Stanisław Tymiński: Ewka

goniec.net 1 miesiąc temu

Ewa szła brzegiem drogi z małym tobołkiem w ręku oddalając się od domu, gdzie rządziła okrutna macocha. Jej ojciec zmarł na atak serca i niebyło komu jej bronić. Była głodna i zmęczona z małym tobołkiem w ręku, gdzie miała trochę ubrania i butelkę wody do picia. Niektóre samochody zwalniały przy niej z pytaniem czy chce podwózkę, ale odmawiała z powodu braku zaufania do obcych ludzi. Kiedy przeszła ponad 20 kilometrów nogi odmówiły posłuszeństwa i wycieńczona usiadła na brzegu szosy. Pod koniec lata był to ciepły dzień, na bezchmurnym niebie świeciło sierpniowe słońce tworząc wyraziste cienie. Zieleń już rudziała zmęczona latem i brakiem deszczu. Ewa nie miała żadnego planu, po prostu chciała być jak najdalej od macochy.

Kiedy siedziała na poboczu drogi zatrzymał się samochód ze starszym małżeństwem, którzy na jej widok wysiedli z samochodu. Podeszli do Ewy z troską w oczach, była wyraźnie biedna i zmęczona. Z powodu zmęczenia i głodu z trudnością odpowiadała na ich pytania.
Po krótkiej rozmowie między sobą Jan i Magda Markowscy zaprosili Ewę do swojego domu, aby u nich spędziła choć jedną noc. Mieli duży dom na przedmieściu Warszawy. Ewa była zażenowana tym zaproszeniem, ale zmęczenie i głód przekonało ją do wejścia do samochodu.

Po dwóch godzinach jazdy Markowscy dotarli do swojej rezydencji.
Dom Markowskich był otoczony dużym ogrodem, gdzie rosło wiele kwiatów i ozdobnych krzewów. Dom przy wejściowych schodach zdobiły wysokie kolumny, które sprawiały wrażenie dworu. Wnętrze domu było konserwatywne, meble głównie dębowe. Na ścianach wiele obrazów i fotografii rodziny Markowskich oraz ich przodków.

Ewa dostała na wypoczynek własny pokój z oknem na ogród. Pani Markowska gwałtownie przyniosła szklankę mleka i dużą kanapkę z szynką i żółtym serem. Oczy Ewy w odpowiedzi napełniły się łzami wdzięczności. Po zjedzeniu kanapki Ewa w łazience obmyła ręce i twarz i z przyjemnością położyła się w wygodnym łóżku, gdzie spała do samego rana.
Kiedy przyszła do kuchni Markowscy czekali na nią ze śniadaniem. Kuchnię wypełniał zapach jajecznicy i smażonej kiełbasy. Na stole kusił chleb z masłem. Twarz Ewy rozjaśniła się na widok apetycznego stołu i gwałtownie zajęła się jedzeniem. Kiedy skończyła jeść Markowscy usiedli przy niej z kawą na rozmowę.

W krótkich słowach zaproponowali jej pracę służącej z dobrą pensją, mieszkaniem i wyżywieniem. Markowscy byli wiekowi, potrzebowali pomocy młodej osoby. Ewa zdumiona hojnością oferty gwałtownie się na nią zgodziła, czuła się bezpieczna w ich domu. Jej praca nie była wymagająca, nikt jej nie zmuszał do wielkiego wysiłku. Nie tylko zajęła się domem ale także pomagała w pielęgnacji ogrodu, co tak naprawdę było dla niej wypoczynkiem. Jedynie musiała uczyć się gotowania bardziej skomplikowanych dań, aby lepiej dogodzić Markowskim. Była im wdzięczna za dach nad głową i możliwość pracy. Nie wydawała dużo pieniędzy na siebie, a więc mogła dużo oszczędzać.

