Syn Wujka Wani.

newsempire24.com 20 godzin temu

28 sierpnia 2025

Zapiski z pamiętnika

Stary, rozpadający się domek wujka Jana, który stał na skraju naszej wsi Złocieniec, był omijany przez wszystkich. Nie trzeba było się aż tak starać wujek Jan mieszkał na uboczu, dosłownie przy drodze prowadzącej na pola. Był człowiekiem mało towarzyskim i zamkniętym w sobie. Jego wygląd podkreślał to, co w nim było: garbaty, niechlujny, w wyblakłej w kratkę koszuli i zielonych spodniach z łatami. Kręcone, siwe włosy, rozdarte policzki od wiatru. Co ciekawe, wujek Jan nigdy nie pił alkoholu.

Ja, dziesięcioletni Krzysiek, bałem się go. Mama, wzdychając, zawsze powtarzała:
Kiedyś był dobrym człowiekiem, miał złote ręce! Wszystkie dziewczyny w Łucji zazdrościły, mówiąc, jakiego męża ma.
Ojciec dopełniał:
To była jeszcze polowanie, sześć lat temu, więc się zmienił!
Gdy jego syn umarł, to właśnie wtedy wpadł w obłęd korygowała mama.

Mama była zaprzyjaźniona z ciotką Jadwigą, byłą żoną wujka Jana. Gdy przychodziła w odwiedziny, wzdychała:
Och, Zuzia, szkoda go, ale nie mogę tak żyć. Po tym jak zmarł nasz mały Antek, jeszcze wujek Jan włożył nóż w moją plecę!
Ciotka Jadwiga nie zdradzała, co dokładnie zrobił wujek Jan. Sama ciężko przeżyła stratę jedynego, trzyletniego synka, a dla Jana była to prawdziwa porażka.

Krążyły różne plotki: iż wujek Jan w końcu zaczął pić, iż jego ziemia przyciągnęła śmierć dziecka i rozwód. Inni mówili, iż widziano przy jego domu dziwną istotę, przypominającą człowieka, tylko bardziej chudą, garbatą, o szarej skórze i długich, szpawkowatych rękach.

Opowiedz, co on zrobił? pytała ciotka Jadwiga. Nie zostawił mi wyboru, Zuzia wzdychała, nie chcąc dodać nic więcej.

Lato tego roku było wyjątkowo gorące i suche. Ja, Wiktor i Antoni po raz pierwszy odważyliśmy się jeździć rowerami aż do Brzozowego potoku bez opieki dorosłych. Całe dnie spędzaliśmy nad brzegiem: kąpaliśmy się, łowiliśmy ryby. Czasem złapaliśmy ich mnóstwo, ja suszyłem je na słońcu, a wieczorami chrupaliśmy suszone karpie zamiast słoneczników, przez co przed snem piłem kilka szklanek wody.

Krótka droga do potoku prowadziła obok działki wujka Jana, zalanej chwastami i dziką kloną. Jego dom wyglądał na zrujnowany: pochylony, z zielonkawym pokryciem mchem, łuszczącymi się ramami. Jedynym, co wskazywało, iż ktoś jeszcze w nim mieszka, była niewłaściwie ustawiona antena satelitarna.

My, chłopcy, znaliśmy wszystkie plotki i domysły o wujku Janie, więc staraliśmy się nie odwracać wzroku, gdy przejeżdżaliśmy obok jego posesji.

Krzysiu, słyszałeś, co mówią o wujku Janie? zapytał Wiktor, zręcznie przerywając wędkowanie.
Słyszałem różne rzeczy, wszystko się różni odparłem, wyciągając kanapkę z boczku z plecaka.
A co z szarym człowiekiem? wtrącił się Antoni, wpuszczając tłustego karpia do wiadra.
No tak, u nas w okolicy mówią, iż kiedy patrzysz w niebo, to widzą się szare i zielone ludziaki! rozbawił się Wiktor.

Dzień był przepiękny. Zajęliśmy się tak wędką, iż nie zauważyliśmy, jak słońce zaczęło zniżać się ku zachodowi. Nad taflą wody rozlała się czerwień wieczornych chmur, zaczęły ćwierkać świerszcze, a żaby wyśpiewały nocne pieśni.

Musimy się pakować, chłopaki, mama już się martwi! podskoczyłem, spoglądając w różowiejące niebo.

Gdy pakowaliśmy sprzęt, słońce już zniknęło za horyzontem, a ciepłe, letnie zmierzchy gęstniały. Nagle, tuż przy wujka Jana, łańcuch w rowerze Wiktora wyślizgnął się.
Krzysiu, Antoni, poczekajcie! krzyknął Wiktor, zeskakując z roweru.
Zgiął się, by naprawić łańcuch, gdy w krzakach usłyszał szelest i trzask gałęzi.
Słyszeliście? wyszeptał przestraszony Antoni, rozglądając się wokół.
Coś duże mruknął ja, czując dreszcz po plecach.
Szelest powtórzył się, tym razem bliżej. Wiktor i ja waliliśmy się z drżącymi rękami, by naprawić łańcuch. W końcu udało się go napiąć, a z krzaków wyłoniło się coś.

Wysoka, szara postać, ledwie przypominająca człowieka, z małą łysą głową i długimi, chudymi ramionami, zakończonymi pazurami, patrzyła na nas ogromnymi, czarnymi oczami. Wydawała dźwięk przypominający trzask, odsłaniając ostre, drobne zęby. Zamiast nosa miała dwa okrągłe otwory oddechowe.
Mamo, co to jest?! krzyknął Wiktor, a my wskoczyliśmy na rowery i odjechaliśmy, zostawiając wiadro z rybą.
Na chwilę się odwróciłem i zobaczyłem, jak stworzenie, potykając się, podeszło do wiadra, zajrzało do środka i chwyciło rybę długimi, haczykowatymi palcami. Następnie usłyszałem głos wujka Jana, który zwrócił się w stronę potwora, wydał dźwięk podobny do ludzkiego głosu i powrócił do domu.

