Znowu zbliżały się święta. W całym Krakowie panował gwar, centra handlowe tętniły życiem, wszędzie rozbrzmiewała ta sama, znana wszystkim kolęda. Ludzie krzątali się po sklepach, próbując zdążyć z zakupami.
Ale Brygidzie wcale nie było wesoło. Ten rok z matką, Wandą, był wyjątkowo trudny uczyły się żyć bez jej ojca. Brygida dawno już wyprowadziła się od rodziców, była dorosłą kobietą, żoną i matką dziesięcioletniego Krzysia.
Rok temu, tuż przed świętami, odszedł jej tata. Brygida pogrążyła się w żalu, zrozumiawszy dopiero później, iż matce pozostało trudniej.
Czesław Janusz był troskliwym mężem i ojcem. Wykładowca ekonomii na uniwersytecie, mówił o studentach:
To moi podopieczni, nigdy na nich nie krzyczę. Oni odpłacają mi tym samym. Przez wszystkie lata nauczania nie miałem ani jednego konfliktu.
Tak, tato, wszyscy cię szanują przytakiwała córka.
Uwielbiał stare filmy, głośno się śmiał, zabierał Brygidę na spacery, gdy była mała. Często całą rodziną chodzili do kina, do parku, na wakacje też jeździli we troje.
Brygida widziała, jak ojciec traktował matkę, więc szukała męża podobnego do niego. I udało się była zadowolona z małżeństwa. Po ślubie zamieszkali w mieszkaniu podarowanym przez rodziców.
Wszystko było dobrze. Aż trzy lata temu u Czesława wykryto raka. Wanda i Brygida były w szoku, on jednak je uspokajał:
Nie martwcie się, moje drogie, tak łatwo się mnie nie pozbędziecie żartował, choć w jego oczach było widać smutek.
Rok temu go zabrakło.
Zawsze będę pamiętać dźwięk zamarzniętej ziemi uderzającej o trumnę, łkanie matki, stukot talerzy na stypie myślała Brygida.
Teraz żyła w strachu o matkę. Gdy wróciły z cmentarza, Wanda przeszła do pokoju, nie zdejmując płaszcza, i usiadła w fotelu, w którym zawsze siadywał mąż. Patrzyła przed siebie w milczeniu. Brygida też nie wiedziała, co powiedzieć obie były złamane.
Nie dam rady szepnęła Wanda córce.
Brygida uklękła przed nią, biorąc jej dłonie w swoje.
Czego nie dasz rady, mamo?
Matka spojrzała na nią, jakby nie rozumiejąc pytania.
Żyć bez niego. Nie potrafię.
Wtedy Brygida zrozumiała, iż choć jej jest ciężko, matka cierpi jeszcze bardziej.
Od tamtej nocy minął rok. Brygida stopniowo przyzwyczajała się do braku telefonów od ojca, ale wciąż tęskniła za jego głosem. Dawniej, przychodząc do rodziców, zawsze widziała znajomą siwą głowę w fotelu przed telewizorem. Teraz zostało tylko pustka.
Boże, niech tylko mama wytrzyma myślała Brygida, budząc się w nocy. Dzwoniła do matki codziennie, rano, w południe i wieczorem.
Nie dręcz się tak mówił mąż, Jan. Schudłaś, wyglądasz na wyczerpaną. Z mamą będzie dobrze.
Może masz rację. Ale widzę, jak się zmieniła cicha, zamknięta w sobie. O czym ona cały czas myśli? Trzeba ją zaprosić do nas.
Brygida zadzwoniła. Matka odebrała cicho.
Tak, córko?
Mamo, przyjedź do nas. Sobota, pójdziemy z Krzysiem do parku.
Nie, dziękuję. Nie chce mi się wychodzić. I tak nie jestem sama myślami jestem z tatą.
Właśnie dlatego chcę cię oderwać od tych myśli.
Ale Wanda odmówiła.
Jak ją wyciągnąć z domu? westchnęła Brygida.
Cierpliwości powiedział Jan.
Dziś mijał rok od śmierci Czesława. Za dwa dni Nowy Rok. Brygida próbowała dodzwonić się do matki, ale ta nie odbierała. Raz, drugi, trzeci cisza. Przestraszyła się. Wanda zawsze odbierała.
Porwała kluczyki i wybiegła z domu. Wpadła do bloku z sercem w gardle.
Boże, tylko niech nic się nie stało szeptała, otwierając drzwi.
W mieszkaniu panowała idealna cisza. Na kuchennym stole leżała kartka:
Moja droga córeczko, wiesz, jak bardzo cię kocham. Nie chcę ci sprawiać bólu. Cokolwiek się stanie, pamiętaj o tym.
Brygida osunęła się na krzesło, nogi stały się jak z waty. Litery wirowały przed oczami. Czytała w kółko, choć nie mogła skupić wzroku.
Zawsze wiedziałam, iż jeżeli czegoś się boisz, to właśnie to się stanie.
Spostrzegła filiżankę herbata jeszcze nie wyschła.
Wyszła niedawno. Może jeszcze nic się nie stało.
Zerwała się, chwyciła klucze i wybiegła.
Gdzie mogła pójść? Może do sklepu? ale kartka mówiła co innego.
Nie odpuszczała, dzwoniąc bez przerwy. Nagle przyszło jej do głowy:
Cmentarz.
Pod bramą wysiadła z auta, nie czując padającego śniegu. Biegła w stronę grobu ojca. Cmentarz był pusty kto tu przyjdzie w wigilię Nowego Roku?
Z daleka zauważyła zgarbioną postać przy jednym z nagrobków. To była Wanda.
Mamo! krzyknęła, pędząc ku niej.
Podbiegła, łzy spływały jej po twarzy. Przytuliły się.
Mamo, jak mogłaś? Co ty chciałaś zrobić? A co ze mną?
Ciepłe dłonie matki otarły jej łzy.
Wybacz, córeczko, proszę. Nie chciałam cię zranić. Myślałam, iż dam radę Strasznie tęsknię za tatą. Ale pomyślałam o tobie.
Mamo, choćby o tym nie myśl. Nigdy, nigdy tego nie rób. Poradzimy sobie razem. Nie przeżyłabym, gdyby coś
Wanda zrozumiała wystraszyła się.
Stały przy grobie, a Czesław spoglądał na nie z fotografii, jakby mówił: Dobrze zrobiłyście.
Obiecuję, córeczko Wanda wzięła twarz Brygidy w dłonie. Obiecuję. To był chwilowy obłęd. Nigdy tego nie zrobię. Będziemy żyć. Tego by chciał tata.
Dobrze, mamo. Wierzę ci.
A teraz zostaw mnie z tatą. Zaczekaj przy bramie.
Brygida poszła w stronę wyjścia, strzepnęła śnieg z ławki i usiadła. Zimno wdzierało się pod kurtkę, ale nieŚnieg przez cały czas padał cicho, zasypując ścieżki, a Brygida patrzyła, jak jej matka powoli odchodzi od grobu, gotowa by wspólnie wkroczyć w nowy roknie zapominając o przeszłości, ale ucząc się iść dalej.