Agnieszka przyszła w odwiedziny do swojej przyjaciółki. Znajomość ze studiów, przyjaźń od lat. Były urodziny, wszystko było cudownie, pięknie, po prostu idealnie. Duże mieszkanie, cztery przestronne pokoje. W salonie nakryty stół – ile tam pyszności! Ser płakał złotymi łezkami, prawdziwy holenderski z dziurami. Wyborna kiełbasa, ziarnista, z białymi kropelkami tłuszczu. Pieczona ryba, mięso z rożna – właśnie testowali nową piekarnik! Małosolne pomidory, chrupiąca kapusta z czosnkiem. Słodkości, ciasta… Nie stół, a prawdziwy holenderski martwa natura.
Goście wspaniali – rodzina, znajomi z pracy. Wszyscy szczerze gratulują, wznoszą toasty. Muzyka leci cicho w tle. Na półkach porcelanowe figurki, w oknach piękne zasłony, na podłodze miękki dywan w kwiaty, który tłumi odgłosy… Wszyscy jedli z apetytem.
Mąż solenizantki podarował żonie elegancki pierścionek z brylancikiem. W końcu okazja – pięćdziesięciolecie! Dzieci serdecznie winszowały mamie. Wnuczek ucałował babcię… Dla wszystkich starczyło miejsca. Wszyscy byli zadowoleni i szczęśliwi.
Później choćby tańczyli. Gospodarze specjalnie opróżnili jeden pokój. Lekko rozgrzani jedzeniem i winem goście kręcili się powoli w rytm piosenek z młodości. Agnieszkę zaprosił do tańca przystojny mężczyzna, kolega męża jubilatki.
Agnieszka tańczyła. Policzki się zaróżowiły, włosy rozpuściły – tańczyła przepięknie. Jak za dawnych lat. A on uśmiechał się, mówił komplementy. Nic więcej, ale było miło. Po prostu przyjemnie posłuchać miłych słów.
Ale potem Agnieszka spojrzała na zegarek i ocknęła się. Trzeba wracać. Nie iść, ale biec. Już późno. Trzeba podać leki teściowej, umyć ją, mąż sam nie da rady. I ugotować obiad na jutro – Agnieszka idzie do pracy po południu, ale rano czeka mnóstwo spraw. Potem wróci mąż, on też ma swoje problemy. Gdy w domu jest chory, pracy nigdy nie brakuje. A pieniędzy ciągle mało. Mąż stracił pracę, wydawnictwo się zamknęło. Na razie dorabia za grosze. Trzeba spłacać kredyt, synowi padł biznes. I jeszcze odwiedzić synową w szpitalu, już drugi tydzień leży z dzieckiem.
Teściowa zostanie z opiekunką. A wiecie, ile teraz kosztuje godzina pielęgniarki? No właśnie. Potrzebne są pieniądze. Będzie trzeba w nocy usiąść do komputera, popracować, żeby potem opiekunka mogła zostać z chorą…
Te myśli nagle wdarły się do głowy. Agnieszka gwałtownie się ubrała – nikt jej nie zatrzymywał. Impreza trwała. Przyjaciółka przytuliła ją na pożegnanie. Zawsze pomagała! Ale ma swoje życie, swoje święto. Swojego męża. Swoje dzieci. A Agnieszka musiała wracać do domu. Do swojego życia.
I poszła na przystanek, gdzie zimny, przejmujący deszcz gwałtownie postawił ją na nogi. Przez moment pomyślała: wrócić. Wrócić tam, gdzie ciepło, gdzie stół zastawiony jedzeniem, gdzie gra muzyka, gdzie wszyscy są tacy mili i serdeczni.
Gdzie można rozmawiać nie o chorobach i pieniądzach, nie o kłopotach i zmartwieniach, ale o filmach. Wspominać śmieszne historie z młodości. Śmiać się z dowcipów. Albo tańczyć powoli, w ramionach sympatycznego mężczyzny…
Ale Agnieszka wsiadła do zimnego autobusu i pojechała do domu. Weszła do swojego małego mieszkania – powitał ją zapach choroby. Choć sprzątaj i wietrz ile chcesz, on nie znika. Zapach nieszczęścia – trudno go opisać. Ale jest. I czuć też spaloną kaszą, znowu nie dopilnował. Potem garnek trudno doczyścić…
Zmęczony mąż od progu zaczął mówić, co lekarz przepisał jego matce. I jemu też. Trzeba się jutro zapisać do innego specjalisty, wyniki nie najlepsze.
Mieszkanie wydało się Agnieszce ciasne, ciemne, przesiąknięte chorobą, biedą, pechem. Mąż stał przed nią postarzały, posiwiały – niemal staruszek. Żarówka w żyrandolu się przepaliła. Światła jakby ubyło. Wszędzie pudełka z lekami, opakowania nowych prześcieradeł i pieluch, wielka torba z używanymi – trzeba wynieść do śmietnika…
To był taki kontrast z tamtym szczęśliwym domem, iż AgnAgnieszka westchnęła cicho, pocałowała męża w policzek i ruszyła w stronę łazienki, by przygotować kąpiel dla teściowej – bo choć życie bywa ciężkie, to przecież jej dom, jej ludzie i jej miłość były warte każdego zmęczenia.