Syn żony zajął mój pokój

newsempire24.com 4 dni temu

— Oszalałeś, Krzysiek! To mój pokój! — Wojciech Kowalski stał w drzwiach, ściskając klucze w dłoni, nie wierząc własnym oczom.

— Był twój, wujku Wojtku — chłopak choćby nie podniósł wzroku z telefonu, wygodnie rozwalony na kanapie. — Teraz mój. Mama pozwoliła.

— Jaka znowu mama?! — eksplodował Wojciech. — Ja ci nie jestem żadnym wujkiem! I gdzie moje łóżko? Gdzie moje rzeczy?!

Krzysztof wzruszył ramionami, wciąż wpatrzony w ekran.

— Łóżko wynieśliśmy na balkon, rzeczy spakowaliśmy do pudeł. Mama mówi, iż tam też się zmieścisz.

Wojciech poczuł, jak ziemia ucieka mu spod nóg. Mieszkał w tym mieszkaniu dwadzieścia lat, ten pokój był jego azylem, twierdzą. A teraz jakiś osiemnastoletni gówniarz tu rządzi, jakby to był jego dom.

— Grażyna! — ryknął, kierując się w stronę kuchni. — Grażyna, natychmiast tu przyjdź!

Żona wyszła z kuchni, wycierając ręce w fartuch. Na jej twarzy nie było śladu zakłopotania.

— Co się stało, Wojtek? Czemu tak wrzeszczesz?

— Co się stało?! — Wojciech był poza sobą. — Twój syn zajął mój pokój! Moje rzeczy wyrzucił na balkon! Co to za bezczelność?!

— Wojtek, uspokój się — Grażyna mówiła cicho, ale w jej głosie brzmiała stanowczość. — Krzysiek dostał się na studia, potrzebuje miejsca do nauki. A ty możesz spać na balkonie, urządziłam go przytulnie.

— Na balkonie?! — Wojciech nie mógł uwierzyć własnym uszom. — Grażynka, ty chyba zwariowałaś? To moje mieszkanie! Jestem tu zameldowany, tu żyję!

— Nasze mieszkanie — poprawiła go żona. — I Krzysiek też tu teraz mieszka. Na stałe.

Wojciech opadł na krzesło. Gdy dwa lata temu ożenił się z Grażyną, uprzedziła, iż ma syna, który mieszka z ojcem. Chłopak czasem przyjeżdżał na weekendy, zachowywał się cicho, nie sprawiał problemów. Wojciech choćby myślał, iż może się dogadają.

— Dlaczego mi nic nie powiedziałaś? — zapytał zmęczonym głosem.

— A co miałam mówić? — Grażyna usiadła naprzeciwko. — Krzysiek jest dorosły, potrzebuje własnego pokoju. A ty dasz radę się dostosować.

— Dostosować… — powtórzył Wojciech. — Grażynko, pracuję na zmiany, muszę się wysypiać. Na balkonie zimą zimno, latem duszno.

— Nic się nie stało, przyzwyczaisz się. Krzyś to dobry chłopak, nie będzie ci przeszkadzał.

Wojciech spojrzał na żonę. Dwa lata temu wydawała mu się wybawieniem. Po latach samotności, po rozwodzie z pierwszą żoną, która zabrała córkę do innego miasta, Grażyna była dla niego jak świeży oddech. Atrakcyjna czterdziestopięciolatka, księgowa, o łagodnym usposobieniu i talentach kulinarnych. Poznali się w parku, gdzie Grażyna karmiła gołębie, a on czytał gazetę na ławce.

— Mam syna — powiedziała wtedy. — Mieszka z ojcem, ale czasem do mnie przyjeżdża.

— To nie problem — odpowiedział. — Lubię dzieci.

I naprawdę lubił. Córkę Olę widywał rzadko, była żona nie sprzyjała kontaktom. Krzysiek wydawał się początkiem spokojnym, grzecznym chłopakiem.

— Słuchaj, Grażynko — Wojciech próbował mówić spokojniej. — Może jakoś inaczej urządzimy przestrzeń? W salonie postawimy rozkładaną kanapę dla Krzyśka, a mój pokój zostanie mój?

— Nie — żona pokręciła głową. — Krzyś się uczy, potrzebuje spokoju. A ty tylko telewizję ogłupiasz.

— Tylko telewizję… — Wojciech poczuł, jak coś w nim pęka. — Grażynko, wracam zmęczony z pracy, potrzebuję odpocząć w normalnych warunkach.

— Jesteś egoistą, Wojtek. Myślisz tylko o sobie. A ja mam syna, muszę się nim zająć.

Wojciech wstał i poszedł na balkon. Rzeczywiście stało tam jego łóżko, obok kilka kartonów z rzeczami. Balkon był oszklony, ale wilgoć i tak dawała się we znaki. Usiadł na krawędzi łóżka i oparł głowę na dłoniach.

Wieczorem Krzysiek wyszedł do kuchni na kolację. Wojciech siedział przy stole, poprzedzając herbatę.

— Słuchaj, Krzysiek — zaczął ugodowo. — Pogadajmy po męsku. Może coś wymyślimy?

— A co tu wymyślać? — Krzysiek otworzył lodówkę, wyjął jogurt. — Ja mam swój pokój, wy swój. Wszystko fair.

— Mój pokój jest na balkonie — zauważył Wojciech.

— No i co? Przynajmniej wy z mamą macie więcej przestrzeni.

— Krzysiek, rozumiem, iż dostałeś się na studia, to świetnie. Ale nie można tak traktować ludzi. Mogliśmy to spokojnie omówić, znaleźć kompromis.

— Jaki kompromis? — Krzysiek prychnął. — Ty nie jesteś moją rodziną. Mama to mama, a ty tylko jej mąż. Tymczasowy.

— Tymczasowy? — Wojciech zaniemówił.

— No a co, myślisz, iż na zawsze? — Krzysiek wzruszył ramionami. — Mama jeszcze młoda, ładna. Może znajdzie kogoś lepszego.

Wojciech poczuł, jak krew napływa mu do twarzy, ale się powstrzymał. Nie chciał awantury.

— Krzysiek, szanuję twoją mamę i ciebie. Ale to jednak moje mieszkanie.

— Daj spokój — ziewnął chłopak. — Już nie twoje. Mama mówi, iż po ślubie wszystko jest wspólne.

— Pobraliśmy się w moim mieszkaniu — przypomniał Wojciech.

— No i co? Prawo jest jedno dla wszystkich.

Wojciech zrozumiał, iż rozmowa nie ma sensu. Chłopak był nastawiony agresywnie i nie zamierzał ustąpić.

Następnego dnia Wojciech porozmawiał z Grażyną ponownie.

— Grażynko, mówię poważnie. Nie da się spać na balkonie. Może chociaż na czas znajdziemy inne rozwiązanie?

— Wojtek, przestań marudzić — żona choćby nie podniosła wzroku znad garnka. — Krzysiek jest studentem, potrzebuje dobrych warunków. A ty jesteś dorosłym mężczyzną, dasz radę.

— Dasz radę? — Wojciech stracił cierpliwość. — Grażynko, pracuję jako operator w elektrociepłowni, to odpowiedzialna pracaWojciech odwrócił się i wyszedł, zamykając za sobą drzwi na zawsze, bo zrozumiał, iż czasem najtrudniej jest odejść właśnie od tych, których kochaliśmy najbardziej.

Idź do oryginalnego materiału