— Oszalałeś, Bartek! To mój pokój! — Władysław Nowak stał w drzwiach, ściskając w dłoni klucze, i nie mógł uwierzyć własnym oczom.
— Był twój, wujku Władku — chłopak choćby nie oderwał wzroku od telefonu, rozwalony na kanapie. — Teraz jest mój. Mama kazała.
— Jaka znowu mama?! — eksplodował Władysław. — Nie jestem twoim wujkiem! Gdzie moje łóżko? Gdzie moje rzeczy?!
Bartek wzruszył ramionami, wciąż wgapiony w ekran.
— Łóżko wynieśliśmy na balkon, rzeczy spakowaliśmy do pudeł. Mama mówi, iż tam ci wystarczy miejsca.
Władysław poczuł, jak ziemia usuwa mu się spod nóg. Mieszkał w tym mieszkaniu dwadzieścia lat, ten pokój był jego azylem, jego twierdzą. A teraz jakiś osiemnastoletni gbur rozporządza tu, jak u siebie.
— Krystyna! — wrzasnął, kierując się w stronę kuchni. — Krystyna, natychmiast chodź tu!
Żona wyszła z kuchni, wycierając ręce w fartuch. Na jej twarzy nie było śladu zakłopotania.
— Co się stało, Władku? Dlaczego tak krzyczysz?
— Co się stało?! — Władysław był poza sobą. — Twój synek zajął mój pokój! Moje rzeczy wyrzucił na balkon! Co to za bezczelność?!
— Władku, uspokój się — Krystyna mówiła cicho, ale w jej głosie było słychać stanowczość. — Bartek zaczął studia, potrzebuje miejsca do nauki. A ty możesz spać na balkonie, tam jest przytulnie, sama to urządziłam.
— Na balkonie?! — Władysław nie wierzył własnym uszom. — Kryśka, ty zwariowałaś? To moje mieszkanie! Jestem tu zameldowany, tu mieszkam!
— Nasze mieszkanie — poprawiła żona. — I Bartek też tu teraz mieszka. Na stałe.
Władysław opadł na krzesło. Kiedy dwa lata temu ożenił się z Krystyną, uprzedziła, iż ma syna, który mieszka z ojcem. Chłopak czasem wpadał na weekendy, zachowywał się spokojnie, nie sprawiał problemów. Władysław choćby myślał, iż może się jakoś dogadają.
— Dlaczego mi nic nie powiedziałaś? — zapytał zmęczonym głosem.
— A co było mówić? — Krystyna usiadła naprzeciwko. — Bartek jest dorosły, potrzebuje własnego pokoju. A ty dasz radę się dostosować.
— Dostosować… — powtórzył Władysław. — Kryśka, pracuję na zmiany, muszę się wysypiać. Na balkonie zimą jest zimno, latem duszno.
— Nic, przywykniesz. Bartuś jest dobrym chłopcem, nie będzie ci przeszkadzać.
Władysław spojrzał na żonę. Dwa lata temu wydawała mu się wybawieniem. Po latach samotności, po rozwodzie z pierwszą żoną, która zabrała córkę do innego miasta, Krystyna była dla niego oddechem świeżego powietrza. Atrakcyjna kobieta po czterdziestce, księgowa, z dobrym charakterem i talentem do gotowania. Poznali się w parku, gdzie ona karmiła gołębie, a on czytał gazetę na ławce.
— Mam syna — powiedziała wtedy. — Mieszka z tatą, ale czasem do mnie przyjeżdża.
— To nie problem — odpowiedział Władysław. — Lubię dzieci.
I rzeczywiście lubił. Swoją córkę Anię widywał rzadko, była żona nie specjalnie sprzyjała ich kontaktom. Bartek początkowo wydawał się spokojnym, grzecznym chłopakiem.
— Słuchaj, Kryśka — Władysław próbował mówić spokojniej. — Może jakoś inaczej to zorganizujemy? Wstawimy Bartkowi rozkładaną kanapę do salonu, a mój pokój zostanie moim?
— Nie — żona pokręciła głową. — Bartuś się uczy, potrzebuje ciszy. A ty tylko telewizor oglądasz.
— Tylko telewizor oglądam… — Władysław poczuł, jak coś w nim pęka. — Kryśka, po pracy jestem zmęczony, muszę odpocząć w normalnych warunkach.
— Jesteś egoistą, Władku. Myślisz tylko o sobie. A ja mam syna, muszę o niego dbać.
Władysław wstał i wyszedł na balkon. Rzeczywiście stało tam jego łóżko, obok kilka kartonów z rzeczami. Balkon był oszklony, ale i tak czuć było wilgoć. Usiadł na skraju łóżka i oparł głowę na dłoniach.
Wieczorem Bartek wyszedł do kuchni na kolację. Władysław siedział przy stole, popijał herbatę.
— Słuchaj, Bartek — zaczął ugodowo. — Porozmawiajmy jak mężczyźni. Może coś wymyślimy?
— A co tu wymyślać? — Bartek otworzył lodówkę, wyjął jogurt. — Ja mam swój pokój, wy swój. Wszystko fair.
— Mój pokój jest na balkonie — zauważył Władysław.
— No i co? Za to ty z mamą macie więcej miejsca.
— Bartek, rozumiem, iż zacząłeś studia, to świetnie. Ale nie można tak traktować ludzi. Mogliśmy to spokojnie omówić, znaleźć kompromis.
— Jaki kompromis? — Bartek prychnął. — Ty mi nie jesteś rodziną. Mama to mama, a ty jesteś tylko jej mężem. Na razie.
— Na razie? — Władysław zaniemówił.
— No a co, myślisz, iż to na zawsze? — Bartek wzruszył ramionami. — Mama jeszcze młoda, ładna. Może znajdzie sobie kogoś lepszego.
Władysław poczuł, jak krew napływa mu do twarzy, ale się powstrzymał. Nie chciał awantury.
— Bartek, szanuję twoją mamę i ciebie. Ale to wciąż moje mieszkanie.
— Daj spokój — ziewnął chłopak. — Już nie twoje. Mama mówi, iż po ślubie wszystko jest wspólne.
— Pobraliśmy się w moim mieszkaniu — przypomniał Władysław.
— No i co? Prawo jest jedno dla wszystkich.
Władysław zrozumiał, iż rozmowa nie ma sensu. Chłopak był nastawiony wojowniczo i nie zamierzał ustąpić.
Następnego dnia Władysław próbował jeszcze raz porozmawiać z Krystyną.
— Kryśka, mówię poważnie. Nie da się spać na balkonie. Może chociaż na jakiś czas znajdziemy inne rozwiązanie?
— Władku, przestań jęczeć — żona choćby nie podniosła wzroku znad garnków. — Bartek jest studentem, potrzebuje dobrych warunków. A ty jesteś dorosłym mężczyzną, dasz radę.
— Dasz radę? — Władysław nie wytrzymał. — Kryśka, pracuję jako operator w elektrociepłowni, mam odpowiedzialną robotę. jeżeli się nie wyśpię, mogę popełnić błąd, a to grozi awarią.
— Nie przesadWładysław zamknął za sobą drzwi mieszkaniówki, gdzie jego matka od lat mieszkała sama, i pomyślał, iż czas najwyższy przestać być dla wszystkich wygodnym, a zacząć walczyć o swoje.