Synowie nie odwiedzali mnie przez pięć lat, ale gdy dowiedzieli się o zapisaniu mieszkania siostrzenicy, nagle przybiegli

twojacena.pl 8 godzin temu

Moi synowie nie odwiedzili mnie przez pięć lat, ale gdy tylko dowiedzieli się, iż zamierzam przepisać mieszkanie na siostrzenicę – nagle się zjawili.

Mam dwóch synów, trzech wnuków, dwie synowe… a żyję jak sierota. Długie lata wierzyłam, iż wychowałam chłopców, którzy kiedyś staną się moją podporą. ale los pokazał co innego. Odkąd mój mąż odszedł, minęło pięć lat – i przez ten czas ani jeden z nich nie przekroczył progu mojego domu. Ani słowa, ani listu, ani odwiedzin. Aż pewnego dnia powiedziałam głośno: mieszkanie oddam siostrzenicy. I wtedy, jak na komendę, nagle się pojawili.

Urodziłam dwóch synów i byłam szczęśliwa – w końcu to synowie, zdawało się, zawsze trzymają się matki. Wierzyłam, iż na starość nie zostanę sama. Razem z mężem staraliśmy się wychować ich w miłości, daliśmy wykształcenie, pomogliśmy stanąć na nogi. Gdy ich ojciec żył – przynajmniej od czasu do czasu się pojawiali. ale gdy tylko go pochowaliśmy, ja przestałam dla nich istnieć.

Mieszkają w tym samym mieście – Krakowie, do mnie to tylko czterdzieści minut autobusem. Obaj żonaci, każdy ma swoją rodzinę. Mam dwóch wnuków i wnuczkę, której nigdy choćby nie widziałam. Po upadku źle chodzę, a do nich nie mogę się dodzwonić – zawsze zajęci, rzucają słowa, obiecują oddzwonić, ale nigdy tego nie robią. Przywykłam, iż ich obietnice to puste słowa.

Gdy sąsiedzi mnie zalali, zadzwoniłam do starszego – nie odebrał. Do młodszego – obiecał przyjść, ale nie przyszedł. A przecież wystarczyło tylko zamalować plamę na suficie. Musiałam wynająć fachowca. Nie żal było pieniędzy, ale tego, iż rodzeni synowie nie mogą znaleźć godziny dla matki.

Gdy zepsuła się stara lodówka, znów do nich zadzwoniłam. Prosiłam – pojedźcie ze mną do sklepu, bo boję się, iż mnie oszukają. Usłyszałam: „Mamo, nie martw się, sprzedawcy pomogą, wszystko wytłumaczą.” Ostatecznie pojechałam z bratem i jego córką – moją siostrzenicą.

A potem nadeszła pandemia. Wtedy nagle przypomnieli sobie, iż mają matkę. Dzwonili raz w miesiącu, radzili – „nigdzie nie wychodź”, „zamawiaj jedzenie do domu”, „uważaj na siebie”. Tylko iż ja nie umiałam tego robić. Wszystkiego nauczyła mnie siostrzenica. Pokazała, jak korzystać z aplikacji do zakupów, przynosiła leki, siedziała przy mnie, gdy chorowałam. Po prostu dzwoniła każdego wieczoru: „Ciociu Kasiu, jak się czujesz?” Zbliżyłyśmy się bardziej niż ja kiedykolwiek z własnymi dziećmi.

Święta zaczęłam spędzać z bratem i jego rodziną. Wnuczka siostrzenicy nazywa mnie babcią. I pewnego dnia zrozumiałam: choć mam synów, to właśnie siostrzenica stała się mi bliska. Niczego nie chce. Po prostu jest. Dba. Pomaga.

I podjęłam decyzję: skoro żaden z moich synów nie pamięta, iż ma matkę, niech mieszkanie dostanie ta, która była przy mnie w trudnych chwilach. Spisałam testament na korzyść siostrzenicy. Ona o tym nie wiedziała. Chciałam po prostu odwdzięczyć się dobrocią.

Ale widocznie ktoś z rodziny się wygadał. Bo tego samego dnia zadzwonił starszy syn. Głos – napięty, słowa – ostre. Zapytał, czy to prawda, iż zamierzam przepisać mieszkanie na obcą. Gdy potwierdziłam, krzyknął: „Zwariowałaś! Jak możesz coś takiego robić? To rodzinny majątek!” Odłożyłam słuchawkę.

A wieczorem ktoś zadzwonił do drzwi. Obaj synowie. Z tortem. Z wnuczką. Stoją tacy mili. Uśmiechają się. A potem zaczyna się: „Nie powinnaś”, „ona cię wygoni”, „my jesteśmy twoimi dziećmi”, „a ty oddajesz mieszkanie obcej”. Wysłuchałam w milczeniu wszystkiego. A na końcu tylko powiedziałam: „Dypie za troskę. Ale decyzję podjęłam.”

Wyszli, zatrzaskując drzwi. Oświadczyli, iż jeżeli podpiszę papiery, mogę zapomnieć o pomocy i więcej nie zobaczę wnuków. Tylko, moi drodzy, ja już i tak dawno nic od was nie widzę oprócz chłodu. Pojawiliście się po pięciu latach – i to dopiero wtedy, gdy zrozumieliście, iż tracicie. Nie człowieka – tylko mieszkanie.

Nie żałuję. jeżeli siostrzenica okaże się niewdzięczna i mnie wyrzuci – cóż, taka będzie moja dola. Ale w to nie wierzę. Ona jest dobra, uczciwa, prawdziwa. A wy… żyjcie teraz ze swoim sumieniem. jeżeli je w ogóle jeszcze macie.

Idź do oryginalnego materiału