Syn moja teściowa zdradziła — po tym stał się kimś innym

newsempire24.com 3 dni temu

Synowa zdradziła mojego syna – od tamtej pory stał się innym człowiekiem. Nie wiem, jak go z tego wyciągnąć. Nie wiem, jak pomóc, gdy serce matki rozpada się z bólu i bezsilności.

Mój syn, Kacper, urodził się z prawdziwej, silnej miłości. Razem z jego ojcem daliśmy mu wszystko: siłę, czas, nadzieję, młodość. Wychowaliśmy go na uczciwego, dobrego, wrażliwego człowieka. Jedyne, czego pragnęliśmy, to żeby dorósł, znalazł sobie dobrą dziewczynę, założył rodzinę i dał nam wnuki. Zwykłe ludzkie szczęście, nic więcej.

Ale wszystko poszło zupełnie inaczej.

Trzy lata temu, gdy Kacper miał zaledwie dziewiętnaście lat, związał się z kobietą, która mogłaby być jego starszą siostrą. Rozwódka, z dzieckiem, z trudną przeszłością i, jak się później okazało, jeszcze trudniejszym charakterem.

Do dziś nie mogę spokojnie wspominać, jak dowiedziałam się, iż ona nie może mieć dzieci. Kacper wtedy tylko powiedział: „Mamo, nie licz na cud.” Zamarłam, jakbym straciła grunt pod nogami.

Biegałam po mieszkaniu, płakałam, błagałam męża, żeby porozmawiał z Kacprem. A on tylko milczał, paląc jednego papierosa za drugim. W końcu rzucił: „Jeśli będziemy się sprzeciwiać, stracimy go.” Ulegliśmy. Przyjęłam tę kobietę – dla syna.

Ale była zbyt sprytna. Bystra, przebiegła. Nieraz widziałam, jak flirtuje z innymi, słyszałam podejrzane rozmowy, zauważałam jej dziwne zniknięcia. Ale przed Kacprem grała słodką i uległą – głaskała go po policzku, uśmiechała się. A on jej wierzył. Nie mnie – jej. Swojej matce – nie, a jej – tak.

Aż pewnego dnia mieliśmy z mężem jechać do znajomych do sąsiedniego miasta. Już staliśmy na dworcu autobusowym, gdy nagle zorientowałam się, iż zapomniałam biletów. Pobiegłam z powrotem do domu. I nagle widzę – pod naszym blokiem stoi obcy samochód.

Nie zadzwoniłam. Miałam klucze w torebce, więc cicho weszłam do środka. Jakby serce już wiedziało, co znajdę.

W sypialni, na naszym łóżku, zobaczyłam ją. Z jakimś typem, który, jak się potem okazało, tydzień wcześniej wyszedł z więzienia. Cała okolica już żałowała, iż wrócił. A ona przyprowadziła go do domu mojego syna. Zamarłam.

Wiedziałam, iż jeżeli po prostu mu opowiem, Kacper mi nie uwierzy. Więc skłamałam. Zadzwoniłam do niego do pracy – wtedy pracował w pobliskiej kawiarni – i powiedziałam, iż stoję pod drzwiami, bo zgubiłam klucz. Niech przyjdzie i otworzy. Chciałam, żeby na własne oczy zobaczył, kim naprawdę jest ta, którą nazywał żoną.

Przyszedł szybko. Otworzył drzwi, wszedł i… koniec. Ani słowa, ani krzyku. Tylko usiadł na podłodze i płakał. Jak dziecko. Jak ten mały chłopiec, którego kiedyś kołysałam na rękach. Powtarzał tylko: „Dlaczego…?”

Od tamtego dnia już nie jest sobą. Jak cień. Nie śmieje się, nie żartuje, nie rozmawia. Chodzi, jakby był pod wodą. A ona wciąż z nim mieszka. Uśmiecha się, kłamie, udaje, iż nic się nie stało. A on – powoli umiera.

Czasem myślę: może źle zrobiłam, otwierając mu oczy? Może lepiej by było, gdyby dalej żył w złudzeniu? Ale potem przypominam sobie – nie zasługuje na takie kłamstwo. Nikt nie zasługuje. Niech boli, ale niech wie prawdę. Lepiej cierpieć świadomie, niż być zdradzonym i o tym nie wiedzieć. To tysiąc razy gorsze.

I teraz tylko jedno sobie życzę – żeby mój syn znowu zaczął żyć. Żeby umiał odejść. Żeby znalazł kogoś prawdziwego. Bo jest dobry, czysty, wartościowy. Nie po to go wychowałam, żeby patrzeć, jak kobieta z brudną duszą depcze mu serce.

Idź do oryginalnego materiału