Syn tak podporządkowany żonie, iż spotyka się ze mną tylko potajemnie.

polregion.pl 4 godzin temu

Syn jest tak podporządkowany żonie, iż spotyka się ze mną tylko ukradkiem.

Ja, Helena Nowak, wychowałam swojego syna, Karola, sama. Być może to moja wina, iż wyrósł na takiego zależnego od żony, ale ta świadomość rozdziera mi serce. Moja przyjaciółka z dzieciństwa, Grażyna, powiedziała mi wprost: „Za bardzo go rozpieszczałaś”. Jej słowa bolały jak nóż wbity w serce, ale zmusiły mnie do myślenia. Teraz mieszkam w małym miasteczku pod Poznaniem, rzadko widując syna i wnuczkę, bo jego żona, Kinga, całkowicie go sobie podporządkowała, a ja stałam się obcą w ich życiu.

Karol przyszedł na świat, gdy już niemal zapomniałam o jego ojcu, z którym żyłam w nieformalnym związku przez cztery lata. Mój ojciec, zamożny przedsiębiorca, podarował mi mieszkanie po szkole, bym czuła się niezależna. W młodości moje mieszkanie tętniło życiem, pełne przyjęć i śmiechu, ale wszystko się zmieniło, gdy go poznałam. Wydawało się, iż to miłość na wieczność, ale ciąża zaskoczyła nas oboje. Jedyne, co wiedziałam na pewno — chcę tego dziecka. Marzyłam, jak trzymam je w ramionach. Ojciec Karola próbował odzyskać moją uwagę, ale odsunęłam się. Rozstaliśmy się jeszcze przed porodem. Rodzice błagali, bym została z nim dla dobra syna, ale upierałam się: „Będę mu i matką, i ojcem”. Ojciec tylko machnął ręką: „Twoje życie”.

Gdy Karol miał siedem lat, mój ojciec odszedł. Do tej pory nie brakowało nam niczego — zabawki, ubrania, zagraniczne wycieczki — mój syn miał wszystko. Nigdy nie był rozpieszczony, a przyjaciółki dziwiły się: „Jak wychowałaś takie grzeczne dziecko, mając taki dostatek?”. Odpowiadałam z dumą: „Po prostu go kocham. On jest moim jedynym mężczyzną”. Wtedy nie przyszło mi do głowy, iż ten „jedyny mężczyzna” dorośnie i wybierze inną kobietę, odsuwając mnie na bok. Cała pochłonęła mnie jego nauka, później praca. Gdy nadeszła pora wojska, załatwiłam, by służył w komendanturze, a ja codziennie przynosiłam mu obiady, tylko po to, by zobaczyć jego uśmiech.

Po wojsku Karol dostał się na studia, gdzie na trzecim roku poznał Kingę. Gdy pierwszy raz ją zobaczyłam, serce ścisnęło mi się z niepokoju. Była piękna, ale jej spojrzenie — ostre, zimne — budziło lęk. Od razu wiedziałam: ta dziewczyna go zniewoli. I tak się stało. Karol stał się jej cieniem, spełniał każde życzenie, wydawał wszystkie pieniądze na prezenty, wymyślał niespodzianki, byle tylko ją zachwycić. Kinga nie manipulowała wprost — po prostu pozwalała mu się kochać, a on zatracał się w niej. Nasze rozmowy ograniczały się do jego zachwytów nad nią. Czułam, iż tracę syna, ale ukrywałam ból, starając się być uprzejma dla przyszłej synowej.

Przed ślubem Kinga przedstawiła swoje warunki: wesele miało być wystawne. Wydałam niemal wszystkie oszczędności, by ją zadowolić. Ale to nie wystarczyło — z własnej woli przepisałam mieszkanie na Karola, przeprowadzając się do matki. To był mój błąd. Gdy Kinga odkryła, iż nieruchomość jest tylko na niego, wpadła w furię. Następnego dnia Karol pobiegł do notariusza i wpisał ją jako współwłaścicielkę. Wtedy poczułam, jak ziemia usuwa się spod nóg — moja ofiara nic dla niej nie znaczyła. Od tamtej pory Kinga zaczęła mnie unikać, a ja stałam się nieproszonym gościem w domu, który kiedyś był mój.

Gdy urodziła się ich córka, Zosia, wszystko stało się jeszcze trudniejsze. Kinga całkowicie zawładnęła Karolem: on pracował, utrzymywał rodzinę, a w domu spełniał każde jej życzenie. Wymyśliła też pretekst, by zabronić mi widywać wnuczkę. „Zosia ma alergię przez twoje koty — oświadczyła. — Przynosisz sierść na ubraniach, dziecko przez to cierpi”. To był absurd, ale Karol jej uwierzył. Sam poprosił, żebym nie przychodziła, patrząc w ziemię: „Będę wpadał do ciebie od czasu do czasu”. Te słowa ciąły mnie jak szkło. Mój syn, którego wychowałam, stał się obcy, posłuszny kobiecie, która odgradza go ode mnie.

Teraz Karol odwiedza mnie ukradkiem, jak złodziej. Rozmawiamy przez pół godziny o błahostkach, unika mojego wzroku, po czym ucieka, byle tylko nie spóźnić się do Kingi. Zosi prawie nie widuję — tylko na przedszkolnych występach, pod czujnym okiem synowej, która nie pozwala nam się przytulić. Już teraz w oczach wnuczki widzę ten sam chłodny błysk, co u jej matki, i to mnie przeraża. Moje serce pęka z tęsknoty — tracę nie tylko syna, ale i wnuczkę.

Chcę to zmienić, ale nie wiem jak. Kinga zbudowała mur, którego nie da się przebić. Karol, mój chłopiec, stał się jej marionetką, a ja — zbędnym dodatkiem. Grażyna miała rację: za bardzo go chroniłam, teraz nie potrafi mi się przeciwstawić. Ale jak to naprawić, nie burząc jego rodziny? Każda jego ukradkowa wizyta to tylko przypomnienie, iż go utraciłam. Żyję z tą raną, marząc, by przytulić Zosię, porozmawiać z synem jak dawniej, ale Kinga stoi między nami jak nieprzenikniona ściana. Boję się, iż ta przepaść pozostanie na zawsze.

Idź do oryginalnego materiału