Zanim rozeszliśmy się po domach, postanowiliśmy już nigdy nie jeździć nad rzekę obok wujka Jana. Oczywiście, każdy z nas dostał solidną reprymendę za spóźnienie.

Z kuchni unosił się zapach świeżych naleśników, mama nuciła pod nosem. Podszedłem do drzwi i nasłuchałem. Mama nie była aż tak zła, więc mogłem wyjść, a zapach ciepłych placków rozpraszał strach przed gniewną mamą.
Drzwi otworzyły się z hukiem to tata, który pracował jako ochroniarz na farmie, wrócił po nocnej zmianie.
Cześć, Zuzia, Krzysiu już śpi? usłyszałem w głosie ojca.
Tak, Mikołaju, co? Dlaczego taki przestraszony? odpowiedziała mama nieformalnie.
Na Bóbrze znaleźli Sanego Merzlika. Ktoś go rozszarpał, jakiś zwierz.
O mój Boże! wykrzyknęła mama.
Policja przyjechała, przesłuchuje świadków, tam byli więźniowie, słyszeli krzyki. Mówią, iż widzieli kogoś przelatującego, przypominającego człowieka, ale nie człowieka. Chudy i mały, jak nastolatek, szary.
Serce przyspieszyło mi jak oszalałe. To samo stworzenie widzieliśmy wczoraj przy domu wujka Jana! Postanowiłem, iż muszę wszystko opowiedzieć rodzicom.
Wyszedłem z pokoju i powiedziałem:
Mamo, tato! Wczoraj z chłopakami przy wujka Jana zobaczyliśmy tego człowieka. To nie był człowiek, był straszny.

Dalsze wydarzenia przyspieszyły. Tata zadzwonił do rodziców Antoniego i Wiktora, którzy przekazali wiadomość innym mieszkańcom wsi. niedługo przed domem wujka Jana zebrała się prawie cała wioska. Obywatele postanowili działać natychmiast. Po kilku minutach wszyscy ruszyli w stronę tej posesji.

Gdy dorośli już odchodzili, podbiegli Wiktor i Antoni. My, ciekawi, podążyliśmy za nimi. Kiedy zbliżyliśmy się do domu, usłyszeliśmy straszne, nieludzkie krzyki, a potem odgłos kilku wystrzałów byli tam myśliwi z okolicznych wsi. Następnie rozległ się przerażający krzyk wujka Jana.

Nikt nie zwrócił uwagi na nas, przybiegających do miejsca rozlewu. Zebrali się wokół jakiegoś ciała leżącego w kałuży krwi, zwykłej ludzkiej krwi. Nad nim uklęknął płaczący wujek Jan:
Synu! mój synu! Dlaczego to się stało?!
Co to za syn? To Sania! zmęczony mówił tata Krzyśka.
Nie mógł sam! Sania go najprawdopodobniej sprowokował. Kiedyś na polowaniu go znalazłem. Idę i nagle słyszę płacz. Patrzę dziura, a z niej płacze. Pomyślałem, iż to dziecko zagubione Mój własny chłopiec, Tolik, niedawno umarł Wpadłem, a tam on mały, taki jak Tolik. Błąka się od jednego stworzenia do drugiego, są przytłoczeni. Musiał mieć rodziców. Podszedł i płakał, wyciągał chude ręce Wziąłem go, a on mnie przytulił, przytulił się Przerażony, nieszczęśliwy. Rozumiał wszystko, oglądał telewizję, lubił filmy, fantastykę, bajki, kreskówki Nie mógł mówić, tylko mruczał. Lubił słodycze. To był nastolatek, taki sam jak Twój Krzysiek, Mikołaju zwrócił się do taty Krzyśka. A wy od razu bez sądu!
Janie, to potwór! podeszła ciotka Jadwiga. Dlaczego go nie zostawiłeś? Może jego krewni go znajdą?
Spójrzcie! uśmiechnął się Jan. My, ludzie, jesteśmy potworami, a nie oni! Wycinaliśmy lasy, rzeki i oceany zanieczyszczaliśmy! Nie zostawiło się choćby skrawka ziemi, której byśmy nie zabrali. Gdzie mają się schować? Wszędzie ludzie, ludzie, ludzie! A im nic nie zostaje! Za co ich rodzice ich zabili?
Wszyscy patrzyli zdumieni na wujka Jana, który opłakiwał swojego przerażającego syna. Ciało leżało rozpostarte, dłonie rozciągnięte w boki, czarne oczy wpatrzone w niebo.
Dajcie mi choćby pochować go, jeżeli nie jesteście bestiami błagał Jan, wycierając łzy z pomarszczonej policzki.
Poczułem nieoczekiwaną litość do Jana i jego syna. Litość do Sanego, który wpadł w pazury tej istoty. Wszyscy byli ofiarami. Czy ktoś był winny? Na chwilę żałowałem, iż powiedziałem rodzicom wszystko.

Nie pozwolono wujkowi Janowi pochować potwora. Przyjechała policja, rozproszyła tłum, a potem w wiosce pojawili się żołnierze w mundurach, przeszukujący domy i grożący karą więzienia za milczenie. Nie wiadomo, dokąd zabrali ciało tej istoty. Jan niedługo po tym zdarzeniu położył się w grobie, nie przeżywając roku po śmierci potwora, którego przywiązał do siebie jak do własnego dziecka. Jego dom ostatecznie runął, porastając gęstymi zaroślami.

Idź do oryginalnego materiału