**Szczęście w kawałkach**
Dostałem telefon od mamy — poprosiła, żebym zawiesił półkę w kuchni. Następnego dnia wizytę u niej złożyłem, ale w domu jej nie było. Mieszkanie otworzyłem własnym kluczem. Półka leżała tam, gdzie obiecała mama, ale wiertarka… Gdzie ona była? Może na antresoli, pełnej starych gratów.
Podszedłem do krzesła, otworzyłem drzwiczki — i oto ona! Pociągnąłem za przewód, ten się zaplątał, wiertarka ześlizgnęła się i uderzyła w wazon. Roztrzaskał się na drobne kawałki. Zakląłem pod nosem, wiedząc, jak mama go ceniła. Zebrałem skorupy, powiesiłem półkę i wyjechałem. W rozmowie telefonicznej obiecałem, iż kupię nowy wazon na Dzień Kobiet. Nie uszedł mi płazem — mama długo ubolewała nad stratą.
Czas mijał, ale podobnego wazonu nigdzie nie było. W ostatnią sobotę przed świętem w końcu go znalazłem… w rękach dziewczyny. Sprzedawca oznajmił, iż to ostatni egzemplarz. Podekscytowany, podszedłem, przeprosiłem i opowiedziałem, jak stłukłem pamiątkowy wazon, a mama nigdy mi nie wybaczy, jeżeli nie znajdę zamiennika.
Dziewczyna, która przedstawiła się jako Zosia, po chwili namysłu uśmiechnęła się i podała mi wazon. „Niech pan weźmie, uratuje się przed mamą”. Wybrała inny, a ja — ten upragniony.
Przy wyjściu zaczęliśmy rozmawiać. Żartowałem, ona się śmiała. Po chwili zaprosiłem ją do nas — na Dzień Kobiet, do mamy. Zosia była zaskoczona, ale się zgodziła.
Następnego dnia przyjechaliśmy razem. Mama zachwyciła się prezentem, ale jeszcze bardziej — Zosią. „Widzisz, synku, wszystko dzieje się po coś — gdyby nie ten wazon, nie poznałbyś takiej dziewczyny”, śmiała się, mrugając porozumiewawczo.
Od tamtego dnia moje życie się odmieniło. Z Zosią spędzaliśmy coraz więcej czasu — spacerowaliśmy po parkach, rozmawialiśmy o książkach i filmach, snuliśmy plany. Poznałem ją z moją córką, która przyjechała na wakacje, i na szczęście gwałtownie się zaprzyjaźniły. Zosia wzruszała się moją troskliwością i jego uwagą. Mama często wracała do tamtego dnia, przekonana, iż stłuczenie wazonu było znakiem od losu. choćby Zosia dziwiła się, jak przypadkowe spotkanie może zmienić wszystko. Pół roku później wzięliśmy ślub. Wesele było skromne, ale pełne ciepła. Mama wzniósłszy toast, znów podziękowała przeznaczeniu za ten wazon. A ja, patrząc na żonę, wiedziałem, iż znalazłem tę, na którą czekałem całe życie. I za każdym razem, gdy przechodzę obok tej półki, uśmiecham się, wspominając, jak rozbity wazon poprowadził mnie ku szczęściu, o którym choćby nie śmiałem marzyć.