Synowa bez ogródek przyznaje się do nienawiści: Zadzwoniła i oskarżyła mnie o próbę zniszczenia ich małżeństwa

newsempire24.com 6 godzin temu

“Sykra choćby nie kryje, iż mnie nienawidzi” – zadzwoniła do mnie i oskarżyła, iż próbuję zniszczyć jej małżeństwo z Krzysztofem.

Ja, Danuta Nowak, zwyczajna sześćdziesięcioletnia kobieta, matka jedynego syna. Całe życie mu poświęciłam, wychowywałam go sama, odkąd mąż odszedł, gdy Krzyś miał zaledwie dwa lata. Pracowałam jako pielęgniarka w przychodni, harowałam na nocnych dyżurach, żeby syn miał wszystko – czystą koszulę, zeszyty do szkoły, ciepły obiad.

Wyrosłam na dobrego człowieka, wrażliwego i kulturalnego. Jestem z niego dumna. Ale teraz wydaje mi się, iż wszystko to zmarnował dla kobiety, która nie tylko mnie nie szanuje, ale choćby nie ukrywa swojej nienawiści. Jego żona to Kinga.

Od pierwszego wejrzenia wydała mi się… zbyt. Zbyt głośna, zbyt wyniosła, zbyt bezpośrednia. Gdy Krzysiek pierwszy raz przyprowadził ją na spotkanie, poczułam, iż coś jest nie tak – w jej spojrzeniu, w sposobie bycia. Ogromne, ciemne oczy patrzyły na mnie z wyzwaniem, a na twarzy nie było śladu uprzejmości. Wtedy powiedziałam sobie: to uprzedzenie. Krzyś jest zakochany, więc muszę spróbować ją zaakceptować.

Poszliśmy do kawiarni, żeby lepiej się poznać. I już wtedy zrozumiałam – będzie ciężko. Bez skrępowania skrzyczała kelnera, kazała wymienić deser, bo nie był „wystarczająco fotogeniczny”, jak to ujęła. Mówiła przez zęby, traktując wszystkich jak służbę. A jej strój… mini-kombinezon odsłaniający wszystko, co tylko możliwe, i dekolt do pasa. I to na spotkanie z przyszłą teściową. Ledwo powstrzymałam się, by nie wyciągnąć Krzysia na osobność.

Zrzuciłam to na nerwy, na stres. No bo co innego? Ale nie. Z biegiem lat było tylko gorzej. Po ślubie Krzyś rzadko dzwonił. Starałam się nie narzucać, ale tęskniłam. W końcu, po miesiącu, nie wytrzymałam i zadzwoniłam sama. W słuchawce – lodowaty ton. Innym razem, gdy do mnie dzwonił, wyraźnie słyszałam Kingę w tle: „Odłóż już tę słuchawkę, dość tej rozmowy”. Nie szeptała, mówiła to głośno, demonstracyjnie.

Nie chciałam robić scen, ale pewnego dnia zapytałam Krzysia – co się dzieje? Westchnął i wyjaśnił. Okazało się, iż Kinga ma trudną przeszłość. W młodości romans, ciąża, zdrada… Straciła dziecko. Potem chodziła na terapię. Upewniał mnie, iż teraz jest w porządku, tylko trochę nadwrażliwa. A ja czuję – to nie nadwrażliwość. To wrogość. Otwarta, pełna złości.

Kilka dni po tej rozmowie Kinga sama do mnie zadzwoniła. Krzyczała. Oskarżała mnie o wszystko, co tylko możliwe. Że specjalnie nastawiam syna przeciwko niej, iż chcę zniszczyć ich związek, iż wtrącam się w ich życie. Byłam w szoku. Ja?! Ja, która całe życie poświęciłam synowi, wychowałam go sama, teraz jestem potworem?

Krzyś, jak zwykle, nie stanął w mojej obronie. Nie powiedział ani słowa. Tylko powtórzył, co zawsze powtarza: „Mamo, jestem dorosły, mam swoją rodzinę”. A ja kim jestem? Już nikim? Kobieta, która urodziła i wychowała – nie ma choćby prawa do zwykłej rozmowy?

Mieszkają w jej mieszkaniu. Trzypokojowe, po remoncie. Kinga przechwalała się, iż sama je kupiła. No tak, mieszkanie to poważny argument. Ale czy warto odcinać syna od matki przez metry kwadratowe?

Nic nie wymagam. Nie proszę o pieniądze, nie narzucam się z wizytami. Chciałam tylko pozostać częścią jego życia. Usłyszeć, jak mu idzie, przyjść w odwiedziny, przytulić go. Czy to zbrodnia?

Czasem myślę, iż Kinga po prostu zazdrości. Nie Krzysiowi, nie. Mojej roli w jego życiu. Chociaż jaka tam rola – zostały tylko wspomnienia. Z nią rozmawia na wszystkie tematy, a ze mną – oficjalnie i zdawkowo. Jakbym była obca.

Ale wciąż mam nadzieję. Że pewnego dnia się otrząśnie, zrozumie, iż nie wolno tak po prostu wymazać matki z życia tylko dlatego, iż tak każe żona. Że będą mieć silne małżeństwo, iż pojmą, iż miłość do matki to nie zdrada wobec żony.

Spełniłam swoją rolę. Urodziłam, wychowałam, postawiłam na nogi. A teraz – puszczam wolno. Ale mimo wszystko czekam. Że jednak przypomni sobie, zadzwoni, przytuli. Nie dlatego, iż musi. Tylko dlatego, iż kocha.

Idź do oryginalnego materiału