Gdy przeprowadziliśmy się z mężem do nowego mieszkania, jeszcze nie znaliśmy sąsiadów. Pewnego dnia zaczęła nas odwiedzać starsza, nieśmiała pani – pani Olga. Ubrana biednie, ale zawsze schludnie, chodziła z trudem, opierając się na lasce.
Nigdy nie prosiła o pieniądze, tylko o jedzenie – łyżeczkę cukru, cebulę albo garść kaszy. Oczywiście dzieliliśmy się z nią tym, co mieliśmy, a ona patrzyła na nas i powtarzała: „Jesteście piękną parą, dbajcie o siebie. Dzieci dorosną, a wy zostaniecie tylko dla siebie nawzajem! Ja tego nie potrafiłam ocalić…”
Nie wypadało pytać wprost, co się w jej życiu wydarzyło, ale sąsiedzi nam opowiedzieli. Pani Olga kiedyś miała dużą rodzinę: męża i troje dzieci. Mieszkała w naszym bloku, w trzypokojowym mieszkaniu. Była trudna w obyciu – na męża w ogóle nie zwracała uwagi, ciągle robiła z niego winnego wszystkiego, a dzieci traktowała jak swoje jedyne oparcie i sens życia.
Jej mąż był złotą rączką, pracowity do granic możliwości. Pracował w warsztacie, często naprawiał sąsiadom różne rzeczy. Wszystkie zarobione pieniądze oddawał żonie. Zamiast docenić jego troskę i czułość, ona obmawiała go przed sąsiadami. Ostrzegali ją: „Opamiętaj się, masz wspaniałego mężczyznę!”, ale ona tylko odpowiadała, iż dla niej najważniejsze są dzieci, a mąż to tylko ciężar i dodatkowa gęba do wykarmienia.
Sama prawie nie pracowała, zajmowała się tylko dziećmi. W końcu mąż odszedł – choćby najcierpliwszy człowiek by nie wytrzymał. Ona opowiadała sąsiadom z dumą, iż to ona go wyrzuciła, i zaczęła pracować jako listonoszka.
Dzieci dorosły. Syn wyjechał za granicę i nikt go już więcej nie widział. Dwie młodsze córki sprzedały mieszkanie rodziców, matkę przeniosły do kawalerki, a resztę pieniędzy podzieliły między sobą. Potem również zniknęły z jej życia – obie wyszły za mąż.
Przez te wszystkie lata sąsiedzi widzieli je może kilka razy, ale ich wizyty nie zmieniły życia pani Olgi. przez cały czas chodziła po sąsiadach, prosząc o jedzenie. Emerytura była skromna, dzieci nie pomagały. Dziś z rozrzewnieniem wspomina męża, ale nie wie, co się z nim stało. Słyszała tylko, iż ma nową rodzinę, bardzo kochającą i iż tam jest naprawdę szczęśliwy.
Słuchając tej historii, coraz częściej myślę, iż trzeba dbać o męża. Dziś staram się zdmuchiwać z mojego każdą pyłkę. Mamy syna i córkę, ale wiem – prędzej czy później pójdą swoją drogą, założą własne rodziny, a my z mężem zostaniemy tylko we dwoje.
Powtarzam przyjaciółkom: „Nie opierajcie całego życia na dzieciach, bo one kiedyś odejdą. W mężu szukajcie wsparcia.”Ale jakaś dziwna moda teraz panuje – kobiety myślą, iż mąż ciągle coś im jest winien, a jak nie spełnia ich oczekiwań, to lepiej go wymienić. Są przekonane, iż zawsze znajdzie się ktoś inny…
Córki tak nie wychowam! W naszym domu dzieci wiedzą, iż ojciec jest głową rodziny. Nigdy go nie poniżam i nie obrażam, a on odpowiada mi czułością i troską. Sam mówi, iż nigdy nie mógłby żyć z głośną i cyniczną kobietą – odszedłby od razu.
Za 10 lat nasze dzieci pójdą w świat, a my z mężem zostaniemy tylko dla siebie.
Dla mnie pani Olga jest żywym przykładem tego, jak nie wolno żyć. Zrozumiałam, iż nie można liczyć na dzieci jako podporę na starość – choćby te najlepsze pójdą swoją drogą. Trzeba budować własne szczęście i własną relację z partnerem. A jeżeli dzieci kiedyś same zdecydują się pomagać – to będzie tylko dar losu.