życia. Przesyt sprawia, iż przestajemy doceniać to, co mamy, a natychmiastowe gratyfikacje tracą swoją wyjątkowość – mówi dr Ewa Jarczewska- Gerc, psycholożka, trenerka biznesu.


Pamiętam, gdy odkładało się pieniądze na wymarzoną zabawkę albo zbierało znaczki, żeby w końcu wypełnić cały album i poczuć satysfakcję. Dziś wszystko dostępne jest "tu i teraz", bez żadnego wysiłku. Czy taki brak oczekiwania może mieć negatywne konsekwencje? Co z cierpliwością i wytrwałością? Czy wciąż potrafimy je rozwijać?

dr Ewa Jarczewska-Gerc, psycholożka, trenerka biznesu: Dobrze pamiętam te czasy. Umiejętność czekania, cierpliwości, o które pani pyta, w psychologii nazywamy odraczaniem gratyfikacji. Jest to zdolność do przesunięcia w czasie przyjemności czy nagrody. To bardzo istotny element większej kompetencji – samokontroli, która jest z kolei niezwykle istotna do prawidłowego funkcjonowania psychicznego i odporności psychicznej, bo pozwala radzić sobie w trudnych sytuacjach, stresie czy kryzysie.

Samokontrola to zespół procesów psychologicznych, które pozwalają człowiekowi osiągać cele. A osiąganie celów wymaga spójności między intencją a działaniem. Bardzo często mamy dobre chęci – chcemy się odchudzać, zdrowo jeść, ćwiczyć albo utrzymywać porządek. A nasze codzienne zachowania za tym nie nadążają. Intencje są, ale działanie nie zawsze idzie z nimi w parze.

Umiejętność czekania to tak naprawdę samokontrola hamująca, czyli zdolność powstrzymania się od działania, które daje natychmiastową przyjemność. Dzięki niej nie sięgamy po słodycz, choć czujemy pokusę, nie klikamy "kup teraz", nie włączamy serialu, choć bardzo byśmy chcieli. Ta zdolność stanowi fundament realizacji długoterminowych celów.

Czy przez cały czas mamy tę zdolność?


Współczesny świat "instant" odbiera nam trening tej umiejętności. Wszystko jest na już, natychmiast. A potem przychodzi zderzenie z rzeczywistością – np. młody człowiek wychodzi spod parasola rodziców i trafia na rynek pracy. Nagle okazuje się, iż na wypłatę trzeba poczekać cały miesiąc, a pieniądze nie spadają od razu jak BLIK od rodziców. To bywa dla młodych ludzi prawdziwym szokiem, bo przyzwyczaili się do gratyfikacji "od ręki".

Praktykuję swój zawód od ponad 20 lat i muszę przyznać, iż rzadko wykształcamy w sobie konstruktywne mechanizmy rezyliencji, jeżeli polegamy wyłącznie na tym, co oferuje współczesna kultura. Dziś sprzedaje się nam wizję: "wszystko ci się należy, jesteś tego warta, tu i teraz kup sobie, zrób sobie przyjemność".

To kłamstwo?


Życie nie polega na natychmiastowym spełnianiu wszystkich zachcianek. Siłę charakteru i odporność psychiczną budujemy w dyskomforcie, w sytuacjach niewygodnych, w których musimy powstrzymać się od natychmiastowej nagrody.

Problem polega na tym, iż w tej chwili nasz system nagrody działa w trybie ciągłej stymulacji. Im częściej fundujemy sobie tzw. "dopaminowy prysznic" – przeglądamy telefon, widzimy fajne buty i od razu je kupujemy – tym bardziej tracimy prawdziwą satysfakcję z tych nagród.

Pamiętam swoje dzieciństwo i wyjątkowe momenty w roku: Mikołajki, Boże Narodzenie, Wielkanoc, Dzień Dziecka, urodziny. Trzeba było na nie czekać, a to oczekiwanie nadawało im wartość i radość. Za moich czasów nie było prezentów na co dzień, przez co były naprawdę wyjątkowe.

Dziś sytuacja wygląda inaczej. Choć oczywiście wciąż istnieje spory odsetek Polaków żyjących skromnie albo na skraju ubóstwa, to coraz więcej osób staje się zamożnych. W efekcie dni w roku, kiedy otrzymujemy prezenty, jest znacznie więcej.

I niestety, to nie pozostaje bez konsekwencji. Gdyby natychmiastowe gratyfikacje były skorelowane ze szczęściem, stawalibyśmy się coraz bardziej zadowolonym społeczeństwem.

Tymczasem obserwujemy odwrotną tendencję – Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) przewiduje, iż do 2030 roku depresja będzie najpowszechniej występującą chorobą na świecie. Mimo iż możemy niemal nieustannie się nagradzać, społeczeństwo wcale nie staje się bardziej szczęśliwe.

Dlaczego tak się dzieje?


Jednym z kluczowych problemów współczesnego życia jest nadmiar. Mamy za dużo, mamy przesyt, jesteśmy zalani ofertami, wysypuje nam się z szafy i ze wszystkich dziedzin życia. Przesyt sprawia, iż przestajemy doceniać to, co mamy, a natychmiastowe gratyfikacje tracą swoją wyjątkowość i prawdziwą wartość, stają się słabsze.

