Maria Stankiewicz od dawna nie była nastolatką, a jednak do trzydziestki nie udało jej się stworzyć własnego domu ani założyć rodziny. Po studiach musiała wrócić do rodzinnej wsi pod Krakowem, żeby opiekować się chorą mamą i pomóc przy pracach w ogrodzie. To, iż nie zamieszkała w wielkim mieście, nie wynikało z lenistwa czy braku ambicji, ale z konieczności – dom i obowiązki pochłaniały wszystkie jej siły.
Ponowne małżeństwo Szymona
Kiedy Maria miała sześć lat, jej rodzice rozwiedli się, a ojciec wyjechał do Warszawy. Mimo to ojciec zawsze utrzymywał z nią kontakt – dzwonił kilka razy w tygodniu i zapraszał ją, gdy studiowała w stolicy. Co jakiś czas podrzucał dziewczynie pudełko pełne książek albo słodyczy, a często przyjeżdżał razem z mamą, żeby pomóc przy remoncie. Ich więź przetrwała wszystkie lata rozłąki.
Kilka lat temu ojciec znalazł wreszcie miłość – ożenił się z Pauliną, wychowawczynią akademika w Krakowie. Maria była zadowolona, iż tata ułożył sobie życie, choć nie od razu mogła polubić jego żonę. Paulina miała w sobie dumę i elegancję, przez co od razu dała do zrozumienia: „Jestem inna niż mój poprzedni mąż czy córka”. niedługo Maria stała się świadkiem, jak ojciec coraz rzadziej dzwonił i nie zapraszał jej do mieszkania w centrum. Wszystko przez Paulinę i jej uporządkowane przyzwyczajenia.
Pierwsze odwiedziny
Pewnego słonecznego ranka pod koniec listopada Maria postanowiła pojechać do Warszawy na targ. Nie było łatwo z pogodą, a droga zajmowała kilka godzin, ale w końcu znalazła wolny autobus. Kiedy dotarła pod adres syna, zadzwoniła domofonem i weszła do niewielkiego mieszkania na piątym piętrze. Na korytarzu wyczuwała zapach stęchlizny – jeszcze nie zdążyła zdjąć kurtki, a już zrozumiała, iż „gościna” to nie jest ich mocna strona.
W kuchni płytkie blaty uginały się pod piętrzącym się stosikiem nieumytych talerzy, a wokół panuje chaos: ubrania porozrzucane, torebki rozsypane na podłodze, a w kącie stoją walizki. Skrzypiące drzwi otworzyła jej synowa – Katarzyna, energiczna dziewczyna o rozczochranych włosach i zawsze zabrudzonych dżinsach. Powitała Marię uśmiechem i zaprosiła do kuchni. Bezradna, choć wciąż życzliwa, Justyna (taką przybrała polskie imię dawniej Olya Stepanovna) westchnęła ciężko: przecież zawsze znała Szymona jako pedanta, a teraz widziała, jak zaniedbanie synowej odbija się również na jego życiu.
– Szymon jeszcze nie wrócił z pracy – powiedziała Katarzyna, nalewając wody do czajnika. W jej głosie było coś na kształt winy, ale i przekory. – Postanowiliśmy się wybrać w weekend w Tatry – zaczęła opowiadać dalej. – Wróciliśmy wczoraj późno, potem poszliśmy na kurs malarski w centrum…
Maria słuchała, nie bardzo wierząc własnym uszom. W głowie roiło się od obrazów: „Mąż pracuje po dwanaście godzin dziennie, a żona w tym czasie zapomina o tym, iż są sprawy ważniejsze niż malowanie pejzaży”. Nie wiedziała jeszcze, jak bardzo ta wizyta wywróci jej dzień do góry nogami.
Burzliwa rozmowa z synem
Szymon wrócił nad ranem, zmęczony i zirytowany. Zobaczył matkę przy filiżance zimnej herbaty w bałaganie, który zapanował w kuchni, i od razu wyciągnął rękę w stronę futerału od garnituru – prawdziwego powodu ich ostatnich sporów.
– Zobacz, mamo, na co trafiam po powrocie – zaczął zirytowany. – Paulina zaraz będzie marudzić, iż nie mam czystego krawata. A kotłuję się tam, bo muszę latem wyjechać na konferencję do Berlina, a o koszuli czy garnitur trzeba zadbać!
Justyna skłoniła głowę nieco w bok i powiedziała spokojnie:
– Posłuchaj mnie, Szymonie. Nie zrozum mnie źle, ale ciężko mi patrzeć na to, jak narzekasz, mając pod dachem kobietę, która stara się w tym bałaganie cokolwiek ogarnąć. Katarzyna może nie jest wzorem porządku, ale przecież i ty nie spędzasz całego dnia nad odkurzaniem podłóg. Sztuka kompromisu polega na tym, by uszanować czyjeś słabości.
