Spotkanie z bezdomną kobietą i dziewczynką, które zmieniło moje życie

newsempire24.com 5 dni temu

Pewnego mroźnego wieczoru zobaczyłem je — kobietę i małą dziewczynkę, siedzące na kawałku kartonu przed starym sklepem spożywczym w centrum Krakowa.

Kobieta wyglądała na wyczerpaną, jej ręce mocno obejmowały dziecko, jakby chroniąc je przed przenikliwym wiatrem. Dziewczynka, może pięcio- lub sześcioletnia, tuliła do piersi wytartego pluszowego króliczka z jednym okiem. Przed nimi stała plastikowa kubek, w której samotnie leżało kilka złotówek.

Właśnie wracałem z zakupów, ale coś w ich wyglądzie sprawiło, iż zamarłem w miejscu. Serce ścisnęło się z żalu. Po chwili wahania podszedłem.

— Dobry wieczór — powiedziałem cicho. — Może chcecie coś zjeść? Mam jedzenie w torbie.

Kobieta podniosła wzrok, a jej oczy, pełne zmęczenia, przyglądały mi się z ostrożnością.

— Byłoby bardzo miło — szepnęła ledwie słyszalnie.

Wyjąłem z torby kanapkę, jabłko i sok. Kobieta przyjęła je z wdzięcznością, ale moją uwagę przykuła dziewczynka. Nie sięgała po jedzenie. Zamiast tego jej wielkie, interesujące oczy wpatrywały się we mnie uważnie. W końcu zapytała cienkim głosikiem:

— Pan jest bogaty?

Pytanie zaskoczyło mnie. Spojrzałem na swoje ubranie — zwykłe dżinsy, ciepły sweter, nic szczególnego.

— Nie, nie specjalnie — odparłem, zmieszany. — A czemu pytasz?

Wskazała na moją torbę z zakupami.

— Pan kupił to wszystko i choćby się nie zastanawiał.

Zastygłem, nie wiedząc, co odpowiedzieć. Jej słowa, takie proste i szczere, uderzyły mnie prosto w serce. Zanim zdążyłem coś powiedzieć, dodała:

— Mama mówi, iż my zawsze musimy myśleć, zanim coś kupimy. Jak weźmiemy jedzenie, to może nie starczy na tramwaj. A jak pojedziemy tramwajem, to może dzisiaj nie zjemy.

Piers ścisnęła mi się, jakby w kleszczach. Matka dziewczynki cicho westchnęła, gładząc ją po głowie.

— Ona jest za mądra — powiedziała z gorzkim uśmiechem. — Za mądra jak na swój wiek.

Przykucnąłem, by znaleźć się na wysokości jej oczu.

— Jak masz na imię?

— Majka — odparła, lekko się uśmiechając.

Uśmiechnąłem się w odpowiedzi.

— Majka, lubisz mandarynki?

Jej twarz rozjaśniła się radością.

— Uwielbiam!

Wyjąłem z torby mandarynkę i podałem jej. Wzięła ją tak delikatnie, jakby to był skarb.

— Mama robiła herbatę z mandarynkami — oznajmiła z dumą. — Jak jeszcze mieliśmy kuchnię.

Przełknąłem ślinę, starając się nie pokazać, jak bardzo jej słowa mną wstrząsnęły.

— Brzmi przepysznie — wykrztusiłem.

Matka Majki poruszyła się nieswojo.

— Wybacz pan, nie chcę być natrętna, ale… jeżeli wie pan o jakimś noclegu… ciężko nam znaleźć bezpieczne miejsce na noc.

Natychmiast skinąłem głową.

— Sprawdzę.

Wyjąłem telefon i zacząłem szukać. Po kilku telefonach udało mi się znaleźć schronisko, gdzie były jeszcze wolne miejsca dla rodzin.

— Dziesięć minut stąd jest schronisko — powiedziałem. — Mają tam dla was miejsce i podają kolację.

Kobieta odetchnęła z ulgą, jej ramiona opadły, jakby zdjęto z nich ciężar.

— Dziękuję. Naprawdę, ogromnie dziękuję.

— Mogę was podwieźć, jeżeli chcecie.

Zawahała się, ale w końcu skinęła głową.

— To by bardzo pomogło.

Zebraliśmy ich skromne rzeczy — podniszczony plecak i parę toreb — i ruszyliśmy do mojego samochodu. W drodze Majka żywo opowiadała, co chciałaby ugotować, gdy znów będą miały kuchnię.

— Makaron z serem, naleśniki, spaghetti i herbatę mamy z mandarynkami!

Jej matka uśmiechnęła się smutno.

— Kiedyś, kochanie.

Gdy dojechaliśmy do schroniska, pracownicy przyjęli je ciepło. Zanim weszły do środka, Majka odwróciła się do mnie, mocno ściskając mandarynkę.

— Zachowam ją — powiedziała poważnie. — Na naszą kuchnię.

Łzy napłynęły mi do oczu, ale powstrzymałem je i skinąłem głową.

— Świetny pomysł, Majka.

Wracając do domu, nie mogłem przestać myśleć o jej słowach. Dla mnie mandarynka to tylko owoc, który kupuję bez zastanowienia. Dla Majki była symbolem nadziei, marzeniem o lepszym życiu. I z całego serca życzyłem, by pewnego dnia mogła zaparzyć swoją herbatę z mandarynkami we własnym domu.

Idź do oryginalnego materiału