Chcemy coraz więcej, a nasz system dopaminowy działa jak mechanizm uzależnienia: im częściej stymulujemy go nagrodami i gratyfikacjami, tym mniejszą faktycznie odczuwamy przyjemność

Czy możemy zachęcić młodych ludzi do wytrwałości – do odkładania gratyfikacji, osiągania celów w spokojniejszym tempie, zamiast spełniać wszystkie ich zachcianki od razu?

To trudne, zwłaszcza iż wielu przedstawicieli naszego pokolenia cierpi na syndrom rekompensowania dzieciom niedostatków, których sami doświadczyliśmy w dzieciństwie. Chcemy, by niczego im nie brakowało, i często przesadzamy w drugą stronę – dzieci cierpią z powodu nadmiaru, a nie braku.

Ale można coś z tym zrobić. Pierwszym krokiem jest modelowanie postaw – pokazywanie własnym przykładem, jak racjonalnie podchodzić do gratyfikacji, zakupów i posiadania rzeczy. Dzieci obserwują, jak rodzice potrafią sobie czegoś odmówić nie dlatego, iż ich na to nie stać, ale dlatego, iż świadomie wybierają to, co naprawdę wartościowe.

Bez takiego przykładu dziecko może myśleć: "Rodzice kupują drogie rzeczy, a ja nie mam – więc ja też chcę mieć". Modelowanie jest więc pierwszym i bardzo ważnym krokiem w nauce samokontroli.

Dotyczy to nie tylko pieniędzy, ale także jedzenia, wyjazdów i ogólnie bardziej zrównoważonego stylu życia. Jedna z moich studentek przygotowuje pracę magisterską na temat "kompulsywności w podróżowaniu" i jego związku z podwyższonym poziomem lęku, stresem i innymi konsekwencjami. Coraz więcej badań pokazuje, iż mamy przymus podróżowania nie dlatego, iż naprawdę chcemy zobaczyć dane miejsce, ale dlatego, iż działa na nas presja społeczna. Chcemy podróżować, bo "wypada", a nie zawsze dlatego, iż tego naprawdę pragniemy.

I jest co wrzucić na Instagrama…


Podróżujemy, pokazujemy się, zwiedzamy – chcemy uchodzić za "ciekawych świata", nie za nudziarzy, którzy siedzą w domu albo wybierają agroturystykę na Podlasiu. Sama uwielbiam podróże, ale coraz częściej widzę, iż u wielu nie wynikają z autentycznej ciekawości, wewnętrznej motywacji, ale z poczucia, iż "trzeba" gdzieś pojechać.

I tu zaczyna się problem nadmiaru. Rzadko myślimy o ekologii – każdy lot samolotem to także ślad węglowy.

W szerszym kontekście nazywam to "syndromem Kasima" z baśni o Alibabie i 40 rozbójnikach. W baśni Kasim, pazerny brat Alibaby, wchodzi do jaskini pełnej skarbów, bierze coraz więcej i więcej, aż w końcu nie może się zatrzymać. Wrota zamykają się i nie jest w stanie wyjść.

Dziś wpadamy w podobny wir – odkrywamy, ile możemy mieć, i tracimy zdolność do znalezienia równowagi. Dlatego tak ważne jest robienie porządków i modelowanie postaw – nie tylko wobec dzieci. Każdy z nas może wpaść w syndrom Kasima, goniąc za nadmiarem i natychmiastową gratyfikacją.

Nie odbija się to na naszej kieszeni?


Ma to ogromny wpływ na finanse i zadłużenie. Jesteśmy narodem, który bardzo łatwo się zadłuża. Wielokrotnie współpracowałam z UOKiK i prowadziłam webinary pokazujące, jak wykształcić mechanizmy chroniące przed nadmiernym kredytowaniem się.

Kluczowe jest odróżnienie normalnej przyjemności od nadmiaru. Kupowanie nowych butów czy ubrań jest w porządku, ale ilość powinna być rozsądna. Był kiedyś program prowadzony przez stylistę Gok Wana, który promował zasadę "kupuj mniej, noś więcej" – w duchu kapsułowej garderoby. Pokazywał, iż przy zbyt dużej liczbie ubrań wcale nie wiadomo, w co się ubrać, a kilka dobrze dobranych zestawów wystarczy, by wyglądać i czuć się świetnie.

My z przyjaciółkami organizujemy kilka razy w roku spotkania wymiany ubrań – rzeczy, których już nie nosimy, przekazujemy sobie nawzajem, a resztę oddajemy dalej. To nie tylko ogranicza nadmiar, ale także uczy dzieci, iż nie trzeba wydawać wszystkich pieniędzy od razu. Można oszczędzać i realizować większe cele – np. remont mieszkania czy wymarzone wakacje raz w roku. Budujemy w ten sposób wspomnienia i poczucie sensu, zamiast szukać szybkich gratyfikacji kilka razy w roku. Zachęcam do podobnych porządków w szafie, lodówce czy mieszkaniu.

