Tajemnica skrywana pod kanapą

polregion.pl 1 tydzień temu

Tajemnica ukryta pod kanapą

Jadwiga siedziała w kuchni, wpatrując się w okno, gdzie jesienny wiatr tańczył z liśćmi. Jej zamyślenie przerwała Krysia, która wpadła z radosnym okrzykiem: „Mamo, ciesz się! Wychodzę za mąż! Z Jackiem złożyliśmy papiery, za miesiąc ślub!” Jadwiga zdrętwiała, nie wierząc własnym uszom. „Córeczko, mówisz poważnie? – wyszeptała. – Dlaczego tak nagle? Nic mi nie mówiłaś!”

Krysia, promieniejąc szczęściem, opowiedziała, jak Jacek, jej chłopak, niespodziewanie zaprowadził ją do urzędu stanu cywilnego. „Szliśmy obok, nagle złapał mnie za rękę i powiedział: „Masz dowód? Chodź!” choćby nie myślałam się sprzeciwiać”, śmiała się. Jadwiga, wciąż oszołomiona, mruknęła: „Jutro Jacek przyjedzie z matką oświadczyny składać”. Patrzyła na córkę, usiłując pojąć, jak gwałtownie ta dorosła. „Trzeba się przygotować”, pomyślała, czując, jak serce ściska się z mieszaniny euforii i niepokoju.

Następnego ranka Jadwiga wstała skoro świt. Trzeba było nakryć do stołu, doprowadzić się do porządku – goście przecież nie codziennie zaglądają. Gdy wsadziła jabłecznik do pieca, zamyśliła się. Jacek jej się podobał: stateczny, pięć lat starszy od Krysi, od roku prowadził warsztat samochodowy. Wychowany samotnie przez matkę, był pracowity i wydawał się godny zaufania. ale myśli Jadwigi powędrowały w przeszłość, gdzie jej własne życie potoczyło się zupełnie inaczej, niż marzyła.

Dwadzieścia lat temu Jadwiga była młodziutką dziewczyną zakochaną w Kazimierzu. Poznali się na potańcówce w miejskim domu kultury. On był trochę starszy, pewny siebie, z iskrą w oku. Spacerowali do północy, pływali łódką po Wiśle, wdychali zapach świeżo skoszonej trawy. Jadwiga czuła się najszczęśliwsza na świecie. Wszystko się zmieniło, gdy zrozumiała, iż spodziewa się dziecka. Matka łajała ją, ale wsparła. Kazimierz, dowiedziawszy się, zgodził się na ślub. „Będziemy rodziną”, mówił, a Jadwiga wierzyła.

Gdy przygotowywała się do porodu, Kazimierz wyjechał do pracy. Pieniądze były potrzebne, zwłaszcza z dzieckiem na świecie. Przyjeżdżał, przynosił sumy, które wydawały się jej ogromne, i znów odjeżdżał. Teściowa, dobra kobieta, pokochała synową od pierwszego dnia. Gdy nadszedł czas zabrania Jadwigi z Krystyną ze szpitala, Kazimierz się nie pojawił. Matka i teściowa przyszły z kwiatami, ale ich wymijające spojrzenia zaniepokoiły Jadwigę. Myślała, iż się spóźnia, ale serce już przeczuwało nieszczęście.

Pogrążona w opiece nad córeczką, Jadwiga mieszkała u teściowej – tak nalegał Kazimierz. Pewnego dnia, sprzątając pokój, znalazła list zagubiony pod kanapą. Pismo męża. „Mamo, nie wiem, jak to powiedzieć Jadzi, ale wpadłem w tarapaty. Poznałem dziewczynę na imieninach kolegi. Ma siedemnaście lat i jest w ciąży. Jej brat i ojciec postawili ultimatum: albo się z nią ożenię, albo… Wybrałem ślub. Nie chcę problemów. Jadzi powiedz sama. Potrzebny jest rozwód. Krysi i jej nie zostawię, to moja córka”. Jadwiga zachłysnęła się bólem, łzy spływały po policzkach.

Jak przeżyła tę zdradę? Dzięki matce i teściowej. Wróciła do rodziców, mimo próśb teściowej, by została. „Nie zniosłabym, gdyby przyjechał z nową rodziną”, wyjaśniła. ale teściowa nie odeszła. Przychodziła codziennie, przynosiła smakołyki dla Krysi, jakby chcąc odpokutować winę syna. „Jesteś mi jak córka – mówiła. – A Krysia to moja radość”. Jadwiga nie chowała urazy, widząc, jak teściowa kocha wnuczkę.

Lecz zdrowie teściowej pogarszało się. Pewnego dnia, gdy nie przyszła przez trzy dni, Jadwiga pobiegła do niej. Ta, ściskając jej dłoń, wyznała: „Choruję od półtora roku. Wybacz za Kazimierza. Zawstydził mnie. Proszę, nie wzywaj go, choćby gdy mnie zabraknie. Mieszkanie i oszczędności zostawiam Krysi”. Jadwiga dotrzymała słowa. Teściową pochowano bez Kazimierza.

Po trzech latach odeszła też matka Jadwigi. Została sama z Krystyną, która miała już trzynaście lat. Dziewczynka rosła mądra, posłuszna, uczyła się świetnie, co było jedyną pociechą. Czas mijał, aż pewnego dnia pod blokiem Jadwiga spotkała Kazimiera. Zmienił się: zniszczony, ze zmęczonym spojrzeniem, śladu dawnej pewności siebie nie zostało. „Jadzia, cześć”, powiedział, próbując się uśmiechnąć. Zatrzymała się, starając się nie okazać wzruszenia.

„Jak Krysia? Przyniosłem pieniądze, wiem, iż zalegam. Życie mi nie oszczędza”, zaczął, grzebiąc w kieszeni.

„U nas wszystko w porządku”, odparła zimno Jadwiga. „Twoja matka prosiła, by cię nie wzywać, choćby gdy chorowała. Nie chciała cię widzieć.”

Kazimierz coś mruknął o chęci zobaczenia córki, ale Jadwiga już weszła do klatki. Później sąsiedzi opowiedzieli: jego małżeństwo się rozpadło, dziecko okazało się nie jego, ale żony i jej kolegi ze szkoły. Odeszła do niego, a Kazimierz nigdy więcej się nie ożenił.

Jadwiga ocknęła się z zamyślenia. Jabłecznik już wypełnił kuchnię aromatem. Nakrywała do stołu, zerkaWiedziała już, iż tym razem jej córka będzie miała lepsze życie niż wtedy, gdy ona sama trzepotała białą sukienką w zapomnianym już urzędzie stanu cywilnego.

Idź do oryginalnego materiału