Po pewnym czasie jej praca stała się rutyną i miała więcej czasu dla siebie. Postanowiła zapisać się na kursy wieczorowe oferowane przez pobliską szkołę. Wybrała kursy języka polskiego, obsługi komputera i podstaw księgowości. Ewa była bystra i z łatwością zdała te kursy. Dlatego zdecydowała się zapisać na kolejne kursy związane z działalnością inwestycyjną na giełdzie. Wierzyła, iż ​​giełda oferuje największe możliwości pomnażania kapitału. Założyła choćby rachunek maklerski, ale mając niewielkie oszczędności, ćwiczyła kupowanie i sprzedawanie akcji, udając, iż najpierw uczy się zarabiać. Była gotowa zainwestować pieniądze, gdy jej konto szkoleniowe przyniosło ponad milion złotych zysku.
Rodzina Markowskich była żywo zainteresowana jej postępami w nauce i zyskami na giełdzie. Poprosili ją o zainwestowanie 100 000 dolarów ich kapitału. Ewa podwoiła ich pieniądze w ciągu dwóch miesięcy. Kiedy Markowscy opowiedzieli o tym sąsiadom i znajomym, oni również zaproponowali Ewie zainwestowanie ich pieniędzy na giełdzie. Początkowo Ewa odmówiła pomocy, ale ludzie nalegali, żeby się zgodziła. W krótkim czasie zainwestowała miliony dolarów pod swoją opiekę. przez cały czas jednak utrzymywała rodzinę Markowskich jako służąca. Jej potrawy, które gotowała, były coraz bardziej wykwintne. Kwiaty w ogrodzie rosły coraz piękniej.

Po roku działalności inwestycyjnej Ewa była osobą zamożną. Jej zysk netto wynosił 10 milionów złotych, więc w wieku 20 lat miała bezpieczeństwo finansowe i pewność, iż może polegać na własnych umiejętnościach. Była zadowolona z życia i nie przeszkadzało jej, iż przez cały czas jest służącą.

Ze względu na rosnącą reputację Ewy, kilku mężczyzn wyrażało nią coraz większe zainteresowanie. Młoda kobieta była bogata i atrakcyjna dzięki dużym zyskom na giełdzie. Ewa nie była jednak zainteresowana żadnym romansem, ponieważ odciągałby ją on od intensywnej pracy inwestycyjnej, w którą angażowała się całym sercem i umysłem.
Jednak jeden z mężczyzn, Jan Żytomierski, był człowiekiem upartym.
Jan w wieku 40 lat był korpulentnym, ale przystojnym mężczyzną. Dbał o siebie bo lubił podrywać kobiety, co było jego pasją. W tym celu wynajmował osobny apartament na schadzki, aby zapraszane kobiety, go tam nie nachodziły.

Unikał stałych relacji, ponieważ uważał iż okazyjny seks z kobietami by był tańszy niż małżeństwo. Rzadko kiedy zaproszona kobieta była w jego mieszkaniu ponad 12 godzin.
Jan odziedziczył pokaźny majątek, ale jego styl życia był kosztowny, szukał nowych źródeł dochodu. Kiedy usłyszał o sukcesach Ewy na giełdzie postanowił się z nią bliżej zapoznać. W tym celu pewnego wieczoru przybył do domu państwa Markowskich z pięknym bukietem róż i książeczką czekową.

Chciał ożenić się z Ewą, by po rozwodzie uzyskać połowę wspólnego majątku. Miał kontakty z wieloma kobietami i był pewny swoich uwodzicielskich zdolności. Jego celem było zdobycie co najmniej 10 milionów złotych majątku Ewy.
Jan był ostrożny, ponieważ wiedział, iż miał szeroki zakres dynamiki swojej osobowości. A to dlatego iż potrafił być bardzo zły i bardzo dobry. Normalnie trzymał się pośrodku. Wiedział, iż kobiety boją się mężczyzn z dużą rozpiętością emocji, ponieważ boją się zła, które czasem z nich wychodzi. W prezentacji do kobiet Jan umyślnie przedstawiał się jako mężczyzna z małym zakresem dynamiki swego charakteru.
Państwo Markowscy nie znali Jana, ale zaprosili go do wejścia z powodu jego okazałej prezencji. Jan był ubrany w swój najlepszy garnitur, nową niebieską koszulę i ozdobny krawat. W mankietach koszuli miał srebrne spinki. Nowe buty zostały starannie wypolerowane, uzyskując efektowny połysk. Podobno kobiety dużo uwagi przywiązują do jakości butów.