Pomocne jest także znajdowanie euforii w innych sferach życia – na przykład postanowić, iż przez trzy miesiące nie kupuję żadnych ubrań i naprawdę tego dotrzymać. Taka samodyscyplina daje prawdziwą satysfakcję.

W mojej praktyce spotykam osoby, które mają problem z samodyscypliną finansową. Na przykład 26-letnia dziewczyna, która prawie nie zarabia, kupiła torebkę za 5 tysięcy złotych i popada w zadłużenie. Ale problem ten dotyka nie tylko młodych ludzi.

Jak jeszcze możemy sobie pomóc?


Równie ważna jest uważność: czerpanie przyjemności z codziennych, prostych doświadczeń – spaceru, obserwowania przyrody, kontaktu z drugim człowiekiem. W takich chwilach przyjemność pojawia się powoli, bez gwałtownego "wybuchu dopaminy", ale jest głębsza i trwalsza.

Psycholog pozytywny Martin Seligman opisuje to w tzw. piramidzie szczęścia. Składa się ona z trzech elementów. Są to:

Przyjemność – najmniejszy element, wisienka na torcie. Codzienne drobne radości: smaczny posiłek, deser, chwila relaksu. Nadmiar przyjemności paradoksalnie nie prowadzi do szczęścia, bo gwałtownie się nudzi i traci wartość.

Zaangażowanie – poczucie szczęścia pojawia się, gdy działamy: dla siebie, dla innych, w wolontariacie czy w codziennych czynnościach – spacer, sprzątanie, sport. Ważne, by aktywność była świadoma i angażująca.

Poczucie sensu – element najczęściej pomijany. Chodzi o znajdowanie znaczenia w życiu, w swoich działaniach i celach. choćby w kontekście konsumpcjonizmu czy odraczania gratyfikacji warto pytać siebie: „Co w moim życiu ma prawdziwy sens?” To właśnie sens nadaje głębszy wymiar szczęściu, którego nie zastąpi natychmiastowa przyjemność.


Szybka gratyfikacja objawia się też w relacjach? Kiedy jedna relacja nie wychodzi, od razu szukamy kolejnej?

Ja nazywam Tindera takim "szybkim parkowiskiem". To dotyczy jednak nie tylko Tindera, ale w ogóle aplikacji oferujących ogromny wybór – czy to bankowych, czy randkowych. Szansa, iż zdecydujemy się na jedną opcję, jest bardzo mała. Brak wyboru rzeczywiście bywa problemem – czujemy się zamknięci i ograniczeni. Ale paradoksalnie nadmiar wyboru również odbiera poczucie wolności. Jesteśmy współcześnie zniewoleni przez liczbę propozycji, które oferuje nam świat.

To zjawisko dotyczy wszystkiego: jedzenia, podróży, ubrań, a choćby partnerów. Nadmiar możliwości sprawia, iż nie poświęcamy wystarczająco dużo energii mentalnej jednej osobie, choćby gdy poznajemy ją przez aplikację lub w realnym życiu – wciąż myślimy, iż gdzieś czeka lepsza opcja.

Chcemy, żeby ktoś był wysoki i szczupły – jest taki, ale ma odstające uszy, więc szukamy dalej. Znajdujemy kogoś spełniającego poprzednie kryteria, ale brak mu pieniędzy – szukamy dalej. Potem dochodzą kolejne wymagania: ma być miły, mieć psa… I tak pozostajemy w fazie ciągłego poszukiwania, zamiast zastanowić się nad sobą i dopasować oczekiwania.

Jedna z moich magistrantek bada obecnie, jak korzystanie z aplikacji randkowych wpływa na samopoczucie. Wstępne obserwacje pokazują, iż prowadzi to do frustracji, niezadowolenia i emocjonalnego bólu. Większość ludzi – wbrew pozorom – szuka głębszych relacji, powiedziałabym – potrzebuje miłości, a jednocześnie nie są w stanie uwolnić się spod jarzma ciągłego poszukiwania lepszej opcji.

Świat kiedyś się zatrzyma, czy raczej wszystko pęknie?


Świat idzie w kierunku dużej polaryzacji. Obserwuję, iż część ludzi podąża za tym nurtem – za mainstreamem, o którym rozmawiamy – ale coraz większa grupa mówi "dość" i nie chce tak żyć. Odkładają telefony, wycofują się z życia online i mediów społecznościowych, zaczynają pielęgnować prawdziwe relacje, spędzać czas na świeżym powietrzu i uprawiać sport, ale w sposób zrównoważony, nie kompulsywny. To też jest efekt "syndromu Kasima". Niektóre osoby zaczynają obsesyjnie uprawiać sport – chcą kolejnych wyzwań, nowych rekordów, i często nie daje im to prawdziwego szczęścia.

Ostatnio rozmawiałam z kobietą, która najpierw przebiegła półmaraton, potem ultramaraton, i jeszcze będąc na mecie, szukała już kolejnych zawodów.

Sama biegam, ale chodzi o to, by czerpać euforia z ruchu, nie uzależniać się od niego i nie popadać w przesadę.

Idź do oryginalnego materiału