Sprzedaj mieszkanie rodziców albo odejdę: mąż zmusza mnie do wyboru między przeszłością a małżeństwem

twojacena.pl 1 tydzień temu

**Dziennik osobisty**

Nigdy nie sądziłam, iż człowiek, z którym dzieliłam dach i chleb, może nagle stać się obcym. Że ten, który przysięgał być moją podporą, pewnego dnia zepchnie mnie w taki kąt, iż zabraknie mi tchu. Ale właśnie to dzieje się w moim życiu. Nazywam się Katarzyna, mam trzydzieści osiem lat i stoję przed bezlitosnym ultimatum od męża, który jeszcze niedawno wydawał się najpewniejszą ostoją.

Z Wojciechem wzięliśmy ślub sześć lat temu. Był już po rozwodzie, miał dwójkę dzieci z poprzedniego małżeństwa. Od początku wiedziałam, iż wchodzę w trudną sytuację, ale mnie to nie przerażało. Zaakceptowałam jego dzieci, starałam się być dla nich dobra i troskliwa. On pomagał im finansowo i nigdy nie protestowałam. Rozumiałam, iż ma obowiązki, nie chciałam stawać między nim a jego dziećmi.

Mieszkaliśmy w wynajętym mieszkaniu w Krakowie, oboje pracowaliśmy, ale z pieniędzmi zawsze było krucho. Ja byłam księgową, on pracował w warsztacie samochodowym. W pewnym momencie sytuacja stała się krytyczna: kredyty, opóźnienia w rachunkach, ciągłe oszczędzanie na wszystkim. Marzyłam o własnych dzieciach, ale upragniona ciąża nie nadchodziła. Po trzydziestce zaczęliśmy badania. Diagnoza była brutalna – niepłodność. Było mi ciężko, ale starałam się trzymać.

Wtedy Wojciech zaproponował, żebyśmy przeprowadzili się do jego rodziców na wieś pod Nowym Sączem. Mówił, iż potrzebują pomocy w gospodarstwie, a my przynajmniej zaoszczędzimy. Wstrzymywałam decyzję, ale w końcu się zgodziłam. Wszystko lepsze niż liczenie groszy do wypłaty. Zamieszkaliśmy w starym, ale przestronnym domu jego rodziców. Było tam cicho, świeże powietrze, swoje warzywa i kury – ale od pierwszego dnia czułam się obco. Teściowa traktowała mnie jak intruza. Każdy mój krok był komentowany, każdy gest krytykowany.

Wszystko zmieniło się rok temu, kiedy zmarł mój ojciec. Razem z mamą straciłyśmy najbliższego mężczyznę. Zostawił mi w spadku swoje mieszkanie w Tarnowie. Przestronne „dwa pokoje z kuchnią” w dobrej dzielnicy. Gdy dopełniły się formalności, po raz pierwszy od dawna poczułam, iż znów mam stały grunt pod nogami. Zaproponowałam Wojciechowi, żebyśmy się tam przeprowadzili. Powiedziałam: „To szansa, by zacząć od nowa. Mieć coś swojego”. Ale on odparł stanowczo:

— Nie zostawię rodziców. Liczą na mnie.

Początkowo przyjęłam to spokojnie. Ale po miesiącu rzucił coś, co odebrało mnie ziemię pod nogami:

— Trzeba sprzedać mieszkanie. Pieniądze zainwestujemy w remont domu rodziców. Wymienimy dach, łazienkę, ocieplimy ściany. I tak tu mieszkamy.

Nie wierzyłam własnym uszom.

— Wojciech, to przecież mieszkanie mojego ojca! Jego praca, jego pamięć. Jak ty to sobie wyobrażasz?

— A jak inaczej? Chcesz dzieci, a my nie mamy choćby normalnych warunków. Co, będziesz trzymać to mieszkanie puste, podczas gdy my siedzimy w wilgotnym domu z pękanym tynkiem?

Próbowałam tłumaczyć, iż nie mogę tak po prostu wyrzucić tego, co zostawił mi ojciec. Że to nie tylko metry kwadratowe – to jego miłość, jego troska. Wojciech najpierw milczał, potem zaczął naciskać. Z dnia na dzień stawał się coraz twardszy. Już nie prosił – żądał. A w końcu padły słowa:

— Albo sprzedajesz to mieszkanie, albo odchodzę.

Zdrętwiałam. Postawił mi ultimatum. Szantażował. Rozbijał moje wspomnienia, moje przywiązanie, moją przeszłość. Wszystko tylko po to, by włożyć pieniądze do domu jego rodziców – nie naszego. Nie w naszą przyszłość. Tylko w życie, w którym i tak nigdy nie byłam mile widziana.

Teraz chodzę po pokoju i nie wiem, jak oddychać. Moja mama jest załamana. Mówi, iż ojciec nigdy by na to nie pozwolił. Że żyliśmy ze sobą w idealnej harmonii, a to mieszkanie to jego ostatnie „jestem przy tobie”. A ja? Rozpadam się. W głowie mam chaos. Serce pęka, bo wciąż kocham Wojciecha. Ale on patrzy na mnie jak na lokatę bankową, którą czas wypłacić.

Nie wiem, co robić. Sprzedać – to zdrada. Nie sprzedać – zostać sama? Ale czy człowiek, który stawia ultimatum, sam nie jest już zdradą? Czy da się żyć, gdy miłość mierzy się w metrach kwadratowych i kosztorysie remontu?

Jestem w ślepej uliczce. Po raz pierwszy w życiu nie wiem, co wybrać. Ale jedno wiem na pewno – nie jestem już gotowa ofiarować siebie dla cudzego komfortu. choćby jeżeli ten „obcy” to mój mąż.

Idź do oryginalnego materiału