Siedząc na sofie wyjaśniał, iż słyszał o sukcesach Ewy na giełdach kapitałowych i przyszedł, aby ją poprosić, żeby mu pomogła zainwestować 100,000 złotych jego pieniędzy. Wyjął książeczkę czekową, aby potwierdzić swoją decyzję.
Zawołana Ewa zaczęła schodzić na schodach do salonu. Jan był olśniony jej wyglądem. Mimo iż była bez makijażu i skromnie ubrana na wieczór w domu proste ubranie nie ujmowało jej urody. W wieku 27 lat była bardzo atrakcyjną kobietą. Jej jasne włosy spięte w kok wydłużały jej twarz co w połączeniu z wysokim czołem dawało obraz wysokiej inteligencji. Jej zgrabne ciało ukrywała „domowa” sukienka.
Kiedy Ewa usiadła przy nim na sofie, Jan w krótkich słowach wyjaśnił cel swojej wizyty. Ewa się zamyśliła i odpowiedziała, iż się zastanowi. Po wypiciu filiżanki herbaty Jan opuścił dom Markowskich pełen nadziei. Czekał tydzień i był mocno zniecierpliwiony brakiem odpowiedzi.

Kwota 100 000 złotych stanowiła znaczącą inwestycję, z której zarówno on, jak i Ewa mogli osiągnąć wymierne korzyści.100 000 zł było dla niego i Ewy dużą szansą na zysk. Postanowił Ewę znowu odwiedzić, tym razem z bukietem czerwonych goździków.
Ewa zeszła do salonu ubrana w elegancką sukienkę z lekkim makijażem oczu i delikatną szminką na ustach. Jan uznał to za dobry znak i podwoił sumę pieniędzy na wspólną inwestycję. Ewa skinęła głową na zgodę i Jan jej dał czek na 200,000 złotych. Skasowany czek miał być pokwitowaniem przekazania pieniędzy. Nie mogli zawrzeć pisemnego kontraktu, ponieważ Ewa nie miała uprawnień maklerskich. Mimo tego Jan miał do niej pełne zaufanie. Ewa wyraziła zgodę na dalsze wizyty w celu omówienia inwestycji jego pieniędzy.

Po opuszczeniu domu państwa Markowskich Jan był lekko zaskoczony faktem, iż powierzył Ewie kwotę 200 000 złotych, co stanowiło jedną piątą jego oszczędności. Jak to się zwykle zdarza przeważyła chciwość i desperacja. On sam nie potrafił umiejętnie inwestować. Wiedział, iż do końca życia nie starczy mu pieniędzy.
Po dwóch miesiącach milczenia Ewa zaprosiła go na rozmowę w celu omówienia jego inwestycji. Zysk brutto przekroczył 10% co było dwa razy lepiej w porównaniu do zysku z depozytów bankowych. Jan zaproponował kolację w dobrej restauracji. Ewa wyraziła zgodę chociaż w restauracjach nie bywała.\

Jan odebrał Ewę z domu Markowskich taksówka. Była ubrana w elegancką granatową sukienkę. Jej twarz wyładniała po wizycie w salonie piękności. Głowę zdobiła profesjonalna fryzura. Byli ładną parą i wielu gości spoglądało na nich z uznaniem. Jan był dumny z towarzystwa Ewy i choćby jej to powiedział. Kelner podał kartę dań. Ewa wybrała makaron z sosem Bolognese a Jan makaron z sosem Alfredo. Proste dania, aby jedzenie nie przeszkadzało w rozmowie. Do tych dań wybrali włoskie wino Valpolicela Ripasto Classico. Kolację zakończyli deserem Tiramisu i filiżanką kawy z expressu.
Ale ich prawdziwą ucztą była ożywiona rozmowa przy restauracyjnym stole. Jan był wyraźnie zainteresowany wszystkim co Ewa miała do powodzenia. Ewa dzieliła się informacjami o swoim życiu, a Jan uważnie słuchał i zapamiętywał. Po kolacji Jan podziękował Ewie za blisko 20,000 zł zysku na inwestycji i odprowadził ją taksówką do domu. Na koniec długo trzymał jej dłoń. Ewa z błyskiem z oczach opowiedziała państwu Markowskim o przebiegu bardzo miłej kolacji. Kiedy położyła głowę na poduszce już myślała o następnej.

