Tajemnica Donegal Tweed - 22 odc. przygód Mariolci

e-dziewiarka.pl 2 dni temu

Rozdział 1: Stara znajoma wełna

Mariolcia przetarła okulary i spojrzała na równo ułożone motki Donegal od Lang Yarns. Nie była to nowość w jej sklepie — „e-dziewiarka” sprzedawała ją od lat, a klientki wręcz darzyły ją czcią. Teraz, dzięki promocji, włóczka znowu znikała z półek jak świeże bułeczki. Jednak coś w ostatniej dostawie ją zaniepokoiło. Kolor „glen green” miał jakby mniej zgrubień, a skręt był luźniejszy. Mariolcia podniosła motek do światła i zmarszczyła brwi.

– Sabinko, przyślij mi jeszcze karton z ostatniego transportu – rzuciła do swojej asystentki.

– Z tym z magazynu? – upewniła się Sabina. – Ten, co przyszedł od pośrednika z Cork?

– Właśnie ten – powiedziała Mariolcia z rosnącym niepokojem. – Mam wrażenie, iż ktoś tu majstrował przy tweedzie.

Tej nocy długo nie mogła zasnąć. Coś podpowiadało jej, iż to nie był przypadek.

Rozdział 2: List z Irlandii

Nazajutrz przyszła paczka. W środku nie było włóczki, ale list — pożółkła koperta bez nadawcy, z irlandzkim znaczkiem. Wewnątrz znajdowała się kartka z kilkoma słowami: „Wiesz, co robisz. Ale nie wiesz, komu się narażasz. Nie jedź do Donegal.”

Mariolcia pokręciła głową z niedowierzaniem.

– Sabinko, rezerwuj mi bilet. Lecę do Irlandii – oznajmiła chłodno.

– Czy to rozsądne?

– Rozsądne czy nie, tej włóczce ktoś robi złą reklamę. I to nie przypadkiem.

Sabina, widząc determinację w oczach Mariolci, nie pytała więcej. Kilka godzin później właścicielka „e-dziewiarki” była już w drodze do Dublina, a stamtąd — autobusem przez deszczowe wrzosowiska — do Kilcar, serca Donegalu.

Rozdział 3: Mężczyzna w płaszczu z Harris Tweed

Do przędzalni Donegal Yarns prowadziła żwirowa droga. Mariolcia zdążyła tylko otrzepać parasolkę, gdy drzwi otworzył jej niski, brodaty mężczyzna w płaszczu z Harris Tweed.

– Mariolcia z e-dziewiarka.pl? – zapytał. – Nazywam się Doyle. Harold Doyle.

– Pracuje pan tu? – zapytała ostrożnie.

– Kiedyś. Teraz raczej zbieram plotki i stare sprawy.

Jego głos był niski, a oczy nie spuszczały jej z oka. Wewnątrz przędzalni panowała cisza i zapach mokrej wełny. Maszyny były nieruchome, a pracownicy milczeli, mijając ich wzrokiem pełnym niepokoju.

– Kiedy ostatni raz widziała pani oryginalny motek z 2017? – zapytał Doyle, gdy weszli do archiwum.

– Dwa dni temu – odparła Mariolcia. – Ale mam wrażenie, iż ten nowy to podróbka.

Harold skinął głową. – W takim razie niech pani posłucha o zaginionej palecie, która nigdy nie opuściła Kilcar...

Rozdział 4: Tajemnica partii Z87

Paleta Z87 była szczególna. Zawierała próbki w unikalnej kolorystyce inspirowanej starymi wzorami z map geologicznych Donegalu. Jej przeznaczeniem był pokaz w Berlinie, ale zniknęła, nim wyruszyła z portu.

– Sprawa została zamieciona pod dywan – mówił Doyle. – Oficjalnie: pożar w magazynie. Nieoficjalnie: sabotaż.

– Czy ma pan dowody? – zapytała Mariolcia.

Doyle wyjął z teczki fotografię. Na niej – charakterystyczna plomba transportowa z logiem Lang Yarns… i coś jeszcze: symbol nieistniejącej już przędzalni w Galway.

– Ktoś połączył włóczkę Donegal z dawnym składem z Galway – podsumowała Mariolcia. – Ale po co?

– Może, żeby coś ukryć… albo coś ukraść – powiedział Doyle cicho.

Ich rozmowę przerwał trzask drzwi. Ktoś ich podsłuchiwał.

Rozdział 5: Dziewczyna z laboratorium

Późnym wieczorem Mariolcia udała się do małego laboratorium w przędzalni, gdzie analizowano próbki włókien. Tam poznała Eimear – młodą chemiczkę, która od miesięcy prowadziła własne badania.

