Tajemnica obiecanego prezentu
W przestronnej sali restauracji w centrum Wrocławia rozbrzmiewało wesele Zofii i Tomasza. Goście bawili się znakomicie, muzyka płynęła szeroką falą, a młoda para promieniała szczęściem przy suto zastawionym stole. Nadszedł moment wręczania prezentów. Pierwsi podeszli rodzice Zofii, uroczyście wręczając wypchany kopertą z pieniędzmi. Następna była matka Tomasza, Danuta Nowak. Skromnie podała młodym bukiet róż i, nachylając się, szepnęła: „Mój prawdziwy prezent czeka na was po ślubie”. – „Jaki jeszcze prezent?” – zdziwiła się Zofia, spoglądając na męża. – „Nie mam pojęcia, o czym mama mówi” – rozłożył ręce Tomasz, uśmiechając się zakłopotany. Ale Zofia choćby nie podejrzewała, jaką intrygę przygotowała jej teściowa.
Już przed ślubem Danuta Nowak tajemniczo napomykała synowi i przyszłej synowej: „Nie chcę wręczać wam byle czego. Na weselu nie spodziewajcie się prezentu, ale później zaskoczę was czymś wyjątkowym!” – „Jak Pani uważa” – zawstydziła się Zofia. – „Niczego nie wymagamy”. – „Mamo, nie martw się, wszystko w porządku” – uspokajał Tomasz. – „Wystarczy nam, iż będziesz z nami tego dnia”. – „Z pustymi rękami na ślub syna nie przyjdę” – stanowczo oświadczyła Danuta. – „Tylko nie mówmy o tym rodzinie”. – „Dobrze” – przytaknął Tomasz, choć Zofia wątpiła, czy teściowa dotrzyma słowa. Wiedziała, iż Danucie nie wiodło się najlepiej, ale ślub młodzi opłacili sami, nie obciążając krewnych. Rodzice Zofii, mimo skromnych zarobków, uzbierali dla młodych pięć tysięcy złotych. Na weselu Danuta wręczyła tylko kwiaty, co przeszło niemal niezauważone wśród toastów i tańców. Za to błyszczała w toastach, wygłaszając długie przemowy i wyraźnie rozkoszując się uwagą gości.
„Nawet nie wiecie, co dla was przygotowałam” – szepnęła Danuta pod koniec wieczoru, jej oczy błyszczały figlarnie. – „To będzie niespodzianka, która was zaskoczy, ale trochę później”. – „Wszystko w porządku, nie martw się” – łagodnie odpowiedział Tomasz, ściskając dłoń żony. – „Jestem choćby zaciekawiona” – przyznała Zofia, próbując ukryć ciekawość. – „Może ty wiesz, ale nie mówisz?” – „Naprawdę nie mam pojęcia” – wzruszył ramionami Tomasz. – „Ale zgódźmy się, iż nie cena prezentu się liczy, tylko to, iż jesteśmy razem i szczęśliwi”. Zofia skinęła głową, ale kobieca ciekawość nie dawała jej spokoju. Próbowała wybadać teściową, ale Danuta tylko zagadkowo się uśmiechała: „Jak powiem, to nie będzie niespodzianki. Poczekajcie!”
Miesiące mijały, a obiecany prezent nie nadchodził. Temat, który na początku budził uśmiech, zaczął irytować Zofię. Po ośmiu miesiącach od ślubu postanowiła przypomnieć Danucie o jej obietnicy. „Oczywiście, dla ciebie liczą się tylko pieniądze!” – wybuchnęła teściowa, jej głos drżał z obrazy. – „Lepiej zapytaj, jak mi się żyje, czy czegoś nie potrzebuję!” – „Jeśli coś jest potrzebne, niech Pani powie wprost, zawsze pomożemy” – zmieszała się Zofia, nie rozumiejąc źródła tej złości. Ale Danuta milczała, tylko odgrywała rolę skrzywdzonej i poskarżyła się synowi na „bezczelność” synowej. „Nie czepiaj się mamy z tym prezentem” – poprosił Tomasz żonę. – „Zrobiła mi taką scenę, iż już nie mam siły”. – „Spytałam tylko z ciekawości, sama tak się droczyła!” – tłumaczyła się Zofia.
Od tej pory Zofia starała się unikać teściowej, kontaktując się tylko w koniecznych sprawach. Ale to tylko pogorszyło sytuację. Danuta znów zaczęła narzekać synowi: „Dopóki twoja żona liczyła na mój prezent, kręciła się wokół mnie. A jak zrozumiała, iż nic nie dostanie, to nosa drze i unika!” – „To nieprawda, Zofia taka nie jest” – bronił żony Tomasz. – „To wytłumacz jej zachowanie!” – nie ustępowała Danuta. – „Po tamtej rozmowie choćby do mnie nie wstąpi, a jak mówi, to przez zęby”. Zofia, dowiedziawszy się o tym, tylko westchnęła: „Twojej mamie nie dogodzisz. Najpierw drażniła ją moja uwaga, teraz – moja powściągliwość. Jutro zarzuci mi, iż źle spojrzałam albo się uśmiechnęłam!” – „Ona myśli, iż zależy nam tylko na jej pieniądzach” – winowajczo odparł Tomasz. – „Tak, a sama przez rok nic nie dała” – przypomniała Zofia. – „Moi rodzice, nawiasem mówiąc, zawsze przynoszą coś ze sobą, dzielą się warzywami z działki i nigdy nie przychodzą z pustymi rękami”. – „Sugerujesz, iż mama przychodzi do nas z pustymi rękami?” – spiął się Tomasz. – „Mam tylko jedną matkę i proszę cię, żebyś ją szanowała”. – „Bez problemu” – odcięła się Zofia. – „Ale nie tylko przychodzi z niczym, ale jeszcze zabiera pojemniki z jedzeniem, które gotuję”.
Temat prezentu stał się zakazany, ale kłótnie w rodzinie nie ustawały. Danuta, jakby dolewała oliwy do ognia, wciąż znajdowała powód do narzekań na synową. Tymczasem znajomym i rodzinie opowiadała z anielską miną, jak uwielbia Zofię. „Tańczymy wokół niej z synem, wszystko dla niej robimy, a wdzięczności zero” – żaliła się. – „Nigdy nie wtrącam się w ich życie, daję drogie prezenty. choćby chciałam dać Zofii starą obrączkę, spuściznę po mojej prababci, ale patrz, jak mnie odpłaciła!” Słuchacze współczuli, kiwając głowami, i nikt nie wątpił w szczerość Danuty – tak przekonująco grała swoją rolę.
W przeddzień pierwszej rocznicy ślubu Danuta znów wspomniała o niespodziance. „Czeka was coś niezwykłego!” – ogłosiła, otrzymując zaproszenie na skromną rodzinną kolację w kawiarni. – „Może nie warto się tak starać?” – nieśmiało zapytała Zofia. – „Wezmę twoją opinię pod uwagę, ale zrobię po swojemu, jasne?” – odparowała teściowa z sarkazmem. Tomasz, słysząc to, wpadł w złość: „Dlaczego ciągle się sprzeczasz z mamą? Niech daje, co chce, albo wcale, omawialiśmy to tysiąc razy!”W końcu Danuta postanowiła, iż jej długo obiecywana niespodzianka będzie polegała na wręczeniu im… kluczy do swojego mieszkania, oświadczając, iż od dzisiaj zamieszka z nimi na stałe.