Jan postanowił zamknąć mieszkanie, w którym spotykał się z kobietami. A to dlatego iż pomimo swego sceptyzmu co do telepatii z powodu znajomości z Ewą nie chciał grzeszyć „myślą, mową i uczynkiem”. Jak nie przez telepatię to mogła uchwycić jego grzechy kobiecą intuicją. Skasował więc apartament schadzek i był zadowolony z tej decyzji. Przypadkowe kobiety były łatwe do zdobycia, ale nudne. Krótkie relacje nie dawały możliwości emocjonalnego czy intelektualnego rozwoju. Tym samym pozbył się kosztów utrzymania dodatkowego mieszkania. A więc była to decyzja na same plusy!
Minęły następne dwa miesiące i Ewa zadzwoniła, aby omówić wyniki inwestycji. Tym razem pojechali na kolację do dobrej francuskiej restauracji. Ewa przyszła ubrana w wydekoltowaną wieczorową sukienkę z małym naszyjnikiem z diamentów. Jej twarz biła pewnością siebie po wizycie w salonie piękności. Wyraźnie była kobietą piękną i zadbaną w każdym szczególe. Jan nie mógł od niej oderwać swoich oczów.
Tym razem zamówili dania bardziej wytworne. Ewa poprosiła o stek filet mignon z sosem Bordelise i warzywami a Jan zamówił Coq au vin, czyli kurczak duszony w czerwonym winie. Do tego butelka czerwonego wina Chateaneuf-du-Pape, rocznik 2019. Na deser była kawa i francuski tort Opera.

Jan i Ewa znowu prowadzili ożywioną rozmowę. Inwestycje Jana Ewa omówiła tylko jednym zdaniem. Zysk na poziomie 20%. Ogólny wzrost z 200 do 300 tysięcy złotych. Jan był jednak wyraźnie zainteresowany szczegółami jej życia, ale także jej marzeniami o przyszłości. Ewa stwierdziła, iż z powodu pracy nie miała czasu w dzieci. Nie było to całkiem prawdziwe, ponieważ czasem marzyła o dwójce dzieci rozweselających jej dom. Stać ją było na zatrudnienie niani, a więc nie byłoby to dla niej macierzyństwo pracochłonne. Skrycie chciała mieć dzieci.

Francuskie wino Chateaneuf-du-Pape jest znane z większej zawartości alkoholu. Gdy Jan zapytał o macierzyństwo, Ewa lekko pijana stwierdziła, iż nie może mieć dzieci, bo jest dziewicą. Jan odpowiedział ze szczerym uśmiechem, iż to żaden problem. Do kawy intencjonalnie zamówił likier Cointreau po czym poczuła się bardziej pijana. Jan zaproponował, aby spędziła noc w jego mieszkaniu, ponieważ nie chciałby ja zobaczyli pijaną państwo Markowscy. Ewa udawała bardziej pijaną niż nią była. interesująca co będzie dalej wyraziła zgodę. Znała ryzyko wizyty w apartamencie samotnego mężczyzny, ale jako iż miała już prawie 30 lat było to czas, aby pozbyć się dziewictwa. Znała Jana ponad sześć miesięcy. Był dla niej miły i godny zaufania. choćby był godny pozbycia się dziewictwa. Niespodziewanie Ewa zaszła w ciążę. Badanie ultra soniczne pokazało siostry bliźniaczki. Urodziły się przez cesarskie cięcie by nie było uszkodzenia mózgu u drugiej dziewczynki w porodowym kanale z powodu braku tlenu. Nazwane Jasia i Kasia noworodki całkowicie zmieniły atmosferę w domu.

W 2008 roku zwalił się rynek pożyczek hipotecznych w USA. Inwestorzy gwałtownie stracili zaufanie do kapitałowej giełdy i akcje wielu firm spadły o ponad 50% wartości. Ewa przewidywała krach, ponieważ giełdy kapitałowe przez długi czas dawały dobre zyski i kiedyś musiało się to skończyć. Dlatego zawczasu sprzedała wiele akcji w swoim portfolio. Zostawiła tylko akcje solidnych firm z rozsądnym stosunkiem ceny do zysku, które płaciły regularne dywidendy, większe of procentów na depozytach bankowych. Dzięki temu miała na koncie dużo wolnej gotówki.

