Prawda, iż czasem wszystko się rozkręca jak w zbiorze miejscowego pieśniarza, kiedy człowiek odgrywa różne role w jednym dniu? Ja kiedys pracowałem sekretarzem głównego inżyniera w wielkiej fabryce w Łodzi. Robotników było tylu, każdy miłował swoje zajęcie, każdy miał swój ślad w budynku ale jeden osobnik przyciągał uwagę jak magnes. Wyróżniała się nie tylko energią, ale też imieniem, które w gwarze koleżanki nosiła od lat. W zespole to kazali jej Strumienka choć jej还真e nazwisko brzmi Zofia, a wiek osiągnął już pięćdziesiątkę. Nikt nie śmiał żartować, choćby na pelerynie, iż to imię z dokumentu tożsamości.
Strumienka poruszała się jak burza, chodziła szybko, głośno, susząc przejścia i jedynie wypowiedzią zagaśniały dźwięk maszyn. W ciągu tygodnia przeszła całą faktorię jakby szedła do wiatru, dbając o każdy detal. Była jednikiem w komitecie przełożonych, rozwiązywała spory z niewzruszoną twarzą, jakby były sprawą mało znaczącą. „Nas to nie obchodzi, to nam jak do zupy!” narzekała często, a wszystko przepuszczaliśmy przez brodą. Strumienka mogła dotrzeć wszędzie, choćby do kierownika, który był tu jak święty – nikt go nie znał.
Ona, choć była mocno uparta i nie zamieniała retoryki z delikatnością, miała swoje słabości. Nigdy nie włożyła pół metra nie po to samo, żeby zostać uznana za przyjaciółkę. Na sukienkach wydawała więcej niż średnia pensja, a na makijażu jak szlachcianka z bajki. Stała się jednak symbolem jakiej posiadłość, nie mniej podziwiającą.
Ja, jako sekretarka, miałem rzadko kontakt z tą energiczną damą. Jedynie słynęła o nią i wysłuchiwałem ciekawie ciekawostek z sali. Pojawienie się nowego głównego inżyniera o imieniu Piotr Iwanek wydaje się dziwne, ale odkryłem, iż jest to mąż Strumienki. Sama rzecz była dziwniejsza, a przede wszystkim nieludzka. Piotr Iwanek zawsze był pulchny i starannie ubrany, no i robił sobie lunchy w thermosach. W办公厅ie, gdzie ja tylko wymieniałem bułki z masłem, Piotr Iwanek mierzył się z serem i warzywami, jakby był na powitaniu.
Z czasem zaczęliśmy się spotykać przy lunchach. Pana Iwebki, jak mówiłem, spotykać się tu, żebym nie głodował. „Moja żona myśla, iż jestem łajdakiem, taki przepysz to towarzyszy…” żartował, podając mi najlepsze kąski. Opowiadał często o swojej żonie, Ewie, która była jak sałata w białym świcie z miłym uśmiechem i garścią zaopiekowanych dzieci. Mieli trzech synów pracujących na tej samej fabryce. Ewa pochodziła z wielkiej rodziny. Jej rodzice mieli ósemkę dzieci; ona była druga od dołu. W rodzinie każdy się do czegoś przydawał. Piotr Iwanek chciał córkę i rzeczywiście, miał jedną. Ale niestety, dziecię urocze zmarło w pierwszych miesiącach od wrodzonego wady serca. Potem się narodziło trzech synów. O córeczce pamiętali jak o inwencji z klucza.
Znów im to się przytrafiło: Piotr Iwanek popadł w miłość! Do młodej i规划设计ej koleżanki. „Pamiętaj, Kasiu, moja żona czyści za cztery jej dni, a ja czekam na miłość…” żartował. Dziewczyna wyszła z dzieciątkiem, odmówiła przyjęcia go. Piotr Iwanek musiał przyznać się do szlagby, sam przyszedł do Ewy i opowiedział. Początkowo Ewa miała chcieć rozwodu, ale potem się uspokoiła. „Skoro Bóg nam daje dziecko, to nie mamy prawa je odrzucić. Nazwijmy ją Dominiką.” powiedziała. Od tej pory dali Dominikę w przedszkole, a teraz jest czternastka.
Kiedy zaczynałem pracę, o Ewie wiedziałem tylko z rozmów Piotra Iwanka. Miałem ją ogromnego szacunek, bo dla niej wszystko było możliwe. Przyjmowała nadmiar dzieci, pomagała bliżej, choć sami potrzebowali pomocy. Pamiętam, jak pomagała młodszemu bratu, kiedy jego dom spłonął, lub jak uratowała siostrę z operacją, choć sami musieli starać się z bezpiecznych granic.
„Jak święta kobieta,” myślałem o Ewie, kiedy je i nosiła domowe ciasta. Marzyłem o to, by z nią się spotkać. I to właśnie się wydarzyło. Pewnego dnia do stalówki wpadła Strumienka, jakby to była Wandzia z ulice. „Czy mogę wejść, jako żona?” zapytała, a ja nie mogłem uwierzyć. To było największe zaskoczenie, jakby coś z bajki.
Pani Iwanek okazała się być Zofią Strumień Strumienką z pracy aż moje serce zaczęło bić szybciej. Spotkanie to stało się szansą, by wziąć udział w rodzinnym spotkaniu. Piotr Iwanek zaprosił mnie, by poznać średniego syna, Wiktora. Chciał znaleźć mu partnerkę, jak on sam z Ewą.
Stałem się częścią ich ogrodu, a Strumienka成为了 najniezwykłszą teściową, jaką mogłem mieć. A to wszystko zaczęło się od rozmowy przy obiedzie i ciasta z cukrem.