Szymon popatrzył na matkę z niedowierzaniem – przecież liczył na jej wsparcie, a tu usłyszał coś zupełnie innego. Westchnął ciężko i zakończył:
– Ale to moje ubrania, mamo. Przecież musisz przyznać, iż marka i jakość mają znaczenie.
– Być może – odparła Justyna. – Jednak od dnia, w którym zdecydowałeś się ożenić, wiedziałeś, iż wybrałeś dziewczynę, dla której bałagan to codzienność. jeżeli chodzi o koszulę, umyj, wyprasuj i złóż sam. Katarzyna pracuje tak samo jak ty, a Maja – wasza suczka – to też jej obowiązek.
Rzuciła w jego stronę spojrzenie, które nie zostawiało złudzeń: „Przemyśl, co naprawdę jest ważne”. Szymon nie wiedział, co odpowiedzieć; zirytowany, poszedł do pokoju i zamknął drzwi.
Przemyślenia matki
Zanim Justyna wsiedła do autobusu, czekała na nią cenna chwila refleksji. Przyjrzała się słoikowi dżemu, który zamierzała podarować Katarzynie – podarunek od rodziców owej młodej kobiety. Raz jeszcze pomyślała o własnym małżeństwie sprzed lat: jej pierwsza przygoda z ojcem Szymona rozpadła się, gdy po narodzinach dzieci mąż zamienił wygodne życie na remonciki i niedopatrzenia. Gdzieś w pamięci pobrzmiewało echo trudnych chwil, gdy to ona sama musiała w nocy przewracać się wśród stert narzędzi, podczas gdy on z kolegami pił piwo.
Widząc syna w podobnej sytuacji, doskonale rozumiała, iż czasem to nie brak porządku w mieszkaniu jest głównym powodem konfliktu, ale egoizm jednej strony. choćby gdy mąż – przyszły ojciec Szymona – z zewnątrz wydawał się porządnym człowiekiem, w rzeczywistości ufał, iż żona wykona za niego wszelką pracę domową.
Decyzja o wsparciu Katarzyny
Kilka tygodni później do Warszawy zawitały mroźne wiatry, a Paulina wciąż narzekała, iż Szymon nie potrafi zadbać o dwa garnitury. Maria usłyszała w korytarzu odgłosy podnoszonych tonów – tym razem doszło do poważniejszego spięcia. W drzwiach stanął syn z walizką i wykrzyczał:
– Podaj mi papiery rozwodowe! Dziękuję za wszystko, ale w Twoim domu nie da się już dłużej mieszkać!
Maria, słysząc to, zrozumiała, iż syn zapomniał, jak w młodości walczyła o jego dobre wychowanie. Wiedziała, iż gdyby wtedy sama „weszła w jego życie” z pretensjami, nigdy nie zdobyłaby jego zaufania. Teraz wyciągnęła z torebki słoik dżemu i poczekała, aż w głowie Szymona ucichną wszystkie słowa. Kiedy wreszcie pochylił głowę, powiedziała:
– “Szymonie, wyobraź sobie, iż znalazłam w mieszkaniu kubek, który odładowałam zaraz po tym, jak wczoraj pojechaliście w Tatry. Wiesz, co to oznacza? Oznacza to, iż Katarzyna wstała przed tobą, wlała gorącą wodę do czajnika i ustawiła na stole kromki chleba. Ty pewnie spałeś jak suseł, bo jesteś na szkoleniach za granicą cały dzień, a ona zadbała o ciebie, zanim jeszcze sam wstałeś. A ty zagarnąłeś jej wiarę w to, iż kiedyś się zmieni.”
Pojednanie i nowy początek
Te słowa spadły na Szymona jak kubeł zimnej wody. Zrozumiał, iż w ciągu kilku lat uczynił z Katarzyny zrzutkę własnych frustracji zamiast wspólnie rozwiązywać problemy. W milczeniu schował walizkę do szafy i wyszedł do kuchni – dopiero tam po raz pierwszy ją przeprosił.
– „Masz rację, mamo. Zbyt wiele wymagałem od niej, zamiast samemu wziąć odpowiedzialność. Nie mam prawa odwrócić się od Katarzyny tylko dlatego, iż jej porządek różni się od mojego.”
Paulina stanęła w drzwiach z pustą herbatą i wzięła w dłonie słoik dżemu, który podarowała jej teściowa. Spojrzała na niego z wdzięcznością, po czym uśmiechnęła się do Szymona. Wspólnie włączyli czajnik i usiedli przy stole, rozmawiając długo i szczerze.
Od tamtego dnia Katarzyna przestała być dla syna tylko „tą niechlujną żoną”. Zyskała szacunek za swoje starania i obietnicę, iż Szymon nauczy się sprzątać swój garnitur, jeżeli tylko będzie on tego potrzebował. A Maria z dumą spojrzała na rodzinę, która wreszcie postanowiła przestać się wzajemnie osądzać, a zacząć szanować różnice.