BRZEG
Późnym popołudniem zmęczony dzik Absur doszedł do brzegu absurdu. A za tym brzegiem przepaść bez dna.
Stanął przed nią i westchnął.
- Skoczyć, nie skoczyć?...
Skoczył.
Ale tam było lustro z grubego szkła. Nie pękło.
Poszedł więc dalej, w stronę zielonego lasu, aby się przespać.
- Zieleń dla absurdu najlepsza - pomyślał. - I sen…





