**Tajemnica schowana pod łóżkiem**
Siedziałam w kuchni, wpatrując się w jesienne liście tańczące na wietrze za oknem. Nagle dobiegł mnie radosny okrzyk Weroniki: „Mamo, ciesz się! Wychodzę za mąż! Złóżmy papiery, za miesiąc ślub!” Zamarłam, nie wierząc własnym uszom. „Córeczko, na serio?” – wyszeptałam. „Dlaczego tak nagle? Nic mi nie mówiłaś!”
Weronika, promieniejąc, opowiedziała, jak jej chłopak, Kamil, wciągnął ją do urzędu stanu cywilnego. „Szliśmy obok, nagle złapał mnie za rękę i powiedział: »Masz dowód? Chodź!«. choćby się nie sprzeciwiłam!” – śmiała się. Wciąż oszołomiona, mruknęłam: „Jutro Kamil przyjdzie z matką. Oświadczyny.” Patrzyłam na córkę, próbując ogarnąć, jak gwałtownie dorosła. „Trzeba się przygotować” – pomyślałam, czując, jak serce ściska się z mieszanki euforii i niepokoju.
Wstałam przed świtem. Należało nakryć do stołu, doprowadzić się do porządku – goście przecież nie codziennie. Gdy w piekarniku piekło się jabłecznik, moje myśli popłynęły dalej. Kamila lubiłam: poważny, pięć lat starszy od Weroniki, od roku prowadził warsztat samochodowy. Bez ojca, wychowany przez matkę, był pracowity i wydawał się solidny. Ale wspomnienia wciągnęły mnie w przeszłość, gdzie moje własne życie potoczyło się zupełnie inaczej niż zamierzałam.
Dwadzieścia lat temu byłam młodą dziewczyną zakochaną w Arturze. Poznaliśmy się na potańcówce w miejskim klubie. Trochę starszy, pewny siebie, z iskrą w oku. Spacerowaliśmy do północy, pływaliśmy łódką po Wiśle, wdychaliśmy zapach świeżo skoszonej trawy. Czułam się najszczęśliwsza na świecie. Wszystko się zmieniło, gdy odkryłam, iż jestem w ciąży. Mama krzyczała, ale stanęła przy mnie. Artur, gdy się dowiedział, zgodził się na ślub. „Będziemy rodziną” – mówił, a ja wierzyłam.
Gdy przygotowywałam się do porodu, Artur wyjechał „na saksy”. Pieniądze były potrzebne, zwłaszcza z dzieckiem. Przywoził sumy, które wydawały mi się ogromne, i znów wyjeżdżał. Teściowa, dobra kobieta, pokochała mnie od pierwszego dnia. Gdy przyszło zabrać mnie z Weroniką ze szpitala, Artura nie było. Mama i teściowa przyszły z kwiatami, ale ich wymijające spojrzenia mnie zaniepokoiły. Myślałam, iż spóźnia się z pracy, ale serce już przeczuwało nieszczęście.
Zanurzona w opiece nad córką, mieszkałam u teściowej – tak nalegał Artur. Pewnego dnia, sprzątając, znalazłam list pod łóżkiem. Pismo męża. „Mamo, nie wiem, jak to powiedzieć Eli, ale wpadłem w tarapaty. Poznałem dziewczynę na imieninach kolegi. Ma siedemnaście lat, jest w ciąży. Jej brat i ojciec dali ultimatum: ślub albo… Wybrałem ślub. Nie chcę problemów. Powiedz jej sama. Potrzebny rozwód. Weronice i jej będę pomagać, nie wyrzekam się córki”. Zatkało mnie, łzy popłynęły same.
Jak przetrwałam tę zdradę? Dzięki mamie i teściowej. Wróciłam do rodziców, mimo próśb teściowej, by zostać. „Nie zniosę, gdy przyjedzie z nową rodziną” – tłumaczyłam. Ale teściowa nie odeszła. Przychodziła codziennie, nosiła Weronice słodycze, jakby chciała odkupić winę syna. „Jesteś mi jak córka – mawiała – a Weronika to moja radość”. Nie trzymałam urazy, widząc, jak kocha wnuczkę.
Lecz zdrowie teściowej pogarszało się. Gdy nie przyszła przez trzy dni, pobiegłam do niej. Ścisnęła mnie za rękę i wyznała: „Choruję od półtora roku. Wybacz za Artura. Zhańbił mnie. Proszę, nie wzywaj go, choćby gdy mnie zabraknie. Mieszkanie i oszczędności zapisałam Weronice”. Dotrzymałam słowa. Pogrzeb odbył się bez Artura.
Trzy lata później odeszła też moja mama. Zostałam sama z trzynastoletnią Weroniką. Córka rosła mądra, grzeczna, uczyła się świetnie – to było jedyne pocieszenie. Pewnego dnia pod blokiem spotkałam Artura. Zmienił się: zniszczony, z pustym wzrokiem, śladu dawnej pewności siebie nie zostało. „Ela, cześć” – próbował się uśmiechnąć. Stanęłam, maskując drżenie rąk.
„Jak Weronika? Przywiozłem pieniądze, wiem, iż zalegam. Życie nie słodkie” – sięgnął do kieszeni.
„U nas dobrze” – odparłam chłodno. „Twoja matka prosiła, by cię nie wzywać, choćby gdy umierała. Nie chciała cię widzieć.”
Artur coś bąknął o pragnieniu zobaczenia córki, ale już wchodziłam do klatki. Potem sąsiedzi opowiedzieli: jego małżeństwo rozpadło się, dziecko okazało się synem żony i jej kolegi z klasy. Został sam i już się nie ożenił.
Ocknęłam się z zamyślenia. Zapach jabłecznika wypełnił kuchnię. Nakrywałam do stołu, zerkałam w okno. „Jak czas leci – myślałam. – Weronika już panna młoda. Wczoraj wiązałam jej warkocze, a dziś wychodzi za mąż.” Za oknem zobaczyłam, jak Kamil pomaga Weronice wyjść z samochodu, potem podaje rękę swojej matce. „Jaki troskliwy” – uśmiechnęłam się.
„Mamo, to mama Kamila, Grażyna” – przedstawiła Weronika.
„Proszę, mów mi Grażyna” – uścisnęła mi dłoń.
Młodzi poszli do pokoju, a my z Grażyną zagadałyśmy jak stare przyjaciółki. ŚmiałySiedziałyśmy tak do późna, dzieląc się wspomnieniami, a w sercu rosła pewność, iż nasze dzieci stworzą dom pełen miłości i wierności.