Kiedy wartość większości akcji na giełdzie spadła ponad 50% Ewa zaczęła kupować w myśl zasady, iż kiedy czujesz strach to dobry moment, aby skorzystać z paniki. Tak nagle jak akcje straciły dużo wartości podobnie gwałtownie się podniosły. Ewa znacznie zwiększyła wartość swego majątku. Dysponowała teraz 50 milionami złotych swego kapitału. Zatrudniała na pełny etat księgową oraz sekretarkę, które pracowały w wynajętym pomieszczeniu biurowym.

Kiedy Jasia i Kasia miały 3 lata nagle obie zachorowały na ostrą grypę. Miały wysoką gorączkę i kłopoty z oddychaniem. Musiały być przeniesione do szpitala, gdzie były umieszczone w namiotach zasilanych tlenem. Ewa stała przy nich 24 godziny na dobę. Szpital dał jej łóżko, aby nie musiała wracać do domu. Jan często ją odwiedzał w szpitalu i dbał, aby miała wszystko co jej było potrzebne. Codziennie ucierał dla nich w kubku kogel mogel z żółtek jajek z cukrem, aby je wzmocnić. Córki były teraz jego oczkiem w głowie. Grypa była ostra, nie chciała się poddawać. Jasia i Kasia walczyły z kaszlem i wysoką temperaturą, wyraźnie były umęczone. Szpital robił co tylko było możliwe, aby nie umarły z wycieńczenia. Cały czas były podłączone do kroplówek. Wysoka temperatura zaczęła spadać dopiero po trzech dniach tego koszmaru. Po tygodniu pojawiły się uśmiechy na twarzach. Wrócił im apetyt i z jedzeniem wyraźnie wracały do zdrowia. Rodzice zapewniali im stały dostęp do soków i owoców. Po dziesięciu dniach w szpitalu Jasia i Kasia zdrowe wróciły do domu.

Choroba dziewczynek jeszcze bardziej zbliżyła do siebie Jana i Ewę. Jan porzucił swój plan rozwodu ab skorzystać z połowy podziału majątku. Pokochał Ewę i córki i nie mógł sobie wyobrazić życia swingera jakie prowadził kilka lat temu. Uważał Ewę za bardzo wartościową kobietę, która była jego aniołem. Córki kochał ponad życie. Bardzo się zmienił, uwielbiał swoją rodzinę.
Jan i Ewa z pomocą prawnika przygotowali testamenty przepisując cały majątek na korzyść córek w przypadku ich nagłej śmierci. Dało im to spokój, iż materialna przyszłość dzieci była zapewniona. Mogły wybrać studia jakie chciały, bez troski o pieniądze zapewnione na całe życie.

Dla Jana i Ewy przyszłość była wyznaczona obowiązkiem opieki nad dziećmi oraz dalszą działalnością inwestycyjną. Ewa postanowiła zdobyć uprawnienia maklerskie, aby zgodnie z prawem inwestować pieniądze klientów. Uzyskanie akceptacji decydentów było utrudnione przez posiadanie jedynie dyplomu szkoły podstawowej, jednak jej doświadczenie oraz osiągnięcia na giełdzie kapitałowej stanowiły istotny argument. Jej firma inwestycje „Inwestycje Żytomierskich” gwałtownie zdobyła kilkaset nowych klientów. Obracała teraz ponad miliardem złotych kapitału z przeciętnym zyskiem do 20% rocznie.
Zespół Ewy miał teraz selektywnie zatrudnionych kilku bystrych maklerów, którzy pomagali klientom inwestować pieniądze. Jej firma miała konta maklerskie na wielu giełdach w Europie i w Ameryce. Z czasem pojawili się zagraniczni klienci, głównie z państw arabskich, którzy miały duże dochody z wydobycia ropy naftowej. Ze względu bezpieczeństwa chcieli inwestować część swego majątku zagranicą.
Ewa musiała być ostrożna, aby nie brać udziału w praniu pieniędzy przez gangi narkotykowe. W tym celu stworzyła stanowisko dla byłego oficera policji, który miał doświadczenie z rozpoznawaniem nielegalnych pieniędzy.
Finansowa policja śledziła ją przez jej bank, który co roku zdawał raport od jej działalności. Ewa musiała wyjaśniać, jak zarabiała pieniądze i przesyłać kopie zeznań podatkowych. Dzięki temu unikała żmudnych audytów.

