**Pamiętnik, 12 października**
Leżąc na łóżku, zamknąłem oczy. Na przeciwległym łóżku siedziała Weronika, skrzyżowawszy nogi, i czytała na głos podręcznik. Nagle zadzwonił telefon Agaty, rozbrzmiewając popularną melodią. Weronika zamknęła książkę i spojrzała na przyjaciółkę z wyrzutem.
Agata niechętnie odebrała. Po chwili już siedziała na łóżku, potem odrzuciła telefon, zerwała się i zaczęła biegać po ciasnym pokoju, pakując do torby rzeczy z szafy.
– Gdzie się wybierasz? Co się stało? – zaniepokoiła się Weronika.
– Dzwoniła sąsiadka, mamę zabrali do szpitala, zawał – odparła Agata, zapinając zamek w torbie i kierując się do drzwi, gdzie wisiały kurtki i stały buty.
– Jutro egzamin. W szpitalu się nią zajmą. Zdaj i potem jedź – powiedziała Weronika, obserwując, jak Agata wciąga kalosze.
– Posłuchaj, wyjaśnij wszystko w dziekanacie, wrócę i wszystko załatwię. Zdaję w sesji poprawkowej. Mam autobus za czterdzieści minut – Agata już zapinała kurtkę.
– Zadzwoń, jak tylko dowiesz się więcej – zawołała Weronika, ale Agata już wybiegła. Za cienkimi drzwiami słychać było oddalające się stuknięcie obcasów.
Weronika wzruszyła ramionami i wróciła do pokoju. Zauważyła ładowarkę Agaty na łóżku, złapała ją i boso pognała za przyjaciółką.
– Agata! Stój! – krzyczała, zbiegając po schodach.
Drzwi wejściowe zatrzasnęły się. Weronika przeskoczyła trzy stopnie, pchnęła drzwi i niemal wyleciała na ulicę.
– Agata!
Dziewczyna odwróciła się, zobaczyła w rękach Weroniki kabel i wróciła po niego.
– Dzięki – rzuciła i znów pobiegła.
– Kowalska, co tu wyprawiacie? Jedna drzwi prawie wyważyła, druga boso na mróz! Papierosy was odurzyły? – spod biurka podniosła się wartowniczka, pani Halina.
– Przepraszam, pani Halino, nie palimy – odparła Weronika, przestępując z nogi na nogę. W bose stopy wbijały się ziarenka piasku i kamyki rozsypane przed akademikiem.
– U Agaty mama w szpitalu. Zimno, mogę już iść? – nie czekając na odpowiedź, Weronika pobiegła na górę.
– Jezu Chryste! – pani Halina ciężko opadła na krzesło i przeżegnała się. – Zachowaj nas, Panie!
Weronika wróciła, otrzepała piasek z nóg, posprzątała rozrzucone przez Agatę rzeczy i poszła do kuchni nastawić czajnik. Jutro egzamin, ogrzeje się herbatą i wróci do nauki.
Zapadł zmrok, gdy do drzwi zapukano.
– Kto tam? – zawołała Weronika, ale nikt nie odpowiedział. Wstała i otworzyła.
– Cześć! – przed nią stał Marek, trzymając skromny bukiet.
– Wejdź – Weronika przepuściła go, po czym oznajmiła, iż Agata wyjechała.
– Przecież jutro ma egzamin – zdziwił się.
– Pójdę do dziekanatu, wyjaśnię, iż mama chora. Zda w sesji poprawkowej – Weronika nie spuszczała wzroku z kwiatów.
– To dla ciebie – Marek podał jej bukiet.
– Dzięki. Herbaty? – Wzięła kwiaty, podeszła do okna po wazon.
– Naleję wody, a ty się rozbieraj – uśmiechnęła się i wyszła.
Marek zdjął buty, podszedł do łóżka Agaty i usiadł. Przesunął dłonią po kocu, jakby głaskał dziewczynę.
Weronika wróciła, postawiła wazon z kwiatami, odeszła krok i przyjrzała się bukietowi.
– Ładne. Co to za kwiaty?
– Groszek pachnący – odparł Marek. – Muszę iść.
– Mieliście z Agatą jakieś plany? – spytała pośpiesznie Weronika.
– Tak. Zdobyłem bilety na koncert.
– Naprawdę? To weź mnie. Po co, żeby się marnowały.
Marek zawahał się.
– Jutro masz egzamin.
– No i co? – machnęła ręką. – Cały dzień się uczę, czas na odpoczynek.
Marek rozważał. Agata wyjechała, bilety przepadną. Dopiero zaczynali się spotykać, nic poważnego. Koncert z jej współlokatorką to nie zdrada, prawda?
– Chodźmy – zdecydował.
– Super! – Weronika podskoczyła z radości. – Poczekaj na korytarzu, przebiorę się.
Po pięciu minutach wyszła. Marek zauważył, iż podkreśliła rzęsy i usta, spięła włosy. Kiedy zdążyła?
– Spieszmy się – pociągnął ją.
Na koncercie Weronika podrygiwała w rytm muzyki, raz po raz zerKiedy patrzyli na siebie w świetle księżyca, oboje zrozumieli, iż czas leczy rany, ale niektóre wspomnienia pozostaną z nimi na zawsze.