**Dziennik Anny Kowalskiej**
„Mamo, widziałaś, co syn o tobie napisał?” – głos Kasi drżał ze wzburzenia, słuchawka niemal wypadła jej z dłoni. „Nie, nie o mnie – o tobie! Wojtek! Twój ukochany Wojtuś! Wrzucił to na Facebooka!”
Anna Kowalska powoli opadła na kuchenne krzesło, mocniej przycisnęła telefon do ucha. W brzuchu coś boleśnie się ścisnęło, jak wtedy, gdy lekarze ogłosili diagnozę Janowi. Tylko teraz było jeszcze gorzej.
„Co napisał, Kasiu?” – szepnęła, choć przeczuwała, iż nic dobrego nie usłyszy.
„Tam… tam cała rozprawa! O tym, jaka jesteś matką! Że całe życie go kontrolowałaś, nie dałaś mu żyć! Że przez ciebie nie układa mu się z dziewczynami! Mamo, nie mogę tego czytać, ręce mi się trzęsą! A te komentarze… Boże, co ludzie wypisują!”
Anna zamknęła oczy. Kuchenne światło zbladło, tylko lodówka warczała cicho, jak zawsze wieczorami. Na stole stygła niedojedzona kasza gryczana – Wojtek nie przyszedł na kolację, choć specjalnie ugotowała ją tak, jak lubi, z kotletami schabowymi.
„Mamo, słyszysz mnie?” – zaniepokoiła się Kasia.
„Słyszę, córeczko. A co tam w komentarzach?”
„Nie chcę powtarzać. Lepiej sama nie czytaj, dobrze? Twoje serce… Przyjadę do ciebie, dobrze?”
„Nie trzeba, Kasiu. Już późno, dzieci trzeba położyć. Ja… ja sobie poradzę.”
Odłożyła słuchawkę i długo siedziała nieruchomo. Za oknem gęstniały październikowe zmierzchy, na podwórku zapaliły się latarnie. Gdzieś płakało dziecko, trzepnęły drzwi klatki schodowej. Zwykły wieczór, tylko w środku wszystko się przewróciło.
Wojtek wrócił koło jedenastej, śmierdział piwem i papierosami. Anna czekała na niego w przedpokoju, patrzyła, jak ściąga buty, nie podnosząc na nią wzroku.
„Zjesz kolację?” – zapytała cicho.
„Nie chce mi się.” – Powiesił kurtkę na wieszaku, wciąż unikając jej spojrzenia.
„Wojtku…”
„Co?” – odwrócił się gwałtownie, a w jego oczach zobaczyła coś obcego. Złość? Wstyd?
„Po co to napisałeś?”
Zamilkł, przetarł nasadę nosa. Nagle zauważyła, jak postarzał się przez ostatnie miesiące. Wojtek miał już trzydzieści dwa lata, a ona wciąż widziała w nim chłopca, który wracał ze szkoły i opowiadał o bójkach i pałach.
„Mamo, nie chciałem cię urazić” – odezwał się w końcu. „Po prostu… mam teraz ciężki okres. Z Magdą się rozstaliśmy, w pracy problemy. A psycholożka powiedziała, iż muszę przepracować dziecięce traumy.”
„Traumy?” – powtórzyła. „Jakie traumy, Wojtku? Co ja ci takiego zrobiłam?”
„Mamo, no przecież wiesz… Zawsze byłaś zbyt… troskliwa. Pamiętasz, jak na studiach dzwoniłaś codziennie, pytałaś, czy jadłem, czy ciepło się ubrałem? Jak poznałaś moją sąsiadkę z akademika i prosiłaś, żeby na mnie patrzyła?”
Anna oparła się o ścianę. Tak, pamiętała tę sąsiadkę, Agatę. Dobra dziewczyna, z dużej rodziny. Często częstowała ją pierogami, prosiła, żeby czasem nakarmiła Wojtka, gdy zapomniał o obiedzie. Co w tym złego?
„A pamiętasz” – ciągnął Wojtek, wchodząc do pokoju – „jak przyjeżdżałaś co weekend? Przywoziłaś słoiki z zupą, prałaś mi ubrania? Chłopaki się ze mnie śmiali.”
„Chciałam pomóc” – szepnęła. „Mam tylko was, ciebie i Kasię. Po tym, jak tata odszedł…”
„Właśnie o to chodzi!” – wybuchnął. „Wylałaś na nas całą swoją niewykorzystaną miłość! A my się dławiliśmy! Kasia wyszła za mąż, uciekła, a ja…”
„A ty co? Zabraniałam ci czegoś? Przeszkadzałam ci się ożenić?”
Wojtek usiadł na kanapie, opuścił głowę na dłonie.
„Mamo, nie rozumiesz. Tak, nigdy niczego nie zabraniałaś. Ale zawsze byłaś *tu*! Zawsze! Twoje pierogi, twoje rady, twoje „a może lepiej tak”… Dziewczyny czuły się zbędne. Po co im ja, skoro mam mamę, która wszystko za mnie robi?”
„Magda też tak myślała?”
„Magda…” – westchnął ciężko. „Magda powiedziała, iż jestem niedojrzały. Że w wieku trzydziestu dwóch lat mieszkam z mamą jak nastolatek. Że czas nauczyć się samodzielności.”
Anna podeszła do kuchenki, włączyła czajnik. Dłonie drżały, ledwie udało się postawić kubki. Wojtek stanął w drzwiach.
„Mamo, nie chciałem cię zranić. Ale musiałem to z siebie wyrzucić, rozumiesz? W sieci jest łatwiej. Ludzie dzielą się doświadczeniami, radzą…”
„I co ci poradzili?” – zapytała, nie odwracając się.
„Różnie. Niektórzy mówią, żeby wyprowadzić się od rodziców. Inni – żeby postawić granice. Jeszcze inni piszą, iż mają podobnie.”
Anna nalała herbatę, dosypała cukru. Przypomniała sobie, jak dwadzieścia lat temu stała w tej samej kuchni i parzyła herbatę dla Jana, gdy po chemioterapii było mu niedobrze. Jak prosił, żeby nie odchodziła, ściskał jej dłoń i mówił: „Aniu, obiecaj, iż zatroszczysz się o dzieci. Że ich nie zawiedziesz.”
„Mamo, wszystko w porządku?” – zaniepokoił się Wojtek. „Płaczesz?”
Nie zauważyła, kiedy łzy spłynęły po policzkach. Otrząsnęła je rękawem szlafroka, spojrzała na syna.
„Wojtku, może masz rację. Może naprawdę byłam zbyt… Bałam się. Po śmierci taty bałam się was stracić. Że nie dam rady sama. Że nie zastąpię wam ojca.”
Syn przysunął się, niezdarnie objął ją za ramiona.
„Mamo, dałaś radę. Wyrośliśmy na porządnych ludzi. Ale teraz *ja* muszę nauczyć się dorosłości.”
„Więc się wyprowadzisz?”
„Nie wiem jeszcze. Może. Muszę pomyśleć.”
Pili herbatę w milczeniu. Anna patrzyła na syna i próbowała sobie wyobrazić mieszkanie bez niego. Budzić się rano w pustym domu, gotować tylko dla siebie, nie pytać, o której wróci. Straszne… ale i wolne?
„A co Kasia powiedziała?” – zapytał Wojtek.
„J





![Sprawdź jaką czekoladową przekąską jesteś? [QUIZ]](https://i.iplsc.com/-/000LTPW8YL2H9VMH-C461.jpg)