Po dziesięciu latach działalności inwestycyjnej wartość jej firmy przekroczyła miliard złotych. Jeździła po mieście luksusowym samochodem marki Maybach z kierowcą/ochroniarzem. Dbała o siebie, była cenioną klientką najdroższych salonów piękności w Warszawie. Prowadziła też działalność charytatywną.
Ewa dbała też o Jana, który był jej mężem, kochankiem i powiernikiem. Jako iż był od niej o wiele starszy co roku wysyłała go do kliniki w Szwajcarii w celu filtracji krwi. Ten proces odmładniał Jana i dawał mu więcej energii. Był jej za to bardzo wdzięczny.
Córki Jasia i Kasia w wieku czterech lat zaczęły ćwiczyć japońską sztukę walki karate. Ewa uważała to za konieczne w celu nauki ducha walki w salach konferencyjnych dużych korporacji. W Japonii sztuka walki polega na intuicyjnym rozpoznaniu intencji przeciwnika, co pozwala przewidzieć kierunek ataku jeszcze przed jego wykonaniem. Wymaga to praktyki z drewnianymi szablami katana, gdzie dwoje stoi naprzeciw siebie in na rozkaz instruktora uderzają przeciwnika z dowolnej strony. Wyczucie uderzenia wymaga wieloletniej praktyki, jest to doświadczenie duchowe. Bliźniaczki chętnie przystały na taką zabawę i w krótkim czasie potrafiły wyczuć zamierzone uderzenia swoich przeciwników. To znaczy nauczyły się walczyć duchem. Najbardziej wymagające były w ćwiczeniach między sobą.

Dziewczynki miały dobre geny od rodziców. Były rezolutne i wesołe. Miały dobre stopnie ze szkolnych zajęć mimo wysokiego poziomu prywatnej edukacji i wymagających nauczycieli. Były szkolone, aby w przyszłości zająć elitarne stanowiska.
Do szkoły codziennie woził je i przywoził kierowca ochroniarz Tom firmowym Maybachem. Często było to jego jedynie zadanie na cały dzień. Miał on czarny pas judo i pozwolenie na krótką broń.

Ewa, która z powodu biedy miała tylko dyplom szkoły podstawowej z dumą obserwowała postęp swoich córek, które miały optymalne warunki rozwoju. Wielki postęp w czasie jednej tylko generacji.
Mieszkali teraz w ogrodzonej bogatej dzielnicy Wilanowa w Warszawie. Ich segment zawierał duże pokoje, trzy łazienki, ogrodowe jacuzzi i garaż na trzy samochody dla siebie i gości.

Wjazdu do tej prywatnej dzielnicy pilnowała ochrona 24 godziny na dobę. Można było tam wjechać tylko po uzyskaniu pozwolenia od właścicieli posesji.
Wiele osób, w tym głównie politycy nagabywało państwo Żytomierskich o pieniądze. Żytomierscy unikali takich sytuacji, ale czasem nie było to możliwe. Zaczęli wspierać biznesy młodych ludzi, które zapowiadały dobre zyski. Ta pomoc była na zasadzie kupna udziałów. Ponad 60 % tych inwestycji dawało zyski co było motywacją do dalszej pomocy młodym przedsiębiorcom.

Jasi i Kasia dostały dyplomy ukończenia liceum i dostały się na studia. Razem wybrały studia w London School of Economics aby w przyszłości przejąć firmę „Inwestycje Żytomierskich”. London dawał im międzynarodowe doświadczenie, które uważały za konieczne na przyszłość. Szczególnie zwracały uwagę na rynki dalekiej Azji.
Ewa w wieku 50 lat dysponowała ponad miliardem złotych kapitału. Stała się miliarderką. Nie dyplomy a chęć szczera zrobiła z Ewy miliardera. Był to czas na celebrację. Zaprosili więc państwo Markowskich na kolację, szofer przywiózł ich Maybachem. Gosposia przygotowała wystawny posiłek. Wołowy Prime Rib z kartoflami puree i peruwiańskie szparagi. Wino to jakościowy Merlot z Chile. Szofer ochroniarz Tom razem z nimi zjadł kolację. Ewa jeszcze raz podziękowała Markowskim za zabranie jej do swego domu, kiedy padła z powodu wycieńczenia przy szosie. Markowscy byli z niej dumni!
Rok później zmarli Markowscy. Najpierw odszedł Fryderyk Markowski a dwa dni potem odeszła Józefina Markowska. Pochowano ich w rodzinnym grobie w Warszawie na Powązkach. Zaraz po ich pogrzebie zmarła ich gosposia Helena. Traktowano ją jako część rodziny i pochowano z granitowym nagrobkiem. Helena był wiekowa i to był jej czas, aby spokojnie odejść.

