— Słuchaj, synu… — wyszeptała matka, ledwo poruszając ustami.
Każde słowo przychodziło jej z trudem. Choroba bezlitośnie pożerała jej życie. Leżała w łóżku, wychudzona, prawie przezroczysta. Krzysztofowi wydawało się, iż to nie ta sama kobieta, która wychowała go silna i uśmiechnięta. Teraz była tylko cieniem.
— Synu, błagam, nie zostawiaj Bronisławy… Ona potrzebuje opieki. Jest inna, ale to nasza krew… Obiecaj mi… — matka niespodziewanie zacisnęła dłoń na jego ramieniu. Skąd wzięła się ta siła?
Krzysztof zmarszczył brwi. Spojrzał na starszą siostrę, Bronisławę, która siedziała w kącie ich maleńkiego mieszkania w Łodzi. Miała już ponad czterdzieści lat, a wciąż bawiła się lalką, nucąc bezładną piosenkę. Uśmiechała się, jakby w jej świecie nie było miejsca na śmierć.
On sam miał wszystko: firmę budowlaną, drogi samochód, dom nad Wisłą. Ale dla Bronki nie było w nim miejsca. Dzieci nazywały ją „dziwną ciotką”, a żona, Jadwiga, szeptała: „To wariatka”. Choć Bronisława była cicha i nikomu nie wadziła.
— No wiesz… mam rodzinę… a Bronka… — mruknął Krzysztof, próbując wyswobodzić rękę z matczynego uścisku.
— Synu, dom ojca będzie twój… Dla Bronki zostawiłam trzypokojowe mieszkanie. Wszystko już załatwione.
— Skąd pieniądze?! — Krzysztof i Jadwiga wymienili się spojrzeniami, oszołomieni.
— Opiekowałam się starą nauczycielką… Nosiłam jej lekarstwa… Była dobra. Nie spodziewałam się, iż zapisze mi swoje mieszkanie. Przepisałam je na Bronkę, by miała dach nad głową. Ale ty… ty musisz się nią zająć… Później to mieszkanie przejdzie na twoje dzieci…
Matka zmarła tej samej nocy.
Bronisława jakby nie rozumiała, iż została sama. Krzysztof zabrał ją do siebie i zaczął remontować tamto mieszkanie.
— Po co jej tak duże? Niech mieszka z nami, a tam znajdziemy lokatorów — powiedział podekscytowany Jadwidze.
Z początku się nie sprzeciwiała. Bronka nie sprawiała problemów: bawiła się lalkami lub przeglądała ubrania w szafie. Ale jej zachowanie niepokoiło. „Dziś jest spokojna, a co będzie jutro?” — syczała Jadwiga.
„Wytrzymaj jeszcze trochę” — prosił Krzysztof. ale pół roku później, z pomocą notariusza, przepisał na siebie i dom ojca, i mieszkanie siostry. Bronkę namówił do podpisania papierów, nie tłumacząc nic.
Od tej chwili życie Bronisławy stało się piekłem.
Gdy Krzysztof był w pracy, Jadwiga znęcała się nad nią. Zamykała ją w pokoju, karmiła kocim jedzeniem, krzyczała. Pewnego dnia uderzyła Bronkę w twarz. Ta ze strachu zmoczyła się.
— Nie tylko jesteś stuknięta, ale jeszcze sikasz jak dziecko?! Wynoś się! — wrzeszczała Jadwiga.
Wyrzuciła jej rzeczy za bramę.
— Gdzie Bronka? Nie widziałem jej dziś — spytał Krzysztof wieczorem.
— Uciekła! — warknęła Jadwiga. — Zasikała pokój, zamknęła się w sypialni, a potem wzięła torbę i zniknęła. Nie będę za nią biegać!
Krzysztof zamilkł. Po chwili wzruszył ramionami:
— No trudno… — i włączył telewizor. — Znalazłem lokatorów do tamtego mieszkania.
Nie spał całą noc. Myślał o Bronce. Gdzie jest? Czy żyje? Była jak małe dziecko, bezradna. Nad ranem przyśniła mu się matka.
— Prosiłam cię, synu… — szepnęła zza trumiennej deski, grożąc palcem.
Ten sen wracał co tydzień, wyżerając mu duszę. W końcu nie wytrzymał. Po dwóch miesiącach zadzwonił do swojej chrzestnej, Anny.
— Co, Krzysiu, sumienie gryzie? — spytała zimno. — Na szczęście znalazłam Bronkę u waszego domu. Była przerażona. Teraz mieszka ze mną. Nie potrzebuję jej mieszkania. A ty żyj z tym, co zrobiłeś.
— Ciociu, dość… — burknął i rozłączył się. Westchnął z ulgą. Wiedział już, iż Bronka jest bezpieczna.
Zmarła dwa miesiące później. Taka sama choroba jak matki. Krzysztof nie przyszedł na pogrzeb — „pilne sprawy w firmie”.
Minęło dziesięć lat. Teraz on leżał w łóżku, złamany bólem. Jadwiga od dawna go unikała — żyła z innym mężczyzną. Dzieci odwiedzały rzadko, krzywiąc się: „Znowu śmierdzi…”
Pewnego dnia Jadwiga weszła z dokumentami:
— Podpisz, trzeba załatwić sprawy z firmą.
Podpisał. Później zrozumiał: to była darowizna na dom. Potem — na firmę. Za późno. Przypomniał sobie matkę i Bronkę. Łzy spłynęły po policzkach.
— Wybaczcie… — szepnął w pustkę.