Siedziałam w naszej ciasnej kuchni w Łodzi, ściskając zimną filiżankę herbaty, gdy łzy frustracji napływały mi do gardła. Z mężem, Piotrem, mieliśmy dwoje dzieci i wydawało się, iż mamy wszystko – przytulny dom, samochód, stabilne dochody. Jednak nasze szczęście rozpadało się z powodu jego siedemnastoletniego syna z pierwszego małżeństwa, Kacpra, który mieszkał z nami. Często bywał u matki, ale coraz częściej zostawał u nas, zamieniając moje życie w koszmar.
Kacper był jak drzazga w sercu. Traktował mnie jak służącą, rozrzucał swoje rzeczy, zostawiał brudne naczynia, a na moje prośby o pomoc tylko przewracał oczami. Najgorzej było, gdy dokuczał mojemu czteroletniemu synowi, Jakubowi. Widziałam, jak dał mu klapsa tylko dlatego, iż chłopiec przypadkiem dotknął jego telefonu. Moja dwuletnia córeczka, Zosia, spała z nami w sypialni, bo w naszym dwupokojowym mieszkaniu nie było miejsca na jej łóżeczko. Gdyby Kacper wyjechał do matki, moglibyśmy urządzić pokój dla naszych maluchów.
Ale Kacper nie miał zamiaru wyjeżdżać. Jego szkoła była tuż obok, więc mieszkanie z ojcem było dla niego wygodniejsze. Całe dnie spędzał przy komputerze, krzycząc w słuchawki, przez co Jakub nie mógł zasnąć. Byłam wykończona – gotowałam, sprzątałam, zajmowałam się dziećmi, a on choćby palcem nie kiwnął, żeby pomóc. Jego obecność była jak ciemna chmura, która wisiała nad naszym domem, zatruwając każdy dzień.
Próbowałam rozmawiać z Piotrem, błagałam, by wytłumaczył synowi, iż lepiej będzie mu u matki. Jego była żona, Ewa, mieszkała sama w przestronnym trzypokojowym mieszkaniu. A my we czworo tłoczyliśmy się w dwupokojowym, gdzie każdy kąt krzyczał o braku miejsca. Czy to sprawiedliwe? Gdyby Kacper chociaż dobrze traktował moje dzieci, ale on je ignorował i poniżał. Jakub, patrząc na niego, zaczynał być opryskliwy i kapryśny, naśladując starszego brata. Bałam się, iż mój syn wyrośnie na takiego samego nieczułego i bezczelnego człowieka.
Piotr nie chciał nic zmieniać. „To mój syn, nie mogę go wyrzucić” – powtarzał jak mantrę, nie widząc, jak jego słowa mnie ranią. Kłóciliśmy się o Kacpra niemal dKażdy dzień wydawał się walką, a ja powoli uświadamiałam sobie, iż czasem trzeba odpuścić, by zachować resztki spokoju dla siebie i swoich dzieci.