Synowa, która odrzuca choćby własne dziecko: opowieść o braku rodziny

newsempire24.com 3 dni temu

Noża nikt nie potrzebuje, choćby jej własne dziecko!” — historia kobiety, która nie wie, co to znaczy rodzina

Po ślubie mojego syna miałam nadzieję, iż u nas wszystko się ułoży. Ale od pierwszego dnia wiedziałam: z tą kobietą, Magdą, nie będzie nam po drodze. Nie chodzi o zazdrość, jak mogłoby się komuś wydawać. Dawno pogodziłam się z tym, iż mój syn dorósł, ożenił się i teraz najważniejsza w jego życiu jest inna kobieta. Chętnie bym ją przyjęła, wspierała, była blisko. Ale im dalej, tym bardziej widziałam — ona nikogo nie kocha. Ani mnie, ani mojego syna, ani, co najstraszniejsze, choćby swojego dziecka.

Magda od początku stawiała na pierwszym miejscu tylko siebie i swoje zachcianki. Zauważałam to jeszcze przed ślubem, ale myślałam, iż może z narodzinami dziecka się zmieni. Że stanie się bardziej czuła, troskliwa. Myliłam się. Pozostała taka sama — zimna i obojętna. Mojego syna traktuje jak tymczasowego pomocnika — tylko wtedy, gdy jest jej to wygodne.

Prawie nigdy nie przychodzili do mnie w gości. Wszystkie rodzinne uroczystości odbywały się u nas w domu, i tylko wtedy Magda się pojawiała — wystrojona, z idealnym manicure, świeżą fryzurą, w drogich ciuchach. I niby nic, ale za każdym razem, patrząc na mojego syna, miałam ochotę płakać. Wyglądał na zmęczonego, zaniedbanego, zagubionego. Jakby nie był mężem w szczęśliwym małżeństwie, tylko człowiekiem, który próbuje przetrwać na obcym terytorium.

— Oj, Magda, nie patrzysz wcale za mężem — zauważyła kiedyś ostrożnie moja siostra przy świątecznym stole.

Magda tylko się uśmiechnęła:

— Nie zatrudniłam się jako jego mamka. Niech sam o siebie dba.

Wtedy milczałam. Choć bardzo chciałam powiedzieć, co myślę. Ale nie chciałam psuć synowi święta. W głowie utkwiła mi jedna myśl: *”Czy dla niej to w ogóle ma znaczenie, jak on wygląda? Ważne, żeby jej rzęsy były idealne, a paznokcie lśniły.”*

Minęło trochę czasu. Dzwoni do mnie syn:

— Mamo, mogę do ciebie przyjechać? Muszę się gdzieś na chwilę zatrzymać…

Głos miał zachrypnięty, słaby. Przyjechał po godzinie — blady, z gorączką, ledwo trzymał się na nogach. O mało nie zemdlałam, gdy go zobaczyłam. Okazało się, iż dostał zastrzyki — dwa razy dziennie, dokładnie o określonych godzinach. A Magda? Magda stwierdziła:

— Nie będę wstawać z budzikiem. Niech mama to robi, skoro się tak przejmuje.

No i przyjechał. Taka to “żona”. Żadnej troski, żadnego zaangażowania. Myślałam, iż po tym chociaż poważnie zastanowi się nad rozwodem. Ale nie, po dwóch miesiącach postanowili… mieć dziecko.

Mój wnuk się urodził, ale miłości ze strony matki nie widziałam. Wszystko robiła “odhaczając” listę: nakarmić, przewinąć, położyć spać. Żadnych pocałunków, przytulania, ciepła. Maszyna, a nie matka. Pamiętam, gdy wybierali się na wakacje. Magda oświadczyła, iż nie bierze dziecka — *”ty denerwuje moje wakacje”*. Zaproponowała, żeby zostawić malucha u koleżanki. Ani mnie, ani rodzicom męża nie chciała powierzyć dziecka — *”wszyscy pracujecie”*. Syn odmówił: nie mógł zostawić malucha. W końcu pojechała sama.

Syn został z dzieckiem. Gotował, wychodził na spacery, zajmował się wszystkim sam. Po tym, po raz pierwszy na poważnie pomyślał o rozwodzie. Ale, jak zawsze, dał jej szansę, może się zmieni. Nie zmieniła się. przez cały czas są razem. Ale coraz częściej syn nocuje u mnie — po kłótniach i pretensjach, których już nie jest w stanie wytrzymać.

Magda żyje, jakby była sama. Nikogo nie potrzebuje. Mąż to tylko współlokator. Dziecko — przeszkoda. Nie rozumiem… Po co wychodzić za mąż, jeżeli nie jesteś gotowa na rodzinę? Po co rodzić, jeżeli dziecko ci niepotrzebne? Dla czego? Dla odhaczenia punktu w życiorysie?

Mój syn cierpi. Widzę to. Ale wciąż ma nadzieję. A ja wciąż czekam, aż w końcu zrozumie — tej kobiety nie da się naprawić. I dopiero wtedy może zacznie się nowe, prawdziwe życie. Bez zimnej żony, bez udawanej miłości, ale za to z małym, ukochanym synkiem na rękach.

Idź do oryginalnego materiału