Tylko anonimowo mogę przyznać się do tego, co dziś napiszę. Tak mnie to wszystko przytłoczyło, iż już nie mam sił. Jestem gotowa na krytykę, ale wydaje mi się, iż mamy dzieci, które nagle „dorosły”, mnie zrozumieją.
Rodzisz dziecko, wychowujesz je, rozstajesz się z jego ojcem, bo już nie możesz znieść jego ciągłych imprez. Starasz się, żeby dziecko nie czuło się pokrzywdzone, pracujesz na dwóch etatach, stoisz przy kuchence, jakby to była trzecia zmiana. Kupujesz telefony, opłacasz szkołę, a potem słyszysz:
– Mamo, Zosia będzie mieszkać z nami.
Z kim „z nami”? W naszym małym mieszkaniu o powierzchni 44,2 metra kwadratowego? Mam teraz „cieszyć się” obecnością dziewczyny, bo zamieszka w pokoju syna? A może będzie tam też jadła i się kąpała? Czy teraz mamy dwie gospodynie w jednym domu?
Syn ogłosił mi tę nowinę z taką radością, jakby oczekiwał, iż uśmiechnę się od ucha do ucha, zacznę skakać z radości, a może choćby pobiegnę zwolnić miejsce w szafie dla Zosi.
Zosia to dobra dziewczyna, ale to nie znaczy, iż chcę, by ktoś mieszkał z nami. jeżeli syn uważa się za dorosłego, niech weźmie kredyt albo wynajmie mieszkanie! Dlaczego to ja mam się martwić o oszczędności Zosi, która nie będzie płacić za wynajem? Moje nerwy nic nie znaczą?
Takie właśnie miałam myśli, ale ostatecznie pozwoliłam Zosi zamieszkać. Przecież syn ma swoją część w mieszkaniu, więc może kogoś przyprowadzić. Kłamię, a obiecałam pisać prawdę. Po prostu koleżanki skrytykowały mnie, iż nie myślę o dobru syna. „Co z ciebie za matka?” – usłyszałam.
Teraz wracam do domu i wszystko mnie drażni. Już od progu. Buty w korytarzu – pełno ich. Na kuchence brudno, bo Zosia coś gotowała. Cóż, wykorzystała produkty, które kupiłam. Nie żałuję pieniędzy, ale co mam zrobić, gdy w trakcie gotowania nagle okazuje się, iż zabrakło mąki? A te ciągłe kolejki do łazienki?
Przyznaję: chciałabym, żeby Zosia się wyprowadziła. Nie potrzebuję kolejnej gospodyni w tym domu.
I wpadłam na pomysł: a co, jeżeli przyprowadzę do domu mężczyznę? Przez te wszystkie lata troszczyłam się o syna i ukrywałam, iż sama mam relację. Może mój partner powinien spakować walizki i zamieszkać z nami? Ma swoje mieszkanie, ale interesująca jestem, jak nam wszystkim będzie się żyło na 44,2 metra kwadratowego.
Takie nietypowe wyznanie do mnie dotarło. Jako mama małego chłopca nie potrafię sobie wyobrazić siebie w roli autorki tego listu, dlatego czekam na wasze komentarze.
Co o tym myślicie, drodzy czytelnicy? Może wasze dzieci są już na tyle dorosłe, iż mieliście podobną sytuację? Czy potrafiliście dogadać się z partnerami waszych dzieci pod jednym dachem? Czy kobieta ma prawo wyprosić Zosię?