„Sprzedaj mieszkanie rodziców albo odchodzę”: jak mąż postawił mnie przed wyborem między przeszłością a małżeństwem

newskey24.com 1 tydzień temu

„Sprzedaj mieszkanie rodziców — inaczej odejdę”: jak mój mąż postawił mnie przed wyborem między przeszłością a małżeństwem

Nigdy bym nie pomyślała, iż człowiek, z którym dzielę życie, nagle może stać się obcy. Że ktoś, kto obiecywał być wsparciem, pewnego dnia przyciśnie cię do muru tak mocno, iż zabraknie tchu. A jednak właśnie to dzieje się w moim życiu. Nazywam się Agnieszka, mam trzydzieści osiem lat i stoję przed bezlitosnym ultimatum od męża, który kiedyś wydawał się najpewniejszą osobą na świecie.

Z Tomaszem wzięliśmy ślub sześć lat temu. Był już po rozwodzie, miał dwójkę dzieci z poprzedniego małżeństwa. Od początku wiedziałam, iż wchodzę w skomplikowaną sytuację. Ale mnie to nie przerażało. Zaakceptowałam jego dzieci, starałam się być dla nich dobrą i troskliwą. Pomagał im finansowo, nigdy się nie sprzeciwiałam. Rozumiałam jego zobowiązania i nie chciałam stawać między nim a nimi.

Mieszkaliśmy w mieszkaniu na wynajem w Łodzi, oboje pracowaliśmy, ale z pieniędzmi zawsze było krucho. Ja byłam księgową, on pracował w warsztacie samochodowym. W pewnym momencie sytuacja stała się krytyczna: kredyty, zaległe rachunki, ciągłe oszczędzanie na wszystkim. Marzyłam o własnych dzieciach, ale upragniona ciąża nie nadchodziła. Po trzydziestce zaczęliśmy badania. Diagnoza lekarzy była brutalna: niepłodność. Było mi ciężko, ale starałam się trzymać.

Wtedy Tomasz zaproponował wyprowadzkę do jego rodziców na wieś pod Kielcami. Mówił, iż oni potrzebują pomocy przy gospodarstwie, a my zaoszczędzimy. Wahałam się, ale w końcu się zgodziłam. Lepiej to niż liczyć grosze do wypłaty. Zamieszkaliśmy w starym, ale przestronnym domu jego rodziców. Było tam spokojnie, świeże powietrze, własne warzywa i kury — ale od pierwszego dnia czułam się tam obco. Teściowa mnie nie akceptowała, jakbym była intruzem. Każdy mój krok komentowała, każdy gest krytykowała.

Wszystko się zmieniło, gdy rok temu zmarł mój ojciec. Razem z mamą straciłyśmy najbliższego mężczyznę. Zostawił mi w spadku swoje mieszkanie w Radomiu. Przestronne dwa pokoje w dobrej dzielnicy. Gdy dopełniły się formalności, po raz pierwszy od dawna poczułam, iż mam pod stopami solidny grunt. Zaproponowałam Tomaszowi przeprowadzkę. Powiedziałam: „To szansa, żeby zacząć od nowa. Mieć swoje miejsce, budować wspólną przyszłość”. Ale on odparł stanowczo:

— Nie zostawię rodziców. Liczą na mnie.

Na początku przyjęłam to ze zrozumieniem. Ale miesiąc później rzucił coś, co odebrało mi oddech:

— Trzeba sprzedać mieszkanie. Pieniądze przeznaczymy na remont domu rodziców. Od razu naprawimy dach, łazienkę, ocieplimy ściany. I tak tutaj mieszkamy.

Nie wierzyłam własnym uszom.

— Tomasz, to przecież mieszkanie mojego ojca! Jego ciężka praca, jego pamięć. Jak ty to sobie wyobrażasz?

— A jak inaczej? Chcesz dzieci, a my choćby nie mamy warunków. Zamierzasz trzymać to mieszkanie puste, podczas gdy my siedzimy w wilgotnym domu z pękniętym sufitem?

Tłumaczyłam, iż nie mogę tak po prostu pozbyć się tego, co zostawił mi ojciec. Że to nie tylko metry — to jego miłość, jego troska. Tomasz najpierw milczał, potem zaczął naciskać. Z każdym dniem stawał się twardszy. Już nie proponował — żądał. A w końcu powiedział:

— Albo sprzedajesz to mieszkanie, albo odchodzę.

Zdrętwiałam. Postawił mi ultimatum. Szantażował. Niszczył moją pamięć, moje przywiązanie, moją przeszłość. Wszystko po to, żeby włożyć pieniądze w dom swoich rodziców — nie nasz. Nie w naszą przyszłość. A w życie, w którym i tak nikt na mnie nie czekał.

Teraz chodzę po pokoju i nie wiem, jak oddychać. Moja mama płacze. Mówi, iż ojciec nigdy by na to nie pozwolił. Że żyliśmy w zgodzie, a mieszkanie to jego ostatnie „jestem przy tobie”. A ja? Rozdzieram się. W głowie mam zamęt. Serce pęka, bo wciąż kocham Tomasza. Ale on patrzy na mnie jak na lokatę, którą trzeba zamknąć.

Nie wiem, co zrobić. Sprzedać — to zdrada. Nie sprzedać — zostać sama? Ale czy człowiek, który stawia ultimatum, sam nie jest już zdradą? Czy można żyć, gdy miłość mierzy się w metrach kwadratowych i kosztorysie remontu?

Teraz stoję w martwym punkcie. Po raz pierwszy w życiu nie wiem, co robić. Ale jedno wiem na pewno — nie jestem już gotowa poświęcać się dla czyjegoś komfortu. choćby jeżeli ten „ktoś” to mój mąż.

Idź do oryginalnego materiału