„Synu, zbuduj dom, ale nie zapomnij o swojej chorej siostrze – nie zostawiaj jej samej.”

polregion.pl 2 dni temu

Dziennik osobisty

— Słuchaj, synu… — wyszeptała matka, ledwo poruszając ustami.

Każde słowo przychodziło jej z trudem. Choroba nieubłaganie odbierała jej życie. Leżała w łóżku, wynędzniała, niemal przezroczysta. Krzysztofowi wydawało się, iż to nie jego matka. Dawniej była wysoka, pełna energii, z ciepłym uśmiechem. Teraz…

— Synu, błagam, nie opuszczaj Wandy… Ona potrzebuje opieki. Jest inna niż wszyscy… Ale to nasza krew… Obiecaj mi… — matka niespodziewanie mocno ścisnęła dłoń Krzysztofa. Skąd w niej tyle siły?

Krzysztof skrzywił się. Jego wzrok mimowolnie przemknął ku starszej siostrze, Wandzie, która siedziała w kącie ich maleńkiego mieszkania w Łodzi. Miała już ponad czterdzieści lat, a wciąż bawiła się lalką, nucąc coś pod nosem. Uśmiechała się, jakby oczekiwała święta, a nie pożegnania z umierającą matką.

Krzysztof miał udane życie: własną firmę budowlaną, drogi samochód terenowy, przestronny dom nad Wisłą. Ale w tym domu nie było miejsca dla Wandy. Jego dzieci bały się jej dziwnego zachowania, a żona, Kinga, nazywała ją „wariatką”. Choć Wanda była cicha, nieszkodliwa, nikogo nie dotykała.

— No wiesz… mam rodzinę… a Wanda… ona… — mamrotał Krzysztof, próbując uwolnić rękę z mdłego, ale upartego uścisku matki.

— Synu, dom twojego ojca będzie twój… Dla Wandy zostawiłam trzypokojowe mieszkanie. Wszystko już załatwione.

— Skąd pieniądze?! — Krzysztof i Kinga wymienili się zdumionymi spojrzeniami. Ich twarze choćby pojaśniały na tę wiadomość.

— Opiekowałam się starszą nauczycielką… Nosilam jej jedzenie, leki… Żal mi jej było, była dobrą osobą. Nie spodziewałam się, iż zostawi mi swoje mieszkanie. Przekazałam je na Wandę, by miała swój kąt. Ale ty… ty miej nad nią oko, błagam… Później to mieszkanie przypadnie twoim dzieciom albo wnukom… Kto wie, jak długo ona pożyje…

Pożegnali się z matką. Zmarła tej samej nocy.

Wanda, zdawało się, nie rozumiała, iż została sierotą. Krzysztof od razu zabrał ją do siebie i rozpoczął remont w tamtym trzypokojowym mieszkaniu.

— Po co Wandzie takie duże mieszkanie? Niech na razie mieszka z nami. Tam znajdziemy lokatorów — podzielił się planami z żoną, pełen entuzjazmu.

Kinga początkowo nie protestowała. Wanda nie sprawiała kłopotów: całymi dniami bawiła się lalkami lub przeglądała swoje rzeczy w szafie, zawsze uśmiechnięta. Ale jej dziwactwo niepokoiło. „Dziś jest spokojna, a co będzie jutro?” — szeptała Kinga mężowi.

„Poczekaj jeszcze trochę” — prosił Krzysztof. Ale pół roku po śmierci matki, z pomocą znajomego notariusza, przepisał na siebie zarówno dom ojca, jak i mieszkanie siostry. Namówił Wandę, by podpisała jakieś dokumenty, nie tłumacząc, co to jest.

Od tej chwili życie chorej siostry zamieniło się w piekło.

Gdy Krzysztof był w pracy, Kinga znęcała się nad Wandą. Wyzywała ją, zamykała w pokoju na całe dnie, choćby latem nie wypuszczała na dwór. Czasami zamiast jedzenia stawiała przed nią miskę z karmą dla kotów, krzyczała, doprowadzając biedną kobietę do łez. Pewnego dnia Kinga uderzyła Wandę w twarz. Ta tak się wystraszyła, że… nie wytrzymała.

