Szukam pomocy: Jak zadbać o moją starszą mamę?

twojacena.pl 3 dni temu

Już nie dam rady. Gdzie mogę oddać moją starzejącą się matkę?

Nie wiem, ile jeszcze wytrzymam. Na początku myślałam, iż sobie poradzę. Że to tylko trudny okres, iż miłość i cierpliwość pomogą przetrwać. Ale teraz stoję na krawędzi. Emocjonalnie, fizycznie, moralnie. Może ktoś mnie za te słowa potępi. A może ktoś zrozumie, bo sam przez to przeszedł. Chcę opowiedzieć moją historię — nie po to, by się tłumaczyć, ale po prostu, by się wygadać.

Nazywam się Jadwiga Kowalska i jestem drugim dzieckiem w rodzinie. Mam starszego brata, Piotra, który jest ode mnie trzy lata starszy. Mama urodziła nas już w dojrzałym wieku: Piotra — mając czterdzieści dwa lata, mnie — czterdzieści pięć. Rodzice długo nie mogli mieć dzieci, więc kiedy wreszcie się to udało, mama traktowała nas jak cud. Byliśmy dla niej sensem życia. I mimo iż różniła się wiekiem od innych matek, dawała nam wszystko — troskę, ciepło, wykształcenie.

Gdy miałam siedemnaście lat, odszedł tata. Dla mnie i brata to był straszliwy cios, ale dla mamy — koniec świata. Ledwo się podniosła, a ja, jak mogłam, starałam się ją wspierać. Piotr wyjechał na studia, potem przeniósł się do Kanady — pracować, robić karierę, zakładać rodzinę. Zostałyśmy we dwie. Ja i mama.

Minęło wiele lat. Dziś mama ma siedemdziesiąt osiem. I wciąż jestem przy niej. Tyle iż to już nie ta sama mama. To człowiek, który wymaga ciągłej opieki. Praktycznie całodobowej. A ja nie daję rady.

Mama zapomina najprostsze rzeczy. Zostawia włączone żelazko, zapomina wyłączyć gaz, potrafi włożyć kubek do lodówki, a masło do szafki. Sto razy mówiłam, żeby mi nie pomagała — iż sama wszystko zrobię. Ale ona wciąż próbuje — z dobrego serca, z przyzwyczajenia, z potrzeby bycia potrzebną. Tyle iż to już nie pomaga, tylko utrudnia. I wstyd mi powiedzieć: „Mamo, nie rób tego”, bo widzę, jak bardzo ją boli, iż stała się bezradna.

Ostatnio zdarzyło się najgorsze. Mama wyszła na spacer i… nie wróciła. Zapomniała, dokąd idzie. Zapomniała, gdzie mieszka. Szukałyśmy jej ponad trzy godziny. Dzwoniłam do wszystkich znajomych, przeszukałam okolicę, prawie oszalałam. Znalazłam ją przez przypadek — koleżanka zauważyła ją na drugim końcu Krakowa i do mnie zadzwoniła. Mama była zagubiona, zmarznięta, wystraszona. A ja — wykończona, złamana, pusta w środku.

I to nie jest wyjątek. To norma. Ciągłe napięcie. Nieustanny lęk, iż coś się stanie. Nieprzerwana odpowiedzialność. Nie mogę odetchnąć ani na chwilę. Budzę się w nocy na każdy szelest. Nie wyjeżdżam nigdzie. Nie żyję — wegetuję. Nie jestem córką — jestem opiekunką. A to powoli, ale skutecznie mnie niszczy.

A przecież ja też mam rodzinę. Męża, córkę, wnuki. Kocham ich, dla nich żyłam. Ale teraz na moich barkach jest mama. I czuję, jak tracę siły. Jestem zmęczona. Wypalona. Płaczę w nocy, bo nie wiem, co dalej.

Nawet głośno nie potrafię powiedzieć: „Gdzie mogę oddać mamę?” Samo słowo „oddać” brzmi jak zdrada. Jakbym nie była córką, ale obcą osobą. Ale przecież są domy opieki. Są pensjonaty dla seniorów. Są specjalne ośrodki. Dlaczego myśl o nich budzi we mnie tylko poczucie winy?

Bo tak nas wychowano. Bo matka to świętość. Bo ona mnie urodziła, wychowała, chroniła. I teraz mój obowiązek to być przy niej. Ale obowiązek to nie wyrok. Nie krzyż. A ja czuję, jakby zawieszono mi kamień na szyi i kazano: „Noś, aż upadniesz.”

Piotr pomaga finansowo, dzwoni, współczuje. Ale on jest za oceanem. Nie widzi, jak mama płacze w nocy, jak gubi się we własnym mieszkaniu, jak myli mnie z babcią. Nie biega po osiedlu w panice, gdy nie wraca ze sklepu. Nie zbiera potłuczonych talerzy, które upuściła. On żyje spokojnie. A ja — tu. W tym domu. W tej błędnej pętli.

Nie wiem, co robić. Chcę po prostu oddychać. Obudzić się bez strachu. Pojechać do córki, nie bojąc się, iż w tym czasie mama podpali kuchnię. Nie proszę o wiele. Chcę odrobinę życia. Odrobinę spokoju. Odrobinę siebie.

I może ktoś mnie osądzi. Powie, iż jestem złą córką. Że matkę trzeba nosić na rękach do końca. Ale niech najpierw sam tak pożyje rok, dwa, pięć. A potem niech się wypowie, jak to jest — być żywym człowiekiem, ale nie mieć prawa do odpoczynku.

Nie chcę rezygnować z mamy. Chcę, żeby było jej dobrze. Żeby ktoś się nią zajął, żeby była bezpieczna. Chcę ją kochać, a nie bać się o nią. Ale teraz… po prostu nie daję rady. A jeżeli jest miejsce, gdzie będzie miała lepszą opiekę, gdzie ktoś się nią zajmie — może warto o tym pomyśleć?

Nie wiem. Naprawdę nie wiem. Ale już tak nie mogę.

Idź do oryginalnego materiału