Znów zbliżał się Sylwester. Całe miasto było w wirze przygotowań – centra handlowe tętniły życiem, rozświetlone i gwarne, ludzie krzątali się między półkami, próbując zdążyć z zakupami. Wszędzie z głośników sączyła się ta sama, oklepana już piosenka świąteczna.
A Krysia nie czuła radości. Ten rok był dla niej i jej matki Wandy wyjątkowo ciężki – uczyły się żyć bez ojca. Krysia od dawna nie mieszkała z rodzicami, była dorosłą, zamężną kobietą, a jej dziesięcioletni syn Tomek rozpierał się energią.
Rok temu, tuż przed Sylwestrem, odszedł jej tata. Tak bardzo pogrążyła się w żalu, iż początkowo nie zauważyła, jak jeszcze gorzej znosi to matka.
Stanisław był ciepłym, troskliwym mężem i ojcem. Wykładowca ekonomii na uniwersytecie darzył studentów życzliwością i często powtarzał:
– Oni wszyscy są jak moje dzieci. Nigdy na nich nie krzyczę i nie złoszczę się, a oni odpłacają mi tym samym. Przez te wszystkie lata nauczania nigdy nie miałem z żadnym studentem konfliktu. Bywały pytania, ale zawsze razem znajdowaliśmy odpowiedź – i oni byli zadowoleni, i ja.
– Tak, tato, wszyscy mówią o tobie z szacunkiem – przytakiwała córka.
Stanisław uwielbiał stare filmy, potrafił śmiać się tak, iż zarażał innych śmiechem. Gdy Krysia była mała, często zabierał ją na spacery, a czasem całą rodziną wybierali się do kina, parku czy na wakacje.
Krysia widziała, jak czule ojciec traktował matkę, więc i ona szukała męża na jego podobieństwo. Udało się – była szczęśliwa z Jackiem. Po ślubie zamieszkali w swoim mieszkaniu, podarowanym przez rodziców.
Wszystko układało się dobrze, aż trzy lata temu Stanisławowi nagle zdiagnozowano raka. Wanda i Krysia były w szoku, a on je uspokajał:
– Nic się nie martwcie, moje drogie. Tak łatwo się mnie nie pozbędziecie – żartował, choć w jego oczach było widać smutek.
A rok później go zabrakło.
### Nie przeżyję bez niego
– Do końca życia będę pamiętać stuk zamarzniętej ziemi o trumnę, rozpacz matki, przyciszone dźwięki talerzy na stypie – myślała czasem Krysia.
Teraz non-stop bała się o Wandę. Gdy wróciły do pustego mieszkania po pogrzebie, matka przeszła do pokoju, nie rozbierając się, i osunęła się na fotel, w którym zawsze siadywał mąż. Siedziała nieruchomo, wpatrzona w jeden punkt. Krysia też nie miała słów – była zmiażdżona żałobą.
– Nie dam rady – usłyszała cichy głos matki.
Przykucnęła przed nią, chwytając jej zimne dłonie.
– Czego nie dasz rady, mamo?
Wanda spojrzała na nią zdumiona, jakby nie rozumiejąc pytania, i szepnęła:
– Żyć bez niego. Nie przeżyję.
Dopiero wtedy Krysia zrozumiała, iż choć jej jest ciężko, dla matki to jeszcze większy ból.
### Czekała, aż ból minie
Minął dokładnie rok. Wanda i Krysia uczyły się żyć bez Stanisława. Córka powoli oswajała się z brakiem jego głosu w telefonie. Tak bardzo go pragnęła słyszeć. Kiedyś, przychodząc do rodziców, zawsze widziała znajomą siwą głowę w fotelu naprzeciw telewizora – ulubionym miejscu ojca. Teraz tego zabrakło. Teraz musiała się odzwyczaić, a w sercu została tylko rozpacz. Czekała, aż ten gryzący żal w końcu zelżeje, ale dołączył do niego strach o matkę.
– Boże, tylko niech mama przez to przejdzie – myślała Krysia, budząc się w nocy, i ta myśl towarzyszyła jej w każdej chwili.
Wtedy łapała telefon i dzwoniła do matki – nie w nocy, ale rano, w ciągu dnia, wieczorem. Bała się o nią rozpaczliwie.
– Krysia, nie dręcz się tak – uspokajał ją często Jacek. – Spójrz na siebie – masz przygaszone oczy, schudłaś, jesteś jak nakręcona. Z mamą będzie dobrze. Jeszcze za mało czasu minęło, ale uwierz mi, wszystko się ułoży.
– Może masz rację, Jacku. Ale za każdym razem, gdy na nią patrzę, serce mi się ściska. Zmieniła się nie do poznania – taka cicha, zamknięta w sobie. O czym ona cały czas myśli? Trzeba ją zaprosić do nas.
Krysia wybrała numer. Matka odebrała cichym głosem.
– Tak, córeczko…
– Mamo, przyjedź do nas. Dzisiaj sobota, możemy z Tomkiem pójść do parku albo gdzie indziej. Nie siedź tam sama.
– Nie, córciu, dziękuję. Nie chce mi się wychodzić z domu, a co dopiero jechać gdzieś. Zresztą nie jestem sama – w myślach zawsze jestem z tatą.
– Właśnie w myślach. Mamo, chcę cię od tego odciągnąć. Przyjedź – namawiała, ale Wanda odmówiła.
Krysia odłożyła telefon i spojrzała na Jacka.
– Jak ją zmusić, żeby wyszła z domu? Kiedy do niej idę, cieszy się, ale też nie chce wychodzić – woli rozmawiać w domu.
– Cierpliwości, Krysiu. Czas musi minąć.
### Niepokój
Dziś mijał dokładnie rok od śmierci Stanisława. Za dwa dni Nowy Rok – życie miało toczyć się dalej. Krysia od rana dzwoniła do matki, ale ta nie odbierała. Spróbowała jeszcze raz i jeszcze. Dzwoniło, ale Wanda nie podnosiła słuchawki. Dziewczyna spanikowała. Matka zawsze odbierała.
Porwała kluczyki i wypadła z domu. Wbiegła do klatki schodowej z sercem walącym jak młot.
– Boże, tylko niech nic się nie stało – szeptała, otwierając drzwi kluczem.
### Znowu i znowu czytała liścik
Gdy weszła do mieszkania, od razu poczuła, iż coś jest nie tak. Cisza. Na stole w kuchni leżał liścik: *„Moja najdroższa córeczko, wiesz, jak bardzo cię kocham. Nie chcę sprawiać ci bólu. Cokolwiek się stanie, pamiętaj – kocham cię nad życie.”*
Krysia chwyciła się blatu i osunęła na krzesło. Nogi stały się jak z waty, w głowie wirowały myśli, nie potrafiła zebrać ich w całość. Co jakiś czas robiło jej się ciemno przed oczami. Wpatrywała się w pismo, choć litery wirowały.
– Zawsze wiedziałam, iż to, czego się boisz, właśnie się dzieje – przemknęło jej przez głowę.
Spojrzała na filiżankę na stole – herbata jeszcze nie wyschła.
– Mama wyszWanda odwróciła się powoli, a w jej oczach Krysia dostrzegła iskierkę nadziei – pierwszy od dawna promyk światła w mroku żałoby.