— Nie dość, iż stuknięta, to jeszcze bezwolna?! Wynoś się z mojego domu, nie chcę cię widzieć! — wrzeszczała Kinga.

Spakowała rzeczy Wandy do worka na śmieci i wyrzuciła za bramę.

— Gdzie Wanda? Nie widziałem jej dzisiaj — zapytał Krzysztof, wracając wieczorem i kładąc się do łóżka.

— Poszła! — odcięła się Kinga z irytacją. — Wyobraź sobie, ta twoja siostra narobiła w pokoju, a potem zamknęła się w sypialni. Ledwo otworzyłam drzwi, skrzyczałam ją, a ona złapała torbę i uciekła. Nie będę za nią biegać! Księżniczka się obraziła… — prychnęła z pogardą.

Krzysztof zastygł. Milczał, rozważając coś, w końcu rzekł:

— No cóż, skoro poszła… — i włączył telewizor. — A tak w ogóle, znalazłem lokatorów do tego trzypokojowego.

Noc była ciężka. Krzysztof nie zmrużył oka do rana, myśląc o Wandzie. Gdzie jest? Czy wszystko z nią w porządku? Przecież była jak trzylatek, zupełnie nieprzystosowana do życia. Dopiero nad ranem zasnął. Śniła mu się matka.

„Prosiłam cię, synu…” — powiedziała, leżąc w drewnianej trumnie, i pogroziła palcem.

Ten sen nawiedzał go co tydzień, wysysając siły. Krzysztof nie wytrzymał. Dwa miesiące po zniknięciu siostry zadzwonił do przyjaciółki matki, swojej chrzestnej, Anny, mając nadzieję, iż wie, gdzie jest Wanda.

— Co, Krzyśku, sumienie cię gryzie? — zimno spytała Anna. — Dobrze, iż wtedy zajrzałam do twojej matki. Znalazłam tam Wandę. Była przerażona, nieszczęśliwa. Do dziś nie wiem, jak ta biedaczka tam dotarła! Teraz mieszka u mnie. Zaopiekuję się nią, nie potrzebuję jej mieszkania. A ty żyj z poczuciem winy. Módl się, by rozum cię nie opuścił do końca życia!

— Ciociu, daj spokój… — burknął Krzysztof i rzucił słuchawkę. Odetchnął z ulgą: siostra się znalazła, jest bezpieczna. Można żyć dalej.

Wanda zmarła dwa miesiące później. Dotknęła ją ta sama choroba, która zabrała matkę. Krzysztof nie przyszedł na pogrzeb — miał „ważne sprawy” w firmie.

Minęło dziesięć lat. Teraz Krzysztof sam leży przykuty do łóżka. Ciało łamie z bólu, ale dusza cierpi bardziej. Kinga dawno już do niego nie zagląda — mieszka z nowym mężczyzną w sąsiednim pokoju. Dorosłe dzieci odwiedzają rzadko, krzywią się: „Znowu śmierdzi od ciebie…” Krzysztof, jak jego bliscy, powoli gasł.

Pewnego dnia Kinga weszła z dokumentami:

— Podpisz, trzeba załatwić sprawy z firmą.

Podpisał. Później zrozumiał: to był akt darowizny na dom. Potem — na**Dziennik osobisty – dokończenie**

A gdy ostatnia iskra życia już miała go opuścić, w ciszy swej samotni ujrzał nagle Wandę uśmiechającą**Dziennik osobisty – dokończenie**

A gdy ostatnia iskra życia już miała go opuścić, w ciszy swej samotni ujrzał nagle Wandę uśmiechającą się do niego tak niewinnie, jakby wszystkie te lata nigdy się nie zdarzyły, i wtedy po raz pierwszy od dawna zrozumiał, iż to nie mieszkanie ani dom były prawdziwym dziedzictwem, ale ta chwila przebaczenia, której już nigdy nie będzie mógł wypowiedzieć.

Idź do oryginalnego materiału