Jan zaczął mieć problemy z pamięcią w wieku 75 lat. Zapominał wiele rzeczy co go bardzo męczyło. Miał trudności z mową. Diagnoza wykazała chorobę Alzheimera. Rodzina była zdewastowana, ale nic nie mogło zatrzymać postępu tej strasznej choroby. Kiedy przestał rozpoznawać członków rodziny i wypróżniał się w łóżku postanowiono oddać go do domu opieki. Kasia znalazła renowowane miejsce, stać ją było na opłacenie dobrej usługi. Był on jedynym mężczyzną w jej życiu i jej opiekunem przez prawie 30 lat.
Jan z powodu choroby nie był w stanie kontrolować swoich emocji. Tak jak przedtem starał się pokazywać tylko dobrą stronę swojej osobowości to teraz wychodziło z niego całe zło, które ukrywał przez wiele lat w sobie. Pracownicy domu opieki mieli z nim trudności, ponieważ bywał bardzo złośliwy. Głośno przeklinał i wyzywał ludzi w najgorszych słowach. Myślał, iż wszyscy chcą go okraść i pozbawić życia. Częściowo było to prawdą, ponieważ był wyjątkowo upierdliwy. Pielęgniarki zamierzały podać mu wysoką dawkę insuliny, ale obawiały się konsekwencji. Ale kiedy zaczął w nie rzucać swoimi odchodami miarka się przebrała i jego koniec był nieunikniony.

Śmierć była dla Jana wyzwoleniem z okrutnej choroby, która mu odebrała kontrolę nad ciałem i umysłem. Odszedł gwałtownie po zastrzyku dużej dawki insuliny. Pokazało mu się jasne kojące światło, z którego biła bezgraniczna miłość. Po jego twarzy spłynęły łzy szczęścia. Czuł, iż jego dusza wraca do domu!

Zastrzyk nadmiernej dawki insuliny nie spowodował śledztwa. Brak konsekwencji z powodu jego śmierci wynikał z jego wieku i wieloletniej cukrzycy. Pracownicy ośrodka opieki byli zadowoleni z odejścia trudnego pacjenta, który im ubliżał i rzucał w nich swoich łajnem. Koniec często jest smutny, ale należy też wspominać dobre momenty w życiu. Koniec to bardzo mały procent ludzkiego życia i trudny do oceny.

Mimo iż Jan planował wzbogacić się kosztem Ewy, to ona swoja kulturą i intelektem przejęła nad nim kontrolę. Razem przeżyli ponad 30 lat jako para. Mieli szczęśliwe życie.
Ewa pochowała Jana w obrządku buddyjskim. Jan wiele lat temu odszedł od katolickiego kościoła, który uważał za organizację żerującą na nieświadomych ludziach głównie w celu władzy i materialnych zysków. Kiedy jako młody chłopiec przestał być ministrantem w kościele do zbierania na tacę pieniędzy spotkał księdza na ulicy, który mu powiedział: spsiałeś Jasiu, spsiałeś. W kościele nudziło go zbieranie na tacę pieniędzy i powtarzalne odmawianie pacierzy. Nie widział w tym możliwości wzbogacenia ducha. Z czasem stał się medytacyjnym buddystą.

Ciało Jana spoczęło na cmentarzu bez religijnej denominacji. Przy jego grobie stała najbliższa rodzina; żona Ewa i córki Kasia i Jasia. Dwóch buddyjskich mnichów nuciło mantry, aby ułatwić duszy odejście w Wszechświaty. Na granitowym nagrobku był wyryty napis: WDZIĘCZNY ZA DOBRE ŻYCIE Z HONOREM.
Z ciekawości na pogrzeb Jana, jako iż był bogatym człowiekiem przybyło wielu ludzi. Nie wiedzieli, iż to jego żona Ewa była główną bohaterką na pogrzebie. Wielu ją pamiętało jako znajdę z ulicy.

Stanisław Tymiński

Idź do oryginalnego materiału