– Te nowe motki są dziwne – powiedziała Eimear. – Mają dodatek taniej akrylowej nici, niewidocznej gołym okiem.

– Kto to zrobił?

– Ktoś z dostępem do produkcji i archiwum. I z wiedzą o tym, czego nie można wykryć bez mikroskopu.

– Mogę zabrać próbki?

Eimear zawahała się. – Tylko jeżeli obieca pani, iż dotrze do prawdy.

– Przysięgam na mój zapas merino – uśmiechnęła się Mariolcia.

Tego wieczoru, przy herbacie z torfowej chatki, wiedziała już jedno: to nie tylko fałszerstwo. To intryga sięgająca wielu lat wstecz.

Rozdział 6: Spotkanie na cmentarzu

Doyle przyniósł Mariolci adres grobu staruszki o nazwisku Ní Sheaghdha. Była główną farbiarką Donegal Yarns w latach 70., a według legendy — znała przepis na „żywy tweed”, który zmieniał kolor w świetle.

– To mit – powiedziała Mariolcia. – Stare opowieści dla turystów.

– A jeżeli nie? – Doyle wskazał na kamień. – „Nie zapomnij nigdy, co barwa kryje”.

Pod płytą znajdowała się metalowa skrytka — stara puszka po herbacie, a w niej: receptura na naturalny barwnik oraz notatka o „Próbie Z87”.

– Wszystko zaczyna się i kończy na tej palecie – powiedziała Mariolcia. – Ktoś nie chciał, by wróciła na światło dzienne.

W cieniu starego drzewa ktoś ich obserwował. W ciemności błysnęło światło obiektywu.

Rozdział 7: Pościg przez wrzosowiska

Następnego dnia Mariolcia zauważyła, iż jej pokój w pensjonacie został przeszukany. Walizka była odwrócona, a próbki zniknęły.

– Ktoś tu był. I dobrze wiedział, czego szukać – syknęła.

Z okna dostrzegła sylwetkę w zielonym płaszczu, zbiegającą w stronę wrzosowisk. Nie namyślając się długo, ruszyła w pościg.

Wiatr szarpał jej chustkę, a buty ślizgały się na mokrej trawie, ale nie zwalniała.

– Stój! – zawołała. – Oddaj mi to!

Gdy dotarła do starej chaty rybackiej, sprawca już zniknął. Na stole leżały jej próbki i coś jeszcze – karta pokładowa do Szwajcarii na nazwisko... „R. Keller”.

Lang Yarns. Centrala.

Rozdział 8: Konfrontacja w Zurychu

Mariolcia poleciała do Zurychu. W siedzibie Lang Yarns spotkała się z dyrektorem eksportu, który był wyraźnie zakłopotany.

– Donegal? Ale przecież... ta partia miała być wycofana.

– Dlaczego?

– Były nieprawidłowości. Jeden z naszych byłych partnerów z Irlandii stworzył kopię.

– R. Keller?

Twarz dyrektora pobladła. – Rudolf Keller był naszym technologiem. Zaginął cztery lata temu po konflikcie z zarządem.

Mariolcia położyła na stole próbkę z Irlandii. – On wrócił. I tworzy „lewy tweed”.

Rozdział 9: Ostatnia nić

Z pomocą Eimear i Doyle’a Mariolcia zorganizowała pułapkę. Wysłała do sieci informację, iż posiada ostatni oryginalny składnik receptury „żywego tweedu”.

W starym porcie w Galway pojawił się on – Rudolf Keller. Zgarbiony, z twarzą ukrytą pod kapeluszem. W rękach trzymał walizkę.

– Miałem tylko udoskonalić formułę – powiedział, gdy złapali go na gorącym uczynku. – Ale oni chcieli masówki. Plastikowego badziewia!

– A więc mścił się pan – powiedziała Mariolcia. – Kosztem tradycji.

Policja zabrała Kellera, a ona spojrzała na motek Donegalu. Prawdziwego, z charakterem i duszą.

Rozdział 10: Powrót do „e-dziewiarki”

Wróciwszy do Anglii, Mariolcia weszła do sklepu i głęboko wciągnęła znajomy zapach wełny i lawendy.

– I jak było? – zapytała Sabina.

– Było… kolorowo – uśmiechnęła się Mariolcia. – Ale teraz Donegal znowu jest tym, czym był. Autentycznym dziełem sztuki.

Na witrynie zawisła kartka: „Włóczka Donegal Lang Yarns – 30% taniej. Tylko dla tych, którzy znają jej prawdziwą historię.”

Sabina uniosła brew. – I kto ją zna?

Mariolcia mrugnęła. – Teraz już wszyscy.

{nomultithumb}

Idź